Wszyscy transi są tacy sami
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 17 maja 2020
Różne pokolenia i generacje mają to do siebie, że posiadają rozmaite doświadczenia. Z innymi problemami mierzył się ktoś dorastający w latach 60-tych, a z innymi osoba urodzona na przełomie XX i XXI wieku. Dotyczy to każdego z nas, niezależnie od statusu społecznego i orientacji seksualnej. Warto jednak zaznaczyć, że pomimo tych różnic okazuje się, że są problemy ponadczasowe, które (niestety) nie znikają przez wieki.
Osoby transpłciowe były, są i będą obecne w naszym świecie. Chociaż były nieraz obecne pod postacią bóstw czy przypisywano im magiczne zdolności, to w swoich społecznościach często spotykały się z ostracyzmem i nienawiścią, więc zwyczajnie musiały się ukrywać, by nie narazić się na wyrzucenie z domu, wygnanie czy śmierć.
Jednak jeśli miały to szczęście, że w swoim środowisku nie były zagrożone śmiercią, to i tak nie znaczy, że ich istnienie oraz tożsamość były w pełni akceptowane. Nie raz po coming-oucie zdarzało się wielu słyszeć uszczypliwe uwagi, że „kiedyś ci to przejdzie”, „to fanaberia”, „to tylko nastoletni bunt”, „przecież jesteś dziewczynką/chłopcem”, „to da się wyleczyć?” albo uparte zwracanie się niewłaściwym zaimkiem pomimo próśb.
Niestety, nie jest to jednak domena tylko naszych czasów. Pani de Sancy urodziła się jako mężczyzna i przez pewien czas posługiwała się nazwiskiem de Choisy. Była także opatem, ale spory kawał czasu spędziła na dworze Ludwika XIV, szczególnie w otoczeniu towarzyszy i faworytów Filipa Orleańskiego, młodszego brata Ludwika.
Jak sama pisze w swoich pamiętnikach, brała udział w dworskim życiu „przebrana za kobietę”. Również nie raz i nie dwa wspominała o tym, jak dobrze jest być kobietą. Pojawia się nawet wspomnienie o tym, jak nacierała brodę po to, by włoski jej na twarzy nie rosły, a także o układaniu ciała w kobiecych strojach (które, jak wiemy, miewały skomplikowaną i średnio wygodną strukturę). Warto jeszcze podkreślić, że w pamiętnikach posługuje się na zmianę formą męską i żeńską.
Jednak gdzie tu brak akceptacji? Skoro należała do faworytów samego królewskiego brata to jej pozycja powinna być bezpieczna, prawda?
W ostatnim akapicie jej pamiętnika pisze o tym, że po wielu poważnych rozmowach z rodzicami zdecydowała się przestać przebierać za kobietę. Wyjechała potem do Wenecji, gdzie porwał ją hazard i rozmaite gry. Miała bogactwa, ale szybko je tam straciła. Na samym końcu kwituje, że więcej szczęścia dałoby jej dalsze przebieranie się za kobietę, niż życie w nędzy i kompletne zmarnowanie go.
Co właśnie jest tym, czego doświadcza wiele transpłciowej młodzieży także dzisiaj. Poważne rozmowy z rodzicami, które nie mają na celu wsparcia dziecka, a jedynie przekonanie go, żeby tak nie robiło, żeby przestało żyć w zgodzie z własną tożsamością, żeby dostosowało się do swojej biologicznej płci.
Pani de Sancy zakończyła swój pamiętnik w poczuciu przegranego i zmarnowanego życia. Wiele osób transpłciowych kończy życie z powodu braku akceptacji nie tylko ze strony otoczenia, ale także własnych rodzin i najbliższych. Młodych osób, które miały przed sobą jeszcze wiele lat.
Dzisiaj obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Przeciwko Homo-, Trans-, i Bifobii. Jest to szczególna okazja, by pomyśleć nie tylko o nieszczęsnej pani de Sancy, ale także o tysiącach młodych osób, które codziennie stykają się z nienawiścią i niezrozumieniem. Pochylmy się nad nimi i sprawmy, by nikt nie znalazł się w swojej pełnej hazardu Wenecji, a jedyne co się kończyło, to tranzycje i procesy sądowe.
Tekst: (Magda) Nikodem Kuś.