Trochę słońca w tym smutnym kraju – 13. LGBT Film Festival
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 30 maja 2022
Nie wiem, czy Wy też tak macie, że ostatnio okropnie irytuje Was ten kraj. Brak tolerancji, homofobia, transfobia i pozostałe fobie szaleją sobie po Polsce, a ja mogę tylko rozkładać ręce, bo mimo moich najszczerszych chęci sama nic nie naprawię. I w tym nastroju ogólnej irytacji i wściekłości na beznadzieję losu osób ze społeczności LGBTQAI+ wybrałam się na trzynastą edycję LGBT Film Festival.
Ten doroczny festiwal odbywa się równocześnie w kilku miastach Polski (w tym roku oprócz Krakowa były to Bydgoszcz, Gdańsk, Konin, Łódź, Poznań, Warszawa i Wrocław, można było też obejrzeć filmy online). U nas filmy zagościły w Kinie Pod Baranami. Przez siedem dni codziennie grano produkcje nagrodzone laurami LGBT FF. Ja w nastroju złości na naszą szarą rzeczywistość wybrałam te, które wydawały mi się najbardziej pozytywne. Spośród siedmiu zdecydowałam się na Ma Belle, My Beauty i Girl Picture. I uważam, że trafiłam świetnie.
Pierwszy film opowiada o historii Lane, Bertie i Fredzie, którzy byli kiedyś w poliamorycznym związku. Związek się rozpadł, Bertie i Fred wzięli ślub i przeprowadzili się do Francji z Nowego Orleanu, gdzie odwiedza ich zaproszona przez Freda Lane. Film jest w reżyserii Marion Hill, która debiutowała tu w swoim pierwszym pełnometrażowym filmie i – moim zdaniem – trudno o lepszy debiut. Sceneria pełnej słońca Francji dodaje ogromnego uroku całej produkcji (jeżeli tak jak ja uwielbiacie Call me by your name za włoskie słońce, to pokochacie tę francuską prowincję!), a aktorzy dają życiowy pokaz i wyciskają łzy z oczu. Jest to film, którego głównym motywem jest to, że czasami nie możemy dać komuś tego, czego potrzebuje. Mimo że to boli. Idella Johnson jest fantastyczna. Nie tylko gra (i to jak!), ale też śpiewa (musicie posłuchać Look Away, czyli głównego motywu-piosenki filmu – łzy gwarantowane!). Natomiast Hannah Pepper wcale jej nie ustępuje w sztuce aktorskiej. Obie tworzą wspaniały duet, w który się po prostu wierzy. Widać ogrom serca włożonego w pracę – też mojego, które na zawsze pozostało w słonecznej Francji.
Girl Picture opowiada o historii trzech nastolatek – Mimmi, Rönkkö i Emmy. Każdej brakuje miłości, chociaż każdej innego rodzaju – Mimmi szuka erotycznej przyjemności, Emma miłości do pasji i życia, a Rönkkö do wszystkiego po trochu, chociaż chyba najbardziej do siebie samej. Jest to ocieplający serce film o wzlotach i upadkach nastoletniego życia i o tym, że niełatwo być młodym człowiekiem. Muszę się przyznać, że ogólnie bardzo łatwo się wzruszam, ale tutaj szczególnie – dawno nie widziałam filmu, który z taką wrażliwością opowiadał o młodości, chorobach psychicznych i braku przystosowania do reszty grupy. Widziałam cząstkę siebie w każdej z bohaterek, czułam, że ich problemy są na tyle uniwersalne, że każdy, każda i każde kiedyś przynajmniej w części pokonywało te same przeszkody, jakie rzuca nam pod nogi bycie nastolatkiem. Opowieść wyreżyserowała Alli Haapasalo, a za fantastyczne główne role odpowiadają Aamu Milonoff, Eleonoora Kauhanen i Linnea Leino. Jest to świetny film o miłości, dla tych, którzy potrzebują szczęśliwego zakończenia, może też dlatego, że sami nie mają teraz tej bliskiej osoby (jak ja na przykład, HMU). Wyszłam z kina jednocześnie pusta, jak i pełna – wszystkie troski zostały poza światem przedstawionym, a wypełniła mnie ta prosta, nieopisywalna młoda miłość do siebie i do świata.
W Polsce nadal szaro. Kolorowe filmy niestety nie sprowadziły cudu na naszą ziemię ojczystą, a serca Polaków nie stały się tęczowe jak za dotykiem magicznej różdżki. Jednak LGBT Film Festival sprawił, że chociaż na chwilę mogłam zapomnieć, że nie wszędzie na miłość patrzy się życzliwie. Ja zamykam się w kokonie i zimuję aż do przyszłego roku, do kolejnej edycji festiwalu. Do tego czasu może się coś zmieni w Polce. Jak coś to mnie budźcie.
Nana Asante