Z PADEM OD PEGASUSA W DŁONI – RECENZJA „SUPER MARIO BROS. FILM”
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 11 czerwca 2023
Nie tak dawno obchodziliśmy Dzień Dziecka. Święto, które przypomina mi, że nie jestem już dzieckiem, ale jednocześnie przywołuje wspomnienia z początków mojego życia. Tego beztroskiego okresu końcówki lat 90. i pierwszych lat XXI wieku. Wiele osób z mojego rocznika, ale zapewne też trochę starszych, może kojarzyć takie specyficzne rodzaje spędzania wolnego czasu jak zbieranie karteczek z Króla Lwa do segregatora, oglądanie na Polsacie kolejnych odcinków przygód Asha i Pikachu w Pokemonach, czy też jedzenie sztucznych pieniędzy o smaku cukru (naprawdę było coś takiego!). Okres ten kojarzy mi się też z jeszcze jedną formą rozrywki, którą był niejaki Pegasus.
Dla tych, którzy nie pamiętają, była to konsola, którą podłącza się do telewizora, by móc grać w gry zapisane na nośnikach zwanych kartridżami. Po latach dowiedziałem się, że Pegasus był tak naprawdę gorszej jakości klonem legendy, jeśli chodzi o historię gier komputerowych, czyli NES-a od firmy Nintendo. Produkt ten, mimo że znacznie ograniczony technicznie względem swojego japońskiego odpowiednika, dał nam, polskim dzieciom, możliwość grania w tytuły, których część jest do dzisiaj uważana za klasyki gier retro. Konsola ta pozwalała mnie i moim rówieśnikom na chwilę stać się walczącym w dżungli komandosem w Contrze, strzelającym do kaczek myśliwym w Duck Hunt (wciąż zadziwia mnie ta zaawansowana technologia tamtych czasów) czy też wcielić się w bohatera dzisiejszej recenzji, którym jest sympatyczny i wąsaty włoski hydraulik Mario.
Nie będę udawał, że spośród wymienionych gier to właśnie tytuł Super Mario Bros. był moim ulubionym. Do tej pory uważam dzieło Shigeru Miyamoto za prawdopodobnie jedną z najważniejszych pozycji w historii elektronicznej rozgrywki, a z całą pewnością za najbardziej znaczącą grę z gatunku tzw. platformówek. Przygody Mario oraz jego brata Luigiego doczekały się na przestrzeni lat wielu odsłon (mniej lub bardziej udanych), które jednak zawsze zachwycały (i też zadziwiały) niekonwencjonalnym podejściem do świata przedstawionego i oryginalnymi pomysłami. Hydraulik nie miał jednak szczęścia do filmów. Wszelkie próby kończyły się zawsze niepowodzeniami. Krytycy nie szczędzili gorzkich słów, natomiast fani bardzo często musieli się przyznawać do swojego rozczarowania. Lata mijały, a filmowcy nie sięgali po tego sympatycznego bohatera, by go przenieść na duży ekran. Tak było do czasu, gdy studio Illumination (wytwórnia znana między innymi z serii o Minionkach) ogłosiło prace nad animacją z Mario w roli tytułowej. Czy twórcy nauczyli się na błędach poprzedników i zaprezentowali światu dobry produkt?
Super Mario Bros. Film nie sili się na zbyt skomplikowaną fabułę. Poznajemy na wstępie głównych bohaterów naszej historii, którymi są dwaj bracia, Mario i Luigi. Za wszelką cenę chcą udowodnić rodzinie i światu, że są coś warci. Zakładają więc firmę świadczącą usługi hydrauliczne, jednak nie radzą sobie z tym najlepiej. W czasie jednej z interwencji trafiają w tajemnicze podziemne miejsce, gdzie Luigi zostaje wciągnięty przez wielką zieloną rurę. Na ratunek swojego brata od razu rusza Mario. Ta decyzja na zawsze zmieni jego życie. Włoski hydraulik trafia do dziwnej krainy przepełnionej grzybami (niektóre z nich są przyjazne i gadające), gdzie władzę sprawuje blondwłosa księżniczka Peach. Szybko nasz bohater dowiaduje się, że zagraża temu miejscu wielkie niebezpieczeństwo ze strony groźnego i egocentrycznego żółwia Bowsera, przywódcy wielkiej armii. Mario, pragnąc uratować swojego brata, postanawia pomóc mieszkańcom Grzybowego Królestwa i pokonać panujące tam zło.
