Euro, Euro i po Euro
AutorstwaRedakcja Onlinena 21 lipca 2024
Finał Mistrzostw Europy 2024 już za nami, ale emocje jeszcze nie opadły. Rozgrywanemu w Niemczech turniejowi towarzyszyło wiele zwrotów akcji, niespodzianek, a nawet kontrowersji. Jedno jest jednak pewne – były to zawody pełne nietypowych sytuacji, do których będziemy powracać w przyszłości. Oto podsumowanie najbardziej osobliwych momentów Euro 2024.
Król strzelców
Według oficjalnych statystyk pretendentów do tego tytułu jest aż 6 piłkarzy: Niemiec Jamal Musiala, Gruzin Georges Mikautadze, Hiszpan Dani Olmo, Słowak Ivan Schranz, Anglik Harry Kane oraz Holender Cody Gakpo. Każdy z nich strzelił po 3 gole, jednakże prawdziwą gwiazdą tego turnieju okazał się Own Goal. Gole samobójcze co prawda zdarzają się na wielkich imprezach, lecz tym razem było ich aż 10, a w niektórych momentach nawet decydowały one o losach całego spotkania.
Wszystkie samobóje Euro 2024:
- Antonio Rüdiger, Niemcy – Szkocja, 87’
- Maximilian Wöber, Austria – Francja, 38’
- Robin Hranáč, Czechy – Portugalia, 69’
- Klaus Gjasula, Chorwacja – Albania, 76’
- Riccardo Calafiori, Hiszpania – Włochy, 55’
- Samet Akaydin, Turcja – Portugalia, 28’
- Donyell Malen, Holandia – Austria, 6’
- Robin Le Normand, Hiszpania – Gruzja, 18’
- Jan Vertonghen, Francja – Belgia, 85’
- Mert Müldür, Holandia – Turcja, 76’
Przepis na awans
Czego potrzeba do wygrywania meczów? Jako składniki sukcesu można wymienić determinację, szybkość, precyzję, wytrzymałość czy dobraną strategię. W praktyce rozwiązanie jest banalnie proste: wystarczy strzelać gole. Jednakże, jak pokazał ten turniej, awans do półfinału jest możliwy bez strzelenia ani jednego gola z akcji. Tak właśnie wyglądała gra reprezentacji Francji.
W pierwszym meczu z Austrią wygraną 1:0 zapewnił Trójkolorowym samobój austriackiego obrońcy Maximiliana Wöbera, za to następne spotkanie z Holandią zakończyło się bezbramkowym remisem. Co prawda w starciu z Polską Francuzi samodzielnie zdobyli bramkę, jednakże była ona wynikiem rzutu karnego wykorzystanego przez Kyliana Mbappé. O zwycięstwie Francji w 1/8 finału ponownie zadecydował gol samobójczy – tym razem jego autorem był belgijski obrońca Jan Vertonghen.
Co ciekawe, w ćwierćfinale rozgrywanym przeciwko Portugalii również nie padły żadne gole z gry – kwestia awansu została rozstrzygnięta w serii rzutów karnych, na korzyść drużyny Didiera Deschampsa. Pierwsze trafienie z akcji Francja zapisała na swoim koncie dopiero w półfinale z Hiszpanią po strzale Randala Kolo Muani’ego, co jednak nie uchroniło jej od porażki 2:1 i tym samym odpadnięcia z turnieju. Można oczywiście krytykować taki styl gry i balans bramek francuskiej drużyny, jednakże trzeba przyznać, że zajście tak daleko bez strzelenia gola z akcji to prawdziwy wyczyn.
Do trzech razy nieuznany
Podczas tego typu rozgrywek zdarzają się błędy i niejasne sytuacje. Często to właśnie odrobina szczęścia przesądza o wygranej danej drużyny. Tego szczęścia wyraźnie zabrakło jednak Romelu Lukaku, którego można okrzyknąć największym pechowcem tego turnieju – aż 3 gole Belga zostały anulowane.
W spotkaniu przeciwko Słowacji napastnik AS Roma dwukrotnie trafiał do siatki, ale jego radość dwukrotnie przerwał VAR. Za pierwszym razem Lukaku był na niewielkim spalonym, za drugim okazało się, że nieco wcześniej ręką musnął piłkę jego reprezentacyjny kolega Lois Openda. Z kolei w drugiej połowie meczu z Rumunią zawodnik pokonał bramkarza przeciwników, jednakże po chwili sędzia Szymon Marciniak po informacji z VAR zasygnalizował spalonego. Co więcej, zadecydowało o tym zaledwie kilka centymetrów.
Z tak wielkim pechem mógł konkurować chyba jedynie czeski stoper Robin Hranac, który przeciwko Portugalii strzelił samobója i zaliczył niefortunną „asystę” przy drugim golu dla rywali, a w meczu z Gruzją dziwnym zagraniem ręką sprokurował rzut karny, który nie pozwolił Czechom zdobyć trzech punktów.
Prezent urodzinowy
„Genialny dzieciak” – tak po meczu Hiszpanii z Francją okrzyknięto zdobywcę gola na 1:1, Lamine Yamala. Wówczas 16-letni hiszpański napastnik swoją bramką umożliwił wyrównanie spotkania, a w efekcie awans swojej drużyny do finału. Co ciekawe, w dniu przed ostateczną rozgrywką turnieju, zawodnik FC Barcelony skończył 17 lat, co czyni go nie tylko najmłodszym uczestnikiem w historii Euro, ale również najmłodszym piłkarzem z asystą w dziejach mistrzostw, najmłodszym strzelcem w historii rozgrywek i oczywiście najmłodszym zdobywcą mistrzostwa Starego Kontynentu. Chyba nie można sobie wyobrazić lepszego prezentu na urodziny.
