Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Anime, których nie polecać na początek

Autorstwana 5 maja 2023

3 razy na nie

Anime jest szerokim medium, w którym każdy może zaleźć coś dla siebie. Zaczynając od tradycyjnych batlle shounenów z protagonistami biegającymi po ścianach i dzierżącymi 2 metrowe miecze, przez psychologiczne serie kryminalne, na bardzo dziwnych rzeczach kończąc. Jeśli kiedyś znajomy lub znajoma zapyta Was, od czego zacząć, to po pierwsze gratuluje skuszenia niewinnej ofiary, a po drugie – nie rekomenduje zaczynania od tych dziwniejszych rzeczy.

Ofiarę najpierw trzeba skusić, a dopiero potem wrzucać na głębokie wody. Jeśli jednak sami macie za sobą wiele obejrzanych serii lub chcecie z jakiegoś powodu zaserwować znajomym terapię szokową, może rzucić okiem na listę poniższych tytułów, których osobiście nie rekomendowałbym świeżakom dopiero zapoznającym się z „chińskimi bajkami”.

Moje oczy płoną – czyli dziwny styl graficzny

Przede wszystkim przeszkodą mogą być kwestie wizualne i dla widzów przyzwyczajonych do animacji od Disneya i Warner Bros. Szokiem mogą być jakiekolwiek serie bardziej eksperymentujące z formą. Dlatego nie zmuszałbym do siadania przed ekran, by oglądać działa Masaaki Yuasy, którego styl jest dość niezwykły, nawet jak na standardy anime. Ping Pong the Animation, czy Tatami Galaxy mogą po prostu przytłoczyć graficznie. Z perspektywy czasu i wielu obejrzanych tytułów, sam doceniam takie eksperymenty, lecz domyślam się, że gdyby ktoś dał mi je do obejrzenia na start, to pewnie uciekłbym z wrzaskiem.

Innym problemem może być reżyseria, animacja oraz ogólny kierunek artystyczny. Przykładowo seria Monogatari (którą kocham całym sercem), momentami rzuca plansze tekstu na ekran z szybkością uniemożliwiającą ich odczytanie, same sceny są pocięte i przedstawiane w sposób, który określiłbym artystycznym chaosem. Buduje to tożsamość anime, ale z pewnością nie jest dobrym punktem wejścia.

Tak samo Mononoke bawiące się scenerią i pozwalające sobie na momentami wręcz nieprzyjemne przedłużone ujęcia, co w połączeniu z niecodziennymi deseignami buduje klimat horroru. Jest to jednak po prostu ciężkie przeżycie estetyczne, nawet dla osoby, która obejrzała już bardzo wiele anime, a nie mówiąc już o przytłoczeniu tematycznym. Jeden ark to po prostu japońska wersja psychoanalizy Freuda w wydaniu anime.

Krótko mówiąc – uwaga na wizualia, ponieważ mimo wszystko dużo ludzi ocenia książkę po okładce, a anime po stylu graficznym. Jeżeli więc wrzucicie przyjaciela lub przyjaciółkę zaraz po Zaplątanych, lub Zwierzogrodzie w Bakemonogatari, to szok poznawczy może być jednak zbyt duży.

Kontekst i jego brak

Strzałem w kolano jest również moim zdaniem polecanie serii wymagających zrozumienia innych produkcji lub ogólnych tropów narracyjnych egzystujących w anime. Świetnym tego typu przykładem jest Gintama, operująca na subwersywnym wykorzystywaniu oczekiwań widza i parodii znanych mu postaci czy fabuł. Osoba nieoglądająca Death Note’a mniej doceni fillerowy epizod z jedzeniem gorącego kociołka albo mniej lub bardziej subtelnych nawiązań w designie, parodiujących Jojo, Assassination Classroom czy Kapitana Tsubase.

