„Oshi no ko”, czyli jak sprzedać duszę za 5 minut sławy
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 26 października 2021
Był czas, gdy omawiana tu manga zwyczajnie mnie prześladowała. Jej recenzje pojawiały się na kanałach YT, które obserwuję, na Reddicie ludzie pisali o niej w niemal każdej grupie, której byłem członkiem. Recenzje za sprawą wszechwładnych algorytmów pojawiały się u mnie w kategoriach proponowane. Ogólnie to bałem się lodówkę otworzyć. Stwierdziłem, że na przekór rekomendacjom zignoruję ten tytuł i zapomnę, że istnieje…
Tak więc dziś porozmawiamy o „Oshi no Ko”. Gdyż, jak łatwo się domyślić, moja wola i żelazne postanowienie okazało się zbyt kruche i ostatecznie mangę przeczytałem i się w niej z miejsca zakochałem.
Światła, kamera i akcja
Historia jest jednym z największych atutów dzieła. Opowiada o lekarzu, do którego kliniki anonimowo zgłasza się Ai Hoshino, wschodząca gwiazda show biznesu i młodociana idolka, której protagonista jest fanem. Dziewczyna znajduje się w trudnej sytuacji, jest bowiem w ciąży i pragnie urodzić dziecko pomimo ryzyka łączącego macierzyństwo z byciem idolką. By nie wywoływać skandalu, doktor godzi się utrzymać całą sprawę w tajemnicy i pomóc młodej kobiecie. Jednak, gdy zbliża się termin porodu, bohater zostaje zabity i odradza się jako jedno z bliźniąt urodzonych przez Ai.
Ten dość fantastyczny początek kontrastuje z całością utworu, który poza swoim pierwszym rozdziałem (i tematem reinkarnacji) w późniejszych fragmentach jest do bólu realistyczny. Jeśli więc nie jesteście fanami elementów nadnaturalnych to uspokajam. „Oshi no Ko” jest w swych założeniach brutalnie prawdziwą opowieścią o show biznesie. Co więcej, manga ukazuje świat idolek, aktorów dziecięcych, streamerów i innych internetowych osobowości w sposób zupełnie niestandardowy, a mianowicie przypomina czytelnikom o tym, że osoby tworzące dzieła, które podziwiamy, sami są ludźmi i mają typowo ludzkie problemy.
Tutaj też dochodzimy do największego atutu tytułu, czyli kompleksowego przedstawienia ciemnych stron wiążących się z tworzeniem, pisaniem czy graniem w filmach. To wszystko przedstawione od kuchni i uwikłane w osobistą historię tworzy cudowny obraz patologicznego acz hipnotyzującego środowiska będącego jednocześnie obiektem pragnień, jak i pułapką niszczącą ludzi. Dodajmy do tego fakt, iż odrodzony bohater jest cynicznym socjopatą wykorzystującym na swoją korzyść innych ludzi i wikłającym się w niejednoznaczne relacje, mające popchnąć go ku realizacji osobistych celów, a dostajemy jedną z najoryginalniejszych fabuł, która nie boi się podejmować dialogu z współczesnymi problemami i kontrowersyjnymi zagadnieniami, zamiatanymi pod dywan w dyskursach publicznych.
Sztuczny uśmiech
Warto również powiedzieć dwa słowa o warstwie technicznej. Za fabułę „Oshi no Ko” odpowiada Akasaka Aka, znana przede wszystkim z „Kaguya-sama: Love is War”, stroną techniczną i rysunkami zajmuje się natomiast Yokoyari Mengo, autorka „Kuzu no Honkai”. Ta współpraca działa naprawdę fenomenalnie, a warstwa artystyczna mangi jest naprawdę solidna, szczególnie design postaci i ich ekspresja. Jest to o tyle ważne, że właśnie mimika i mowa ciał bohaterów odgrywać będzie decydującą rolę w rozdziałach poświęconych kinie i aktorstwu.
Muszę jednak dla sprawiedliwości skrytykować parę elementów. Niestety momenty, w których historia próbuje zaskoczyć czytelnika niespodziewanymi wydarzeniami niezbyt dobrze działają. A owe twisty są póki co bardzo przewidywalne i w mojej opinii zbyt nachalnie eksponowane. Niektórym również może przeszkadzać skupienie się na wielu rodzajach mediów, a nie na kompleksowym przedstawieniu jednego środowiska. Ja osobiście uznaję to za zaletę, bo możemy rzucić okiem na świat idolek, aktorów i autorek mang. Jeśli jednak oczekujecie skupienia na jednym obszarze popkultury, to możecie być zawiedzeni.
To powiedziawszy osobiście uznaję, że relacje między postaciami, brutalne i realistyczne podejście do show biznesu, niejednoznaczny bohater, barwny drugi plan i mimo wszystko angażująca fabuła wynagradzają mi wielokrotnie wyżej wspomniane mankamenty.
Ukłon
Ostatecznie nie jestem pewien, jak skutecznie zachęcić Was do dania szansy temu tytułowi, ciężko bowiem napisać o „Oshi no Ko” w taki sposób, by nie zdradzić zbyt wiele, a jednocześnie przekazać esencję tego dzieła. Jeśli jednak któryś z opisanych przeze mnie elementów Was zainteresował, to polecam sięgnąć po ten tytuł. Ostatecznie bowiem cieszę się, że się złamałem i posłuchałem rekomendacji. Być może i Wy również utoniecie w tym fascynującym, podłym i sztucznym świecie kamer i reflektorów.
Patryk Długosz