Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


TRZY FILMY O JEZUSIE I JEDEN NIE – CZYLI CO OBEJRZEĆ NA WIELKANOC

Autorstwana 30 marca 2023

Za tydzień Wielki Czwartek, a to oznacza rozpoczęcie uroczystości Triduum Paschalnego, którego zwieńczeniem będzie, obchodzona przez katolików na pamiątkę Zmartwychwstania Pańskiego, Wielkanoc! Jest to niezwykle radosny oraz rodzinny czas i chociaż daleko mu do takiego Bożego Narodzenia, jeśli chodzi o nastrój i przeżywanie tych kilku dni w gronie najbliższych, to jednak w naszej kulturze wciąż jest to okres, na który czeka wiele osób. Zapewne spora część z Was spędzi ten czas myjąc okna, malując jajka czy też dekorując koszyki, by zanieść je do poświęcenia pokarmów (zapewne jedyny dzień w roku, gdzie nawet zagorzali ateiści i stale poszukujący agnostycy idą do kościoła). 

Pomiędzy pieczeniem babki lub mazurka a jedzeniem sałatki jarzynowej oraz białej kiełbasy z chrzanem polecam wszystkim miłośnikom kina obejrzenie jakiegoś filmu, który wiązałby się w mniejszym bądź większym stopniu ze świętami wielkanocnymi. Nie zaskoczę chyba nikogo, jeśli zdradzę, że klasyków o tematyce przyszłotygodniowych uroczystości jest zdecydowanie mniej niż produkcji bożonarodzeniowych. Postanowiłem więc podzielić się z Wami tytułami, które warto obejrzeć w czasie tych wyjątkowych dni, aby jeszcze bardziej wczuć się w świąteczny klimat i być może lepiej zrozumieć jego znaczenie (zarówno dla tych wierzących, jak i miłośników twórczości Richarda Dawkinsa i Christophera Hitchensa). 

Żywot Briana

W pewnym bardzo ubogim miejscu, w mieście zwanym Betlejem, gdy na pustym niebie świeciła tylko gwiazda, a tajemniczy mędrcy przybywali ze Wschodu, roku pierwszego urodził się… Brian! Zaskoczenie? Mam nadzieję, że pozytywnie, bo właśnie taka jest wymowa kultowego już dzieła pt. Żywot Briana. Grupa znanych i powszechnie lubianych brytyjskich komiksów o nazwie Monty Python po sukcesie swojego serialu telewizyjnego postanowiła również spróbować swoich sił w kinie i naznaczyć swoim absurdalnym, ironicznym oraz niczym nieskrępowanym humorem X Muzę. 

Jednym z przykładów jest wspomniane dzieło z Brianem w tytule. Główny bohater jest zwykłym mieszkańcem Palestyny czasów Chrystusowych, nie wyróżnia się on za bardzo pośród tłumów i w zasadzie nawet specjalnie pcha się przed szereg. Sytuacja zaczyna się diametralnie zmieniać, gdy omyłkowo zostaje wzięty za Mesjasza. Staje się bardzo szybko obiektem kultu wśród biednej części społeczeństwa, co w konsekwencji prowadzi go przed oblicze samego Piłata, by na końcu zawisnąć na krzyżu razem z innymi skazańcami. Pythoni nie boją się dotknąć żadnych świętości, wyśmiewając przy tym archaiczności Biblii oraz ślepe podążanie za autorytetem. Można sobie zadać pytanie, czy film z takim szyderczym podejściem do wiary, nawet jeśli ukryty pod warstwą satyry, jest odpowiedni do oglądania w Wielkanoc? Moim zdaniem tak, szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy powoli uczymy się weryfikować poczynania pomnikowych już postaci, nawet jeśli są mocno kojarzeni ze świętością. Poza tym, święta to radosny czas i zawsze powinniśmy patrzeć na jasną stronę życia!

Ewangelia według świętego Mateusza

Może to wielu zdziwi, ale niezwykle trudno znaleźć wierną ekranizacje Biblii (zarówno całości, jak i pojedynczych ksiąg). W zdecydowanej większości są to jedynie luźne adaptacje, które zawierają wiele uproszczeń oraz niedokładnych cytatów, którym bliżej do książeczki katechizmu katolickiego niż faktycznych tekstów biblijnych. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo dzieła filmowe na podstawie tego największego literackiego bestselleru, odbiegają od materiału źródłowego. Prezentują nam przy okazji obrazy utrwalone już od dawna w naszej powszechnej świadomości, nie myśląc o tym, że dany fragment może być poddany innej interpretacji. Jaki zatem jest złoty środek, by temu zaradzić i podejść do tematu jak najbardziej obiektywnie i bezstronnie? Najlepiej zatrudnić jako reżysera geja, ateistę i komunistę! 

Pier Paolo Pasolini, włoski twórca głośnego i kontrowersyjnego filmu pt. Salò, czyli 120 dni Sodomy w swojej karierze zrealizował również ekranizację jednej z czterech Ewangelii. Wybór tego reżysera mógł się wydawać zaskakujący, zważywszy na jego życie osobiste, światopogląd czy obrazoburcze dzieła filmowe, jednak co jeszcze bardziej może dziwić, podszedł on do tematu niezwykle profesjonalnie i, co najważniejsze, WIERNIE w stosunku do litery Pisma. Zrobiony bardzo ascetycznie, na czarno-białej taśmie i bez spektakularnych oraz epickich scen rodem z filmów hollywodzkich. Reżyser uczciwie i neutralnie oddał w stosunku jeden do jednego sceny oraz słowa z Mateuszowej Ewangelii, co paradoksalnie doprowadziło do bardzo oryginalnego przedstawienia życia, działalności i śmierci Jezusa. Jeśli z jakiegoś powodu nie chce Wam się sięgać po wersję książkową, to obejrzyjcie sobie dzieło Pasoliniego. Gwarantuje Wam, że żadnej sceny nie wyciął.

Pasja

Hollywood lubi ugrzeczniać. Nierzadko sceny obfitujące w hektolitry krwi oraz uwypuklające przesadną brutalność są usuwane już na etapie zatwierdzania scenariusza. Amerykańskie kino przyzwyczaiło nas do zapierających dech w piersiach pięknych historii o Mesjaszu, który powie parę miłych słów, grzecznie pouczy swoich uczniów i będzie dalej uzdrawiał chorych. Sama ofiara jest przez to zawsze symboliczna i pozbawiona kluczowych detali, a proces ukrzyżowania Jezusa nie wzbudza w nas jakiś większych emocji. Z takim obrazem ukazania Chrystusowej męki nie zgadzał się znany australijski aktor Mel Gibson. 

Gwiazdor Mad Maxa oraz Zabójczej broni, poza sporym dorobkiem aktorskim, ma również ciekawą karierę reżyserską. W filmie z 2004 roku pt. Pasja postanowił on przedstawić ostatnie godziny z życia Syna Bożego w zupełnie inny sposób. Gibson podszedł do tego tematu całkowicie na serio. Nie szedł na żadne skróty i w bardzo szczegółowy sposób pokazał wydarzenia opisane na kartach Biblii. To co wyróżnia go na tle innych pozycji filmowych, które również wzięły na warsztat tę historię, było użycie języków oryginalnie używanych przez ludzi tamtego okresu (mamy więc zatem postaci, które mówią po hebrajsku, aramejsku i łacinie).  Film został w głównej mierze zapamiętany przez swoją brutalność i dosyć mroczny klimat. Do najbardziej szokujących fragmentów tego dzieła należy scena biczowania, która w wielu ekranizacjach bywa często pomijana. Tutaj reżyser niejako zmusza nas do oglądania każdego pojedynczego uderzenia. Ktoś może zapytać, czy takie realistyczne przedstawienie przemocy w kinie jest konieczne i czy Mel Gibson nie przesadził w wolności artystycznej? Moim zdaniem tak, ale właśnie taki powinien być ten film. Przez swoje odrzucające wręcz elementy daje odpowiedź na to, jaka jest jego ostateczna wymowa oraz przesłanie. Jest to pozycja obowiązkowa w okresie wielkanocnym dla wszystkich chcących obcować ze sztuką, która w nas coś po sobie pozostawia (niezależnie od naszego wyznania oraz światopoglądu).

Ostatnie kuszenie Chrystusa

Poprzednie polecane przeze mnie pozycje były mocno kontrowersyjne i pewnie nikogo nie zaskoczę tym, że również i ten film wzbudzał skrajne opinie. Martin Scorsese jest moim zdaniem słusznie uważany za jednego z najważniejszych hollywoodzkich reżyserów. Do najbardziej znanych i godnych polecenia jego filmów można zaliczyć Taksówkarza, Chłopców z ferajny, Wściekłego byka czy Kasyno, ale chciałbym żebyście w przyszłym tygodniu sięgnęli po zupełnie inny jego film, w którym dla odmiany nie gra ani Robert De Niro, ani też Leonardo DiCaprio, a i tak stanowi brawurowy koncert gry aktorskiej. Dodatkowo jest to historia bardzo trudna i niejednoznaczna w odbiorze, stawiająca istocie boskiej wybór między poświęceniem a ucieczką w rozkosze cielesne. 

Film ten nie stanowi adaptację żadnej z ewangelii, a jest ekranizacją powieści greckiego pisarza Nikosa Kazandzakisa, przez co postać Jezusa (w tej roli chyba najmniej oczywisty casting, tj. Willem Dafoe) jest tu dużo bardziej człowiekiem niż Bogiem. Poznajemy go jako twórcę krzyży dla rzymian, co nie do końca podoba się jednemu z jego najbardziej zaufanych uczniów. Co może dziwić nie jest nim Piotr, tylko ten, który przez wieki, aż po dziś dzień, jest uznawany za największego zdrajcę, czyli Judasz (Harvey Keitel). Już na wstępie widzimy, że podejście amerykańskiego reżysera do postaci biblijnych jest zupełnie inne niż to, co słyszymy z kościelnej ambony, a im dalej z fabułą tym, te różnice są co raz większe. Jezus nie jest tutaj dobrym kaznodzieją czy nauczycielem, co całkowicie przeczy jego wizerunkowi, który mamy utrwalony w pamięci. W filmie tym zobaczymy przede wszystkim człowieka zagubionego, który nie do końca zgadza się ze swoim przeznaczeniem i najchętniej by pozostał w swoim własnym domu, z dala od problemów tego świata, poświęcając się w pełni tylko życiu rodzinnemu. Film mogę w pełni polecić, gdyż jak mało który pokazuje, że nawet pozornie doskonała, boska i niemal pozbawiona wad osoba może mieć pewne wątpliwości, obawy i pokusy.

Życzenia Wielkanocne!

Na koniec chciałbym życzyć wszystkim czytającym ten artykuł Wesołych i Radosnych Świąt Wielkanocnych! Spędźcie ten czas z bliskimi, ciesząc się każdą chwilą, w której możecie być razem! Standardowo również: smacznego jaja, mokrego dyngusa i… udanych seansów filmowych!

Życzy autor: Bartłomiej Misiuda


Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close