Nie mówię, że do seansu Gintamy trzeba wszystkie te seriale nadrabiać, ale zupełnie zerowy kontekst może unieprzyjemnić oglądanie tego dzieła. Podobnie sytuacja ma się ze wcześniej wspomnianą serią Monogatari, która często łamie czwartą ścianę, jawnie kpi sobie ze schematów np. w momencie, gdy protagonistka sama siebie określa jako tsundere lub nawiązuje do swojej aktorki głosowej.

Również seriami redefiniujące gatunki – jak Madoka Magica – zapewne będzie ciosem w potylicę dla fanów i fanek maho shoujo wychowanych na produkcjach jak Sailoor Moon czy Konosuba, a za to otrzyma dodatkowe punktu u fanów isekai, bardziej rozumiejących wyśmiewane konwencje. Bez tej znajomości dalej mogą być świetną rozrywką broniąca się samą w sobie, jednak utrata zrozumienia roli tych seriali w ogólnym rozwoju anime byłaby w moich oczach stratą dla widzów.

Nie znaczy to, że do każdej z tych serii należy dla kontekstu obejrzeć 100 anime i przeczytać kilka encyklopedii. Mimo to sam nie polecałbym ich jako zupełnie pierwszego kontaktu ze światem japońskich animacji. Nawet ja, po naprawdę wielu seansach (zbyt wielu) różnych serii, łapię się często na niezrozumieniu czegoś w Ginatamie. Nie psuje mi to wyśmienitej zabawy, ale pokazuje, jak ważny w tego typu seriach jest właśnie kontekst innych dzieł.

„Bo we mnie jest seks gorący jak samum…”

Bardzo kontrowersyjną i obrazoburczą tematyką w kontekście anime są kwestie erotyczne i oskarżenia o demoralizacje poprzez normalizowanie i ich promowanie. Sam nie cierpię tej narracji, odznaczania wiekowe nie są od parady i jak widzę anime z kategori R, to nie oczekuję rozrywki family friendly. Gdy anime jest oznaczonej jako echii, wiem, że pojawią się sceny fanserwisowe. Nie lubię więc oburzania się o sugestywne sceny w anime, gdy jest to jego celem jak np. w Prisoon School, Kill la Kill i nieśmiertelnym High School DxD.

Narracje echii nie są z gruntu złe i choć w gruncie rzeczy są po prostu spełnianiem fantazji, tak nie shamnigowałbym fanek 6 paków w Free ani fanów bohaterek z DxD. Niech se każdy ogląda, na co ma ochotę.

To rzekłszy, nie wrzucałbym też nowych odbiorców od razu do oglądania echii-haremów. Anime ma i tak złą sławę, i jawi się w pewnych narracjach jako rozrywka dla perwertów, więc po co im przyznawać rację. Zwłaszcza w momentach, gdy w telewizji jako anime wychodzą takie „perełki” jak Redo of Healer (jakie medium takie 50 twarzy Grey’a i 365 dni) lub Ishuzoku Reviewers. Żeby nie było nie bronie oglądania tych seriali, ale jak babcie kocham, nie wrzucajcie niewinnych duszyczek na pierwszy ogień w Redo of Healer. Uciekną i na zawsze będą myśleć o anime jako złu wcielonym, a ja nawet ich za to nie będę winił.

A Wy czego NIE polecacie?

Jestem ciekaw, jak wielu z Was zetknęło się ze złą rekomendacją początkową. Ja jestem winny wciągnięcia przyjaciela w anime za pomocą Bakemongatari, czego on do tej pory mi nie wybaczył. Sam zaś zaczynałem tak normicko, jak tylko się da, bo moim pierwszym anime był Death Note. Nie używajcie tej listy do torturowania biednych nieznających medium osób i sami bawcie się dobrze, jeśli spróbujecie sięgnąć po któreś z wymienionych serii. No, chyba że sięgniecie po Redo of Healer. Nie sięgajcie po Redo of Healer.

Patryk Długosz

Oznaczono, jako

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close