Wartościowanie problemów jako negacja podstawowych potrzeb – ważne słowo w sprawie depresji
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 5 grudnia 2020
Z każdą rozmową z nową osobą uświadamiam sobie coraz więcej. Mimo tego że moją rolą miało być zwiększanie świadomości ludzi na temat zdrowia psychicznego, sama uświadamiam sobie coraz więcej. Ludzka psychika nigdy nie była łatwa w zrozumieniu i poskromieniu. Nigdy jednak nie należy się również poddawać.
Tym razem poznacie historię osoby, która jest idealnym przykładem tego, że nie należy w żaden sposób porównywać ludzkich tragedii, bo każdy jest inny i nasze reakcje i problemy absolutnie nas nie definiują. Julia za 2 miesiące kończy 20 lat i mimo tak młodego wieku, zapragnęła udowodnić, że nie zawsze zaburzenie psychiczne musi mieć podłoże w wielkiej tragedii.
Julia, idąc do gimnazjum, była naprawdę szczęśliwą osobą. Miała grono przyjaciół, akceptację ludzi w swoim otoczeniu i dobry kontakt z dużą rodziną. Zaczęło się niepozornie, w trzeciej klasie gimnazjum. Był to moment, w którym pojawił się w jej życiu ogromny stres związany z egzaminem gimnazjalnym, niesamowicie wysokimi wymaganiami szkoły, jak i nauczycielem matematyki, który stał się obiektem wzbudzającym duży lęk w Julii. Wspomina, że ewidentnie nie lubił jej, co przekładało się na to, że również nie potrafił znieść faktu, że matematyka nie jest przedmiotem łatwym dla humanistki. Rzecz, mogłoby się wydawać, bardzo codzienna… do czasu. Samoocena Julii zaczęła powoli spadać. „Zawsze starałam się być ambitna, jeśli chodzi o oceny często miałam wręcz absurdalną chęć, by były jak najlepsze” wspomina Julia. To przyczyniło się do gwałtownego wzrostu stresu w jej głowie. Zaczynała martwić się każdą rzeczą dookoła, taką jak kolejna kartkówka, zadanie z matematyki czy dostanie się do wymarzonego liceum. Coraz częściej pojawiał się z tego powodu naprawdę mocny płacz. „Wydaje mi się, że mam psychikę bardzo podatną na nieznaczące rzeczy, które są w stanie spowodować wielkie nasilanie strachu i z biegiem czasu czułam się o wiele mniej wartościowa”.
Julia postanowiła pójść do psychologa, a tam dostała skierowanie do psychiatry. Niemal od razu lekarz widział duże predyspozycje do zaburzeń depresyjnych. Niestety, farmakoterapia nie została rozpoczęta. Julia nie była wówczas pełnoletnia, a jej mama nie wyraziła zgody na leczenie przez pewne uprzedzenia do leków antydepresyjnych. Pomoc przeszła jej koło nosa.
Los chciał, że przez stres egzamin gimnazjalny nie został przez nią napisany wystarczająco, by dostać się do upragnionej szkoły średniej. Przyszła kolej na następne, gwałtowne załamanie. Niemal panicznie chcąc się uchronić przed niepewnością, tego samego dnia znalazła szkołę, która zgodziła się ją przyjąć. Była to szkoła, w której miała przyjaciółkę. Nie chciała iść w obce miejsce. Pojawiły się kolejne obawy, które zdecydowanie uniemożliwiały normalne funkcjonowanie w życiu społecznym. Choć z początku kontakty Julii z otoczeniem były pozytywne, to osiągnięte zostały w bardzo nienaturalny sposób. „Bałam się samotności pomimo przyjaciółki. Czułam się odstawiona na bok, bałam się braku akceptacji.” Przez pierwsze miesiące starała się dopasować do środowiska, co przyniosło nawet pożądany skutek. Do czasu.
W tym momencie pragnę wtrącić, że sytuacja ta i wiele z innych opisanych pomimo swojej wagi udowadniają, że na każdego człowieka wiele rzeczy może wpłynąć zupełnie inaczej i nie należy katastrof ludzkich porównywać.
