Przy blasku ogniska – „Szeptucha” Katarzyny Bereniki Miszczuk
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 10 maja 2023
Muszę się przyznać, że ominął mnie oryginalny hype na serię „Kwiat paproci” Katarzyny Bereniki Miszczuk – głównie dlatego, że w momencie publikacji „Szeptuchy”, czyli pierwszej części serii, miałam ledwie 14 lat i nie w głowie były mi romansidła dotyczące 24-letnich kobiet, które w tamtym czasie wydawały się skrajnie stare (przyznam, że dziś, mając 21 lat nadal uważam, że to już starość – kości nie te, wątroba nie ta, a mój pomysł na fantastyczny weekend to dobry obiad w domu, a nie piwo w plenerze; zdziadziałam). Wtedy wolałam się zaczytywać w przygodach, miłostkach i historiach o moich ówczesnych rówieśniczkach, ale lata lecą, więc czas sięgnąć po książki opisujące trochę wyższą demografię. Dzięki niesamowitemu szczęściu, okazało się, że Wydawnictwo Mięta podjęło się ponownego wydania serii „Kwiat paproci” akurat kiedy postanowiłam, że nie mogę czytać samych reportaży i raz na jakiś czas muszę oczyścić zapchany umysł dobrą powieścią. A jako że sama jestem z Kielc, to czemu nie poczytać o losach Gosławy, która wbrew swojej woli musiała opuścić Warszawę i zamieszkać w stolicy Świętokrzyskiego?
Akcja książki dzieje się w alternatywnej rzeczywistości, w której Polska nigdy nie przyjęła chrztu i wiara w pradawnych słowiańskich bogów jest wciąż żywa, a ludzie nadal udają się po porady do żerców i szeptuch. Do takiej właśnie szeptuchy zostaje wysłana Gosława Brzózka – świeżo upieczona absolwentka medycyny, która bardzo opiera się wierze w zabobony i przesądy, ale na swoje nieszczęście musi ukończyć roczne praktyki z bycia szeptuchą. Dzięki działaniom swojej matki trafia do Bielin – wsi niedaleko Kielc, z której wywodzi się jej rodzina. Tam odkrywa, że bogowie wcale nie śpią, duchy i upiory żyją wśród nas, jej samej grozi spore niebezpieczeństwo, a to wszystko pod czujnym okiem przystojnego i tajemniczego Mieszka…
Nie będę ukrywać, książka miała dla mnie wyjątkowy dodany urok ze względu na to, że opisywała mój rejon – śmiałam się pod nosem z zagubienia bohaterki w drodze na dworzec, próbowałam sobie wyobrazić, gdzie dokładnie znajdowało się opisywane mieszkanie i które z istniejących klubów i barów było pierwowzorami tych opisanych w powieści. Śmiałam się z udawanej gwary Baby Jagi (chociaż nie omieszkałam zauważyć, że u nas prędzej powiedziałoby się „dziołchy” niż „dziopy”, tak samo rzeka w Kielcach, która dała siły legendarnemu założycielowi miasta – księciu Mieszkowi – nazywa się SiLnica, przez L, a nie Sinica – nie, nie mam obsesji na punkcie swojego regionu, czemu pytacie?) i razem z bohaterką przedzierałam się przez swoją ukochaną Puszczę Świętokrzyską, chociaż osobiście nigdy nie zasłaniałam się aż tak panicznie jak ona przed kleszczami.
To wspaniała pozycja nie tylko dla fanatyków regionu, takich jak ja, ale dla wszystkich osób zafascynowanych wiarą naszych przodków oraz dla tych, którzy szukają nadnaturalnego romansu (od razu zaznaczę, że nie ma tu opisów stosunków! Chociaż sama nie wiem, jak w następnych częściach – będę informować!). Od początku do końca książka wciąga i aż ciężko mi się ją kończyło, wiedząc, że nie mam kolejnej części na półce, by móc po nią sięgnąć tuż po zamknięciu „Szeptuchy”. Atmosfera książki jest niesamowita i niemal pozwoliła mi poczuć zapach swoich rodzinnych lasów, teraz, kiedy jestem poza domem, ale też zrelaksować się w wiosenny wieczór. Bohaterowie, mimo swoich przywar i wad szybko kupili moją sympatię i będę za nimi tęsknić, nim nie wrócę do świata „Kwiatu paproci” w kolejnych częściach. Póki co, ja będę czekać jak na szpilkach, a Was zachęcam do przeczytania po raz pierwszy lub odświeżenia sobie przygód Gosławy w nowym wydaniu książki Wydawnictwa Mięta.
Nana Asante