Z powyższego opisu uwidacznia nam się wręcz niebywała prostota opowieści, pozbawionej złożonej konstrukcji bohaterów czy pomysłowego scenariusza. Fabuła jest tu w zasadzie pretekstem do pokazania tego świata. Czy to źle? W niemal każdym innym przypadku odpowiedziałbym twierdząco, jednak tutaj nie uważam tego za dużą wadę. Dlaczego? Warto sięgnąć do źródła, czyli starych dwuwymiarowych gier platformowych z Mario w tytule, gdzie fabuła była szczątkowa (mogę nawet ironicznie stwierdzić, że jej w ogóle tam nie było), a całość bazowała jedynie na dobrze zaprojektowanej rozgrywce dla pojedynczego gracza oraz na uroku kolorowej i fantazyjnej krainy z pozbawionej granic wyobraźni Shigeru Miyamoto. Chodziło w nich przede wszystkim o dobrą zabawę, jaką dostarczały platformówki ze studia Nintendo. Można oczywiście mówić o ograniczeniach technicznych, które powstrzymywały twórców przed przedstawieniem bardziej złożonej fabuły, jednak wystarczy spojrzeć na obecne tytuły z wąsatym hydraulikiem. Takie gry jak Super Mario 3D World/Galaxy/Odyssey mimo iż posiadają bardziej rozwiniętą fabułę niż tytuły z lat 80. to wciąż jest ona pretekstowa, by dać graczom to, co dla Wielkiego N jest najważniejsze, czyli radość płynącą z samego grania.
Animacja wydaje się również iść podobnym tropem i podarowywać swoim widzom niczym nieskrępowaną rozgrywkę, traktując scenariusz jako element drugorzędny, i robi to naprawdę dobrze. Studio Illumination zdawało sobie również sprawę z tego, że ich głównym (chociaż nie jedynym) odbiorcą będą gracze, którzy spędzili niejedną godzinę, grając w tytuły opatrzone logiem Nintendo. Super Mario Bros. Film w żaden sposób nie wstydzi się swojego dziecictwa, a wręcz przeciwnie, oferuje swoim największym fanom całą masę tzw. easter eggów nawiązujących do wszelakich gier z bohaterami tej animacji. Prawdziwi entuzjaści będą mogli się cieszyć z liczby cytatów pochodzących z takich tytułów jak Super Mario 64, Mario Kart, Super Smash Bros, Luigi’s Mansion czy naturalnie prawdopodobnie najbardziej kultowego Super Mario Bros.. Osoby, które pozostają daleko od tej franczyzy mogą niestety nie być zachwycone. Poza paroma zabawnymi żartami mogą nie czerpać pełnej rozrywki z dzieła, które jest tak bardzo intertekstualne. Jest to film dla fanów i trzeba się z tym liczyć kupując bilet na seans.
Chcę uniknąć tutaj rozpisywania się o samej warstwie wizualnej, gdyż projekty postaci nie odbiegają znacząco od tego, co możemy uświadczyć w najnowszych tytułach o Mario, a sama animacja nie różni się zbytnio od tych, które widzieliśmy w innych filmach ze Studia Illumination. Jeśli podobały Wam się Minionki, to tutaj też powinniście być zadowoleni. Znacznie ciekawsza dla mnie była w tym przypadku obsada głosowa. Od razu zaznaczę, że byłem w kinie na wersji oryginalnej z napisami, więc to ją będę oceniał. Nie mam pojęcia, jak wypadł polski dubbing, ale mam nadzieję, że ludzie odpowiedzialni za lokalizację wykonali swoją pracę dobrze, bo to, co uświadczyłem w trakcie projekcji zasługuje na moje wyrazy uznania.