W pierwszej klasie liceum odbyła się wycieczka integracyjna dla całej klasy, która stanowiła moment w pewnym sensie przełomowy, a raczej taki, który na długo zadecydował o reakcjach i samoocenie Julii. Zwykła, aczkolwiek bardzo niemiła i wprawiająca w duże zakłopotanie. Oczywiście od prawdy dalece odbiegała, natomiast na zawsze sprawiła, że Julia już nigdy w klasie nie czuła się akceptowana. Zaczęła bać się reakcji klasy na każdy jej krok. „Dla kogoś mogła być to zwykła nieznacząca plotka, a ja przez nią całkowicie zamknęłam się w sobie.” Julia bała się, co o niej pomyślą ludzie, zaczęła unikać szkoły, kontaktów międzyludzkich, powoli zatracając się w błędnym kole zaburzeń depresyjnych.
Wtedy podjęła próbę terapii z psychologiem, do którego uczęszczała aż do wakacji, które sprawiły, że terapia została przerwana. Faktycznie, rozmowa z psychologiem pomagała Julii, natomiast nie na długo. Po kilku godzinach od wyjścia z gabinetu wracały wszystkie lęki i smutek. Zaczęła negatywnie patrzeć nie tylko na klasę, ale na całą szkołę. „Bardzo stresowałam się każdym dniem, każdym wydarzeniem, każdą nową decyzją, którą musiałam podjąć. Stres nie opuszczał mnie ani na krok.” Powoli zaczynała bać się wszystkich ludzi wokół siebie. Były sytuacje, w których podczas wychodzenia na przerwie na szkolny korytarz, zaczynała bardzo mocno płakać, bo tłum ludzi wywoływał ogromny lęk. Fobia społeczna miała zdecydowany wpływ również na wyjścia ze znajomymi czy jakąkolwiek działalność pozaszkolną. Proces zamknięcia w sobie postępował.
W wakacje po pierwszej klasie życie Julii trochę się odmieniło. Weszła w związek z chłopkiem, który sprawił, że nieco zmieniła myślenie na temat swojego życia. Z drugiej jednak strony sprawiło to, że pojawiły się kolejne obawy, obniżenie samooceny i obawy przed tym, czy na pewno podoła wyzwaniom relacji. Jej problemy i paniczne reakcje na złudnie codzienne sytuacje powoli przytłaczały bliskie osoby Julii, w tym jej nowego chłopaka. Przestała radzić sobie sama ze sobą i jak wspomina, stała się egoistyczna. Jej potrzeba uwagi wzrosła na tyle, że nie była w stanie dostać jej wystarczająco dużo. Julia wspomina sytuację z imprezy sylwestrowej, podczas której dostała pierwszego na tyle mocnego ataku paniki, że rozdrapała swoją rękę do krwi, uderzała z całej siły głową w ścianę i nie mogła tego powstrzymać. Powodem tego było to, że jej chłopak na chwilę zostawił ją samą, by z kimś porozmawiać. Przez to rezygnowała z wyjść do ludzi, wstydziła się swojej reakcji na odizolowanie. Nie chciała, by ktokolwiek był świadkiem takich wydarzeń. „Potem było jeszcze gorzej, zagłębiałam się w tym coraz bardziej.”
Ponieważ nie wróciła do psychologa, nie wiedziała, jak radzić sobie z najprostszymi rzeczami i zamiast wyjść ze złego stanu, coraz bardziej się w nim zatracała. Na każdym wyjściu kończyła z atakiem paniki. Wystarczył duży tłum ludzi, który to powodował. Paradoksalnie, gdy zostawała całkowicie sama, bez kontaktu z bliską osobą, od razu przyspieszało jej tętno, zaczynała płakać, miała drgawki i ogarniał ją niewyobrażalny strach. Zaczęła unikać chodzenia do szkoły. Praktycznie do końca liceum miała permanentne wrażenie, że jest głównym tematem negatywnych rozmów osób wokół siebie. Chłopak starał się pomagać Julii, ale jak zaznacza, był tylko zwykłym osiemnastolatkiem z niezbyt silną psychiką. Powoli sytuacja zaczynała go przerastać. „Sama nie rozumiałam, co się ze mną dzieje, a co dopiero wymagać zrozumienia od innych ludzi.” Na szczęście stopniowo zaczynała mieć coraz większe wsparcie od rodziców. Powoli zrozumieli, że sytuacja się ciągnie i jest coraz gorzej. Natomiast jeśli chodzi o znajomych, było całkowicie odwrotnie. Starali się rozumieć, ale to nie była dla nich żadna przyjemność. „Ludzie wyciągali mnie na spotkania, a ja się tego zwyczajnie bałam”
Większość czasu spędzała tylko z chłopakiem, bo wydawało jej się, że to przy nim czuje się bezpieczna. Z czasem jednak zaczął wymyślać wymówki, by nie rozmawiać z Julią w trakcie ataków paniki. Nie chciał zadzwonić do niej w takich sytuacjach, tłumacząc się obiadem rodzinnym, ważną rozgrywką w grze komputerowej bądź zagubionym psem. Nie chciał spędzać z Julią czasu i coraz mniej poświęcał jej uwagi. Usłyszała od niego słowa, że żałuje, że nie poznali się później, bo w tym momencie jest mu naprawdę trudno w tym związku. Julia, oferując każdą pomoc jaką tylko mogła mu zaoferować, oferowała jednostronnie. Nie robił nic podobnego wobec niej.
Na przełomie listopada i grudnia ich związek się zakończył. „Pierwszy raz w życiu doświadczyłam tak silnego bólu jak złamane serce.” Dosłownie dwa tygodnie przez zerwaniem Julia zaczęła leczenie farmakologiczne, a leki powodowały bardzo duże skutki uboczne. Wspomina, że miała żal do chłopaka, że nie był w stanie przeczekać tego trudnego momentu na czas, w którym będzie już o wiele lepiej i powoli życie Julii zacznie się układać. Było jednak inaczej. Opuszczała coraz więcej lekcji, nie miała siły wstać z łóżka, a co dopiero mówić o wyjściu z domu. Straciła motywację do wszystkiego. Jako bardzo zdolna uczennica w kwestii języka polskiego nie napisała wymarzonej przez siebie Olimpiady Literatury i Języka Polskiego. Rozpoczął się bardzo żmudny i bolesny okres wegetacji. Z miesiąca na miesiąc dochodziły coraz to nowe i silniejsze dawki leków. W którymś momencie ataki paniki i lęk nasiliły się na tyle, że w jej życiu pojawiły się silne benzodiazepiny. Z jednej strony nieco obniżały one reakcje, z drugiej natomiast powodowały bardzo silny dyskomfort spowodowany rosnącą świadomością, że to nie ona radzi sobie z życiem, a robią to za nią leki.
Zaczął się moment uciekania w alkohol. Piła często i na tyle dużo, by zapomnieć o rzeczywistości. Omijała szkołę. Zaczęły jej się psuć kontakty z najbliższymi. „Było im ciężko i nie dawali sobie rady ze stałym pocieszaniem mnie, było to męczące, ale ja przez to potrzebowałam jeszcze więcej wsparcia i uwagi. Kolejny raz błędne koło. Czułam się jak wampir energetyczny.”
Potem była pandemia. Nie odczuła jej praktycznie w ogóle, bo jej życie do tej pory wyglądało tak samo, było całkowitą izolacją. Przełomowym momentem było poznanie człowieka, który powoli zaczął zmieniać życiowe nastawienie Julii, ale pojawiał się coraz to większy mętlik w jej głowie. Sytuacje z bardzo złymi i panicznymi reakcjami powtarzały się, ale z czasem zaczęły maleć. Samookaleczanie i robienie sobie krzywdy powoli ustawało.
Julia obecnie jest na studiach, które również powodują duży stres, ale na pewno mniejszy niż było to wcześniej. Dawki leków są ustabilizowane i dają jej pewną harmonię. Zaczyna cieszyć się z małych rzeczy. Jedyne na co Julia zwraca uwagę, to całkowity brak przyjaciół, którzy już wcześniej się od niej odłączyli.
„Ważne jest to, by nie negować problemów żadnego człowieka. Gdy dziecko przychodzi do rodzica z pozornie błahym problemem, nie można tego ignorować. Nie można absolutnie wartościować problemów na mniejsze i większe. Dla każdego dramatem będzie coś innego i trzeba to uszanować. Nie bójcie się prosić o pomoc. Czasem jedna mała rzecz, może sprawić, że życie jest w stanie całkowicie się zawalić.”
Laura Lewandowska