W obronie prequeli ,,Star Wars”
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 8 maja 2021
W tym tygodniu minął 4 maja, czyli dzień Gwiezdnych Wojen. Z uwagi na to święto (oraz fakt, że moja rubryka jest publikowana w soboty), mamy idealny dzień, by o tej ,,Gwiezdnej Sadze” pogadać. Sam mówię tu z perspektywy laika, oraz wręcz ignoranta. Star Wars nadrabiałem dosyć późno, i, szczerze powiedziawszy, wciąż nadrabiam. Właśnie w ten wtorek po raz pierwszy obejrzałem w całości trylogię prequeli i one będą tematem tego artykułu, a konkretnie – nienawiść wobec nich.
Prequele mają legendarny już status złych filmów. Słyszałem już dosłownie narzekanie na każdy najdrobniejszy aspekt tych produkcji (poza Obi-Wanem). Powstał przecież cały film fabularny o tym, jak bardzo Mroczne Widmo jest złe (Fanbos). Memy, wyśmiewanie Haydena Christensena, wyszydzanie scenariusza Lucasa czy jedna wielka kolektywna nienawiść do Jar Jara. Mając to wszystko w głowie, siadłem przed telewizor, odpaliłem Mroczne Widmo rano, i gdy wieczorem patrzyłem na napisy końcowe Zemsty Sithów, to pomyślałem: „Czemu ludzie tego aż tak nie cierpią”. No bo podobały mi się prequele.
Od razu mówię: widzę wady. Tak, Jar Jar i młody Anakin wkurzają niemiłosiernie (młody Anakin nawet bardziej). Tak, romans Padme i Anakina jest bardziej drewniany niż cała puszcza Białowieska. Tak, dialogi potrafią naprawdę kuleć („nienawidzę piasku”). Jednak czuję, że te wady przysłoniły ludziom zalety, jakie ta seria ma, i o których zwłaszcza po tylu latach i trylogii Disneya warto przypomnieć.
Po pierwsze: każda część daje nam unikalnego, wyróżniającego się antagonistę. Oczywiście nikt nie przebije Dartha Vadera, natomiast Hrabia Dooku, Generał Grievous, a zwłaszcza Darth Maul to świetne, a przede wszystkim różnorodne postacie. Każdy ze swoim charakterem i przeszłością.
Wiem, że wiele osób wątki polityczne odrzuciły, natomiast uważam, że bez nich ten świat nie byłby aż tak bogaty. Konflikty, handlowe i zakulisowe knowania, by przejąć władzę w senacie sprawiają, że ten świat jest żywy, realny. Szczerze to myślę, że posiedzenia Rady Jedi oraz ich ogromna rola w państwie bardziej ukazywały potęgę zakonu, niż jakakolwiek przemowa z Nowej Nadziei.
Anakin, mimo iż czasem denerwuje swoimi wybuchami, jest moim zdaniem fascynującą postacią pod względem psychologicznym. Człowiek, który od dziecka słucha, że jest wybrańcem, że zbawi cały świat, nie może decydować o własnym losie i zawodzi w każdym istotnym dla siebie momencie. Jest to wysokobudżetowa seria filmów, która ukazuje nam upadek protagonisty, zakończony porażką. W obecnym świecie blockbusterów jest to nie do pomyślenia.
No i dochodzimy tu do mojej konkluzji. Możliwe, że tak bardzo polubiłem prequele dlatego… że nie starały się być oryginalną trylogią. Brak w niej fan serwisu. Brak powtarzania schematów z poprzedników. Nic. W tej serii widać, że była podjęta próba eksperymentu, przy jednoczesnym zachowaniu ducha Gwiezdnych Wojen. Ja to naprawdę doceniam i wolę takie podejście niż to, co zaprezentował Disney, pokazując tak naprawdę remake’i udające nowe filmy.
Wróćcie do prequeli. Warto. Pomijajcie denerwujące sceny i dajcie się porwać uśmiechowi Ewana McGregora. May the Force be with You!
Stankiewicz Szymon
Audycje:
ReAnimowany
Nagi Lunch (zawieszony)