Głosem protagonisty przemówił jeden z obecnie najbardziej rozchwytywanych aktorów w Hollywood, czyli Chris Pratt. Wiele osób po zobaczeniu pierwszego zwiastunu było bardzo sceptycznie nastawionych do tego wyboru castingowego. Głównym zarzutem ze strony fanów był brak charakterystycznego włoskiego akcentu, z którym to Mario jest mocno kojarzony. W samym filmie jednak szybko o tym zapomnimy, a dodatkowo jesteśmy w stanie zrozumieć, że ten bardzo stereotypowy i przerysowany głos z gier tutaj by po prostu nie pasował. Również Charlie Day w roli Luigiego nie odstaje od występu Chrisa Pratta, dobrze ukazując nerwowość i wieczne przerażenie najsłynniejszego brata w historii gier. Niestety daleko w tyle zostaje Anya Taylor-Joy, która w mojej opinii nie postarała się głosowo jako Księżniczka Peach. Nie słyszymy postaci, tylko cały czas docierają do naszych uszu wypowiedzi aktorki znanej z serialu Gambit królowej.
Zupełnie inaczej odbieram za to występy Jacka Blacka i Setha Rogena, których kojarzyłem głównie z ich ról głosowych w serii Kung Fu Panda. Tutaj jednak przestawili zupełnie innych bohaterów niż panda Po i mistrz Modliszka. Jako Bowser oraz Donkey Kong są praktycznie nie do poznania. Szczególnie na pozytywną opinię z mojej strony zasługuje Jack Black, który to miał okazję w tym filmie zaprezentować również swoje umiejętności wokalne (od razu po powrocie do mieszkania włączyłem sobie piosenkę Bowsera, Wam polecam to samo). Antagonista w jego interpretacji też jest po prostu zabawny, pomimo tego, że to od jego decyzji zginąć mogą nasi bohaterowie. Komiczny talent aktora był jednak tutaj korzystny z uwagi na lekki klimat samej animacji. Również na drugim planie da się usłyszeć znajome głosy. Czasami takie gwiazdorskie castingi bardziej szkodzą filmowi niż pomagają, gdyż skupiają się na nazwiskach przyciągających widzów do kin zamiast na odpowiednim dobraniu aktorów do postaci. Tutaj jednak obsada jest wartością dodaną i wpływa pozytywnie na odbiór tej produkcji, co może niektórych zaskakiwać.
Jeśli jesteście fanami franczyzy o Mario i pozostałych postaci z Grzybowego Królestwa (albo chociaż posiadacie odrobinę sentymentu do pikselowych retro gier na Pegasusa) to na pewno w trakcie seansu będziecie się dobrze bawić. Nie oczekujcie jednak wymagającej fabuły. Dużo bardziej nastawcie się na serię odniesień do swoich ulubionych tytułów, okraszonych rozrywkowym humorem, głównie skierowanym dla najmłodszych, chociaż o nieco dojrzalszych widzach też twórcy pamiętali (tak, nihilistyczny promyczku nadziei, patrzę na ciebie!). Nie jest to produkt dla wszystkich, ale ja jako fan gier Nintendo i sentymentalista Pegasusa (tak, wiem, nie jestem obiektywny…) bawiłem się świetnie i z niecierpliwością czekam na filmową kontynuację przygód Mario i jego brata, Luigiego. Let’s-a-go!
Autor: Bartłomiej Misiuda
PS: Z tego miejsca chciałem również bardzo podziękować za nominację do nagrody UJOT FM w kategorii Mistrz Pióra. Nie spodziewałem się tego, ale jestem bardzo wdzięczny za docenienie mojej działalności publicystycznej w redakcji online i moich niemiłosiernie długich artykułów! 😀