Harry Kane i czara goryczy
Harry Kane – jeden z najlepszych napastników ostatniej dekady, gwiazda Tottenhamu, kapitan angielskiej reprezentacji i… zawodnik bez żadnego trofeum w karierze. Razem z kadrą narodową oraz londyńskim zespołem wystąpił w czterech finałach różnych rozgrywek, ale za każdym razem kończyły się one porażką. Po przegranej z Włochami w finale poprzedniego Euro, napastnik miał szansę przełamać złą passę w ostatecznym starciu z Hiszpanią. Jednakże to drużyna Luisa de la Fuente sięgnęła po tytuł Mistrzów Europy, zaś występ Kane’a podczas finału do udanych nie należał: zaledwie 13 kontaktów z piłką, połowa niecelnych podań, większość przegranych pojedynków, żółta kartka, aż wreszcie zmiana w 60. minucie. Tym razem football znów nie wrócił do domu, zaś Harry Kane na złamanie klątwy będzie musiał jeszcze poczekać.
Kartonik dla sędziego
Do dość nietypowej sytuacji doszło w trakcie pierwszej połowy ćwierćfinału Portugalia – Francja. Goniący za akcją angielski sędzia Michael Oliver zgubił żółtą kartkę, którą następnie zwrócił mu Portugalczyk Vitinha. W transmisji telewizyjnej wyglądało to jednak tak, jakby pomocnik „ukarał” arbitra żółtym kartonikiem. Mimo to kartki nie były nieodzownym elementem wyposażenia arbitra – do chwili wspomnianej sytuacji Oliver nie pokazał ani jednej. Ironicznie można zauważyć, że na upomnienie bardziej zasłużył sędzia poprzedniego meczu Anthony Taylor, który zdecydowanie nie popisał się niektórymi decyzjami.
Gra w otwarte karty
Kiedy wybieramy bohatera meczu, najczęściej mamy na myśli piłkarza, który wykazał się swoją grą na boisku. Jednakże w przypadku spotkania Turcji z Czechami na pierwszym planie znalazły się napomnienia w postaci żółtych i czerwonych kartek, które sędzia Istvan Kovacs pokazywał tak często, że ustalił on nowy rekord mistrzostw Europy. Łącznie podczas meczu kartki pojawiły się aż 20 razy – Czesi zebrali 2 czerwone i 7 żółtych, zaś Turcy żółty kartonik widzieli aż 11 razy. Rywalizacji tej towarzyszyły emocje tak silne, że oprócz kartek po ostatnim gwizdku sędziego na boisku doszło do bójki, nad którą musiał zapanować arbiter.
Im szybciej, tym lepiej
Tak pewnie pomyśleli sobie przed meczem z Włochami zawodnicy drużyny Albanii. Okazało się, że na strzelenie gola poprzednim mistrzom Europy potrzebowali oni jedynie 23 sekund. Autorem tego trafienia był Nedim Bajrami, który wykorzystał nieporozumienie rywali przy wyrzucie piłki z autu. Tym samym zapisał się on w historii Euro — nigdy wcześniej żaden gol na piłkarskich mistrzostwach Europy nie został zdobyty tak wcześnie. Co prawda ostatecznie Włosi odrobili straty i wygrali spotkanie 2:1, jednakże mimo to gol Albanii pozostanie jednym z najbardziej zaskakujących momentów tego Euro.
Kuriozalna grupa E
Kojarzycie tego mema ze spider-manami, którzy wskazują na siebie nawzajem? Tak można było zilustrować sytuację w grupie E, w której wszystkie zespoły (Belgia, Słowacja, Rumunia i Ukraina) przed ostatnią kolejką zmagań miały po trzy punkty. W tej dość nietypowej sytuacji o awansie do dalszej fazy rozgrywek decydował bilans bramkowy – wypadł on na niekorzyść ukraińskiej drużyny, która musiała pożegnać się z Euro. To pierwszy raz w historii, kiedy zespół z czteropunktowym dorobkiem zakończył zmagania na mistrzostwach Europy od razu po fazie grupowej. Z kolei całą grupę niespodziewanie wygrała Rumunia, wyprzedzając kolejno Belgów i Słowaków.
Polskie déjà vu
Nie, tym razem nie chodzi o schemat „mecz otwarcia – mecz o wszystko – mecz o honor”. Gdybym dostała złotówkę za każdym razem, kiedy Polska swój ostatni mecz w turnieju rozgrywała z Francją i w drugiej połowie Robert Lewandowski spudłował przy rzucie karnym, jednakże skutecznie wykorzystał powtórkę uzasadnioną wyjściem bramkarza przed linię, miałabym na swoim koncie 2 złote. Co nie jest oczywiście dużą sumą, ale to dziwne, że identyczna sytuacja miała miejsce dwa razy. Mowa tu oczywiście o ostatnim meczu Polaków podczas mundialu w Katarze w grudniu 2022 roku oraz trzecim spotkaniu kadry Michała Probierza na tegorocznym Euro. Niby nic dwa razy się nie zdarza, a jednak można odczuć lekkie déjà vu.
Aleksandra Kubas
Zdjęcie w tle: PAP