Płynąć przez przestwór oceanu…
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 11 marca 2020
Recenzja płyty Lonker See – ,,Hamza”
Polska grupa Lonker See kontynuuje swoje psychodeliczno-jazzowe podejście do na wpół instrumentalnej muzyki na swoim trzecim albumie pt. „Hamza”. Składa się na niego siedem dłuższych, wyraźnie bazujących na improwizacji utworów, zamykających się w przedziale czasowym dziesięciu minut. Wokale wycofane są w cień do granic możliwości, a prawdziwym wokalistą okazuje się być często przyćmiewający resztę kompozycji saksofon. Od pierwszych, floydowych akordów otwierającego całą kompozycję „Infinite Garden”, zabierani jesteśmy w stonerową, międzygwiezdną podróż oferowaną przez nowy album polskiego projektu. Wyprawa ta jest tym milsza, że wyraźnie słychać wysoki poziom występujących tutaj muzyków – cała grupa brzmi jak jeden organizm, raz po raz pokazujący się z innej, coraz to ciekawszej strony słuchaczom.
Na całej długości płyty produkcja jest do granic możliwości spójna – zbyt spójna, można by powiedzieć. Do ostatnich dźwięków wszystkie instrumenty razem z wokalem znajdują się dokładnie w tych samych miejscach, brzmią ciągle tak samo. Czy to źle? Ciężko powiedzieć, ale na pewno dzięki temu całość zyskuje brzmienie albumu koncertowego. Odrobinę to szkodzi jednak rytmowi płyty, której monotonia może być dla niektórych odpychająca. Faktycznie, ostatnie minuty tej 54-minutowej kompozycji wydają się odrobinę nudzić słuchacza, sugerując skrócenie całości. Niemniej, na pewno pewna grupa odbiorców będzie doceniać konsekwentność Polaków.
Na pierwszy rzut oka widać, że zespołowi nie zależy na rozwijaniu koncepcji panujących obecnie gatunków muzycznych, uzyskując na nowym krążku spóźnione o pół wieku retro brzmienie. Nie każda płyta musi jednak prowadzić za sobą rewolucję i nie powinno to być odbierane jak obelga. „Hamza” jest surowym, bardzo często nie stroniącym od dysonansów tworem, na którym muzycy zaprezentowali wysoki kunszt artystyczny.
Rekomendacja: tak, nawet silna
Ocena: 7/10
Tekst: Jakub Zając