Potężne organy i brzmienia pełne kontemplacji
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 11 grudnia 2022
Relacja z 55 Dni muzyki organowej w Krakowie
4 grudnia mury krakowskiej filharmonii ugościły wielu melomanów, którzy mieli okazję wysłuchać muzyki organowej w nieco innym wydaniu. Organy – wspaniały i potężny instrument, zazwyczaj kojarzony tylko z kościołem i jeszcze ze znaną niemal na całym globie bachowską Toccatą i fugą d-moll. I tym razem też pojawił się Bach, ale oprócz niego Mateusz Rzewuski, wykonawca koncertu, postawił na dzieła wywodzące się m.in. z neoromantyzmu, czyli okresu, w którym powstało wiele dzieł przeznaczonych dla orkiestr. Swój koncert rozpoczął mocnym akcentem wraz z Preludio festivo z II Symfonii organowej op. 45 Feliksa Nowowiejskiego.
Następnie przeniósł słuchaczy do bachowskiego uniwersum, wykonując Liebster Jesu, wir sind hier (Najdroższy Jezu, jesteśmy tutaj) BMV 731. Po wybrzmieniu ostatnich tonów tego barokowego dzieła przyszedł czas na Capriccio fis- moll op. 36 Mieczysława Surzyńskiego, które wypełniło całą salę dźwiękami uroczystego tonu. Nie zabrakło również kompozycji własnych, bowiem Rzewuski zaprezentował publiczności swoje Andante w stylu romantycznym, a także Scherzo symphonique. Były to bardzo ciekawe propozycje ze względu na mieszankę złożoną z inspiracji stylem epoki romantyzmu oraz akcentów od siebie, prosto z muzycznego serca. Wszystkich przerażonych i zawiedzionych tym, że Bach pojawił się tylko raz w trakcie występu, mam ogromną przyjemność pocieszyć; wybrzmiało bowiem jeszcze Preludium i fuga g-moll WoO 10. Zawitało też po raz kolejny królestwo polifonii, monumentalizmu brzmieniowego oraz barokowego przepychu, pełnego najczystszego piękna.
Z Niemiec odbyła się podróż do Francji i pierwszym przystankiem w tym kraju okazał się Camille Saint-Saëns i jego Łabędź z cyklu Karnawał zwierząt (transkrypcja: A. Guilmant). Warto zaznaczyć, że Rzewuski podjął się nietypowej aranżacji, ponieważ w oryginalnej wersji ten zwiewny i niezwykle eteryczny utwór przeznaczony jest na wiolonczelę i fortepian. Rzewuski użył wielce bogatej organowej palety dźwięków do namalowania innego obrazu tego dzieła i tym samym ukazania tego potężnego instrumentu w nieco innym, bardziej delikatnym wydaniu. Sala wypełniła się dźwiękami, które utworzyły aurę idealną do kontemplacji i rozmarzenia. Kolejnym przystankiem na muzycznej mapie Francji i zarazem ostatnim punktem całego koncertu było ukazujące potęgę organów Preludium i fuga g-moll, op. 7 nr 3 Marcela Dupré.
Utworzenie klamry muzyczno-kompozycyjnej przez Mateusza Rzewuskiego, czyli umiejscowienie zarówno na początku, jak i na końcu, doniośle i monumentalnie brzmiących utworów, było nieszablonowym i intrygującym zabiegiem. Chociaż muszę przyznać, że zakończenie koncertu kompozycją Marcela Dupré było drastycznym wybudzeniem publiczności z marzycielskiego letargu wytworzonego przez Łabędzia. Jeśli chodzi o ogólne wrażenia, to w pierwszej chwili po opuszczeniu sali miałam lekki niedosyt ze względu na stosunkowo krótki czas koncertu. Godzina minęła w mgnieniu oka. Ostatecznie jednak uważam, że repertuar został skonstruowany przez Rzewuskiego bardzo dobrze, bo ukazał różne oblicza tego kościelnego instrumentu. Myślę, że tamto muzyczne przeżycie było dla mnie niebanalnym i rozwijającym doznaniem, ponieważ mogłam po raz pierwszy usłyszeć organy w nieco innej postaci.
Karolina Harchut