O wadze zakończenia. Recenzja ,,Code Geass”
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 27 kwietnia 2021
Mimo że nigdy nie pokusiłem się na tworzenie rankingów i list moich ulubionych animacji, to podświadomie faworyzowałem w swoim serduszku poszczególne tytuły. Z pewnością nie byłbym tym samym widzem, gdyby nie pierwsze odkryte przeze mnie anime ,,Death Note”. Zapewne nie darzyłbym taką samą estymą produkcji z gatunku harem, gdyby nie stara już produkcja ,,Zero no Tsukaima”, moje oczekiwania względem komedii japońskiej byłyby inne, jeśli nigdy nie obejrzałbym ,,KonoSuby” czy ,,Grand Blue”. Jednak chyba najważniejszym tytułem w całej mojej karierze weeba był ,,Code Geass”, seria, którą obejrzałem kilkukrotnie i z każdym kolejnym sensem zakochiwałem się w niej coraz bardziej. Dlaczego więc mimo wad i problemów dzieło studia Sunrise było tak przełomowe?
Tak trochę Gra o tron, ale nie do końca
Należy zacząć od kontekstu. ,,Code Geass” znalazłem, próbując zapełnić sobie pustkę po “Death Note”, i mogę to z perspektywy czasu powiedzieć z całą stanowczością. “Code Geass” był po prostu na każdym polu lepszy i w moim osobistym pojmowaniu zrobił doskonale wszystko to, co zepsuła historia Lighta Yagamiego.
Po pierwsze, protagonista Lelouch Lamperouge. Persona niezwykle charyzmatyczna, usiłujący zachować anonimowość wydziedziczony brytyjski książę, będący jednocześnie troskliwym bratem dbającym o bezpieczeństwo swojej kalekiej siostry. Z drugiej zaś strony kompletnie zimny i stoicki socjopata, niewahający się poświęcać innych, by osiągnąć swoje cele, i traktujący ludzi jak żywe pionki na szachownicy. Dualizm tej postaci i tragizm łączący się z przemianą Leloucha, zachodzącą na przestrzeni serii, był prawdziwie hipnotyzujący. Protagonista kradł każdą scenę, a jego charyzma wylewała się z ekranu.
Mimo to drugi plan również prezentował się interesująco. Tajemnicza nieśmiertelna dziewczyna C.C, która obdarowała Leloucha specjalną mocą umożliwiającą mu narzucanie swej woli za pomocą spojrzenia; Kallen Kozuki, czyli utalentowana pilotka mecha i członkini ruchu oporu, czy Kururugi Suzaku, przyjaciel i jednocześnie największy wróg głównego bohatera.
Bez wątpienia najlepszymi punktami ,,Code Geass” były psychologiczne i strategiczne pojedynki. Błyszczały one jednocześnie wizualnie, prezentując starcia gigantycznych robotów, jak i merytorycznie, dzięki strategom planującym te batalie. Mówiąc krótko: każdy miłośnik protagonistów o IQ 200 powinien zobaczyć pierwsze starcie w Shinjuku. Dodajmy do tego intrygi polityczne i osamotnioną walkę protagonisty z władającym światem imperium, a dostaniemy naprawdę intensywny, wypełniony cliffhangerami seans. Obrazu dopełