Poniedziałek. Mikołaj Grabowski. Wtorek. Mikołaj Grabowski, czyli ,,Dzienniki wg Witolda Gombrowicza’’
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 16 grudnia 2021
„Z samych siebie się śmiejecie”
~ Mikołaj Gogol
Swoje 75. urodziny obchodził w ostatni weekend Mikołaj Grabowski. Z tej okazji krakowska widownia miała możliwość przez cztery dni oglądać wyśmienity monodram Dzienniki wg Witolda Gombrowicza, które przygotował, wyreżyserował i odegrał właśnie Szanowny Jubilat. Jako człowiek niezbyt zżyty z Gombrowiczem, wybrałem się na ten spektakl głównie dla jego wyjątkowości (z tego co wiem, powtórek nie będzie) oraz samej osoby Mikołaja Grabowskiego, znanego z intelektualnego przekomarzania się z widownią poprzez użycie obrazów zarówno dobrze jej znanych, jak i całkiem obcych, ale wplecionych w dzisiejszą rzeczywistość.
Wiosenna premiera Rewizora wyśmienicie oddająca charakter reżyserski Pana Grabowskiego była dla mnie swego rodzaju wskazówką w odbiorze Dzienników… Jednak niezależnie od doświadczeń, każdy widz miał okazję pospacerować z gombrowiczowskim tekstem, wyzwolonym jak wiadomo z formy, po spolszczonych jego wywodami argentyńskich uliczkach i plażach. Kilka segmentów monodramu, podzielonych niejako na dni, a raczej opowieści o dniach, które opisuje Gombrowicz ustami Pana Grabowskiego, skupia się na krytyce rozmaitych elementów rzeczywistości, już to wyborów, już to granicy, już to innych strasznie śmiesznych czy też śmiesznie strasznych fragmentów świata zza okien. Dezaprobata wobec polskości w wymiarze buńczucznych tradycji i sakramentalnych obchodów, a także bezsensownej dumy i dumnej głupoty, wyśmiewanie intelektualnych rozmów o ,,znęcającym się nad Mozartem’’ pianiście, festiwal nijakości i dwukierunkowego niezdecydowania – takie oto małe scenki mogły być udziałem widzów.
Scena na Sarego 7, gdzie wystawiano spektakl, pozwoliła zlikwidować wrażenie oddalenia aktora od widza, wszystkie wydarzenia rozgrywały się blisko, na wyciągnięcie ręki, a mimo to Panu Grabowskiemu zostało wyjątkowo dużo miejsca na podrygi, spacery, biegi i tańce. Cała akcja toczyła się (aby nie zapomnieć o tym, że widz niejako uczestniczy w pisaniu dziennika) wokół biureczka ze stertą papierów, notatek i maszyną do pisania; nic ponadto. Pozostałe elementy spektaklu rozegrały się na płaszczyźnie słowa i gestu, czasami wzmacnianych muzyką. Cudowny minimalizm, w którym wszystko, poza tym centralnym punktem można było odrzucić, nie rozpraszał, ale dawał wyobraźni pole do zapełnienia wolnej przestrzeni.
Jedyne czego można życzyć, to jak najdłuższego życia i zdrowia Panu Mikołajowi Grabowskiemu w jego 75. urodziny, by nadal tworzył i częstował widownię fragmentami swojego kunsztu.
Mateusz Leon Rychlak