Czarne życie kolorowej gwiazdy
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 14 grudnia 2020
Kiedy myślę: „Violetta Villas”, to mam przed oczami konkretny obraz. Kobietę o długich, gęstych blond włosach, których pukle spadają na ogromne, kolorowe suknie. Białe rękawiczki, kapelusz, a w dłoni oczywiście mikrofon. Pierwszy utwór, który przychodzi mi na myśl, to Do Ciebie mamo, którego pierwsze nuty wywołują łzy dosłownie kapiące ciurkiem z oczu. Myślę, że tak też pamięta ją młodsza widownia – jako starszą panią w ogromnych włosach i dużych, nieco kiczowatych sukienkach. Swego czasu wielka gwiazda, uwielbiana przez tłumy, być może jej utwory wciąż można usłyszeć w domach Waszych babć i dziadków. Spory skandal wokół jej śmierci, choć zdecydowanie chętniej użyłabym słowa morderstwa, lecz taki zarzut nie został postawiony. Na to, czy powinien, wielu ma pewnie własną teorię, nie wyłączając mojej osoby, lecz skupmy się na faktach.
A fakty są takie, że chociaż życie Violetty Villas wyglądało na piękne, lekkie i przyjemne, bo przecież w końcu zarobiła niemałe pieniądze, miała cudowną posiadłość, drogie futra i samochody, to w rzeczywistości borykała się z ogromnymi problemami.
W wieku siedemnastu lat ojciec zmusił ją do małżeństwa ze starszym Piotrem Gospodarkiem. Violetta Villas marzyła o wielkiej sławie, jednak ojciec widział ją w roli gospodyni domowej z gromadką dzieci. Kiedy urodził się Krzysztof, jej syn, uciekła z nim do Szczecina.
W końcu zrobiła karierę. Występy w Paryżu, Szwajcaria, Kanada… Wreszcie Las Vegas i słynne występy z Frankiem Sinatrą, Deanem Martinem czy Paulem Anką. Osobisty stylista z domu mody Dior; na scenę wjeżdżała na białym koniu lub Jaguarem. Niewielu jest w stanie udźwignąć tak wielką sławę. Niestety Violetta Villas nie należała do tej grupy.
Szybko uzależniła się od narkotyków. Od stanów euforii popadała w stany depresyjne. Mówiła: “Komuniści chcieli zrobić ze mnie szpiega.”. A jako agentka posługiwała się pseudonimem Gabriella. Jej syn żalił się, że matka jest bardzo chora. Za to Villas publicznie go beształa; mediom mówiła, że to już nie jej syn, że go wydziedziczy. Tak w końcu zrobiła. Kiedy wyzbyła się wszelkiego majątku, mieszkała w nędzy. Wróciła do rodzinnego domu w Lewinie i żyła w tragicznych warunkach, otoczona obrazami Jezusa, Maryi i własnymi zdjęciami. W domu było zimno i brudno. Villas opiekowała się siedemdziesięcioma psami, choć nie było jej stać na opiekę nad nimi. W końcu zabrano ją do szpitala psychiatrycznego. W swoim pamiętniku pisała, że zrobiono to podstępem – uprzednio więziona była przez kilka dni w swoim domu bez jedzenia i picia. Po wyjściu ze szpitala nic się nie zmieniło. Ciągle się modliła, ze wszystkimi witała się mówiąc “Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze dziewica”. Mediom donoszono, że jej opiekunka znęca się nad nią i upija ją alkoholem. Rodzina i znajomi próbowali interweniować, jednak wszystkich od siebie odtrącała. Finalnie Elżbieta Budzyńska, opiekunka, odcięła ją od świata. Piątego grudnia dwa tysiące jedenastego roku zadzwoniła po pogotowie ze względu na zły stan podopiecznej. Kiedy pomoc nadeszła, Violetta Villas już nie żyła. Sekcja zwłok potwierdziła złamanie szyjki kości udowej, uraz klatki piersiowej, a także przebyte zapalenie płuc. Na jej ciele widoczne były odleżyny i krwiaki. Budzyńska wcześniej nie wezwała lekarza, mimo bardzo złego stanu Villas. W trakcie interwencji była nietrzeźwa, badania wykazały ponad trzy promile alkoholu w jej krwi.
Wielka diva, niegdyś określana “fenomenalną Polką”, “białym krukiem wokalistyki światowej” ostatnie lata swojego życia spędziła w nędzy. Jej śmierć poprzedziła kilkunastogodzinna agonia.
Elżbieta Budzyńska skazana została na półtora roku więzienia za znęcanie się psychiczne i fizyczne nad Violettą Villas. Czy jej ostatnie lata mogłyby wyglądać inaczej, gdyby rodzinie udało się wyrwać ją z rąk “opiekunki”? Czy gdyby niegdyś znalazła się przy niej właściwa osoba, udałoby jej się poradzić sobie z trudami sławy? Czy dalej moglibyśmy oglądać divę na ekranie?
Już nigdy nie poznamy odpowiedzi na to pytanie. Być może jednak będziemy bardziej ostrożni i wyczuleni na wciskanie kitu o urokach sławy.
Paulina Massopust