„Stella Star – renesans dreampopu”
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 30 kwietnia 2022
Dzisiaj będzie krócej niż w poprzednich recenzjach – co nie znaczy, że ubożej. Dzięki Zachwytowi, o którym pisałam ostatnio, zawędrowałam w głębsze zakamarki alternatywnych brzmień i przy okazji odkryłam zespół właściwie miejscowy, bo stąd – z Krakowa. Inaczej mówiąc: shoegaze’u ciąg dalszy, czyli kilka zdań o Stella Star.
Słowem wstępu – jak możemy przeczytać na social mediach Stella Star, krakowski zespół powstał w 2020 roku, czyli mniej więcej wtedy, gdy pandemia zaczęła szaleć i wdzierać się w nasze życia. Chociaż na razie przedstawili tylko trzy numery (w tym jeden z klipem), to zdecydowanie jest się czym zainteresować.
Muzyka Stella Star ma w sobie coś z rozmarzenia. To dźwięki łagodne, momentami dość ambientowe, ale również z charakterem – takie, które przed moimi oczami stawiają obraz nocnego, rozgwieżdżonego nieba, po którym przesuwają się rozwiane chmury. Sądzę, że atutem tego zespołu są brzmienia gitar, w których słychać niezwykłą przestrzeń, a także nieprzekombinowana, lecz angażująca rytmika. Nie mogę też zapomnieć o charakterystycznym głosie wokalistki, który zainteresował mnie tym, z jaką lekkością balansuje między subtelnością i efemerycznością a siłą i przenikliwością, pozostając ciągle przy prostych, ale urzekających melodiach. Stella Star utrzymuje w swojej muzyce tę shoegaze’ową mglistość, mimo to wszystko pozostaje względnie wyraźne, a w każdym razie dobrze słyszalne.
W tym momencie pozwolę sobie zagłębić się w tę muzykę trochę bardziej szczegółowo. Numer Beast from the East nie był pierwszym, który usłyszałam – natomiast jest tym, który (póki co) pojawił się na stronach i streamingach zespołu najpóźniej. Myślę, że autorski opis grupy najlepiej opisze tę piosenkę, dlatego przywołam, co Stella Star pisze o owej Bestii, mającej uosabiać dzikość i niebezpieczeństwo, przed którymi jesteśmy przestrzegani. „Taniec z Bestią to tęsknota serca, które chce czuć, mimo świadomości, że Bestia przynosi też ból lodowych ostrzy na naszej skórze” (za: strona zespołu na Facebooku). Zaczyna się od brzmienia starego fortepianu, a choć klimat pozostaje taki sam przez całą piosenkę, to mniej więcej w środku pojawia się pewna ciekawa zmiana tonu i dynamiki. Generalnie kawałek ten przywołuje w moim umyśle zimowy, chłodny obraz pełen śniegu. Bestia ma w sobie coś mrocznego, ale też zdecydowanie magicznego.
Jeżeli szukacie czegoś, czego można posłuchać podczas wieczornej lub nocnej przejażdżki przez środek miasta, to Drive jest taką piosenką, którą na pewno zakwalifikowałabym do, jak to nazywam, „numerów drogi”. Tutaj też mamy do czynienia z dużą przestrzenią, czymś w rodzaju mglistości przewijającej się przez cały kawałek. Czuć tu jakąś nostalgię (szczególnie w tekście), zestawioną z vibem przywołującym trochę na myśl lata 80. (zasługa syntezatorowych wstawek). W odróżnieniu od bardziej stonowanej Bestii, w Drive pojawia się już ta shoegaze’owa „ściana dźwięku”, w której jednak wszystko brzmi bardzo selektywnie. Numer opatrzony jest też klimatycznym, animowanym klipem.
https://www.youtube.com/watch?v=bk_B03SA4Hw
Last but not least, czas na numer, który nieznacznie różni się na pozostałych. Znaleźć go można na kanale zespołu na YouTube, a nazywa się Cisza. W moich uszach brzmi na nieco bardziej balladowy niż wcześniejsze piosenki – zdaje się mieć słodszy, troszkę „bajkowy”, kołyszący wydźwięk, jednak ciągle pozostaje w tym samym dreampopowym klimacie. Pokuszę się o stwierdzenie, że jest on dosyć romantyczny, posiada bardzo poetycki tekst, przesycony równie urokliwością, co melancholią.
Nie pozostaje mi teraz nic innego, niż zaprosić do rozmarzenia się w Stella Star.
Stella Star: Dawid Leśniak (gitara), Maciej Buliński (bas), Szczepan Wolak (perkusja), Małgorzata Buracka (wokal, piano, teksty).
Tekst: Weronika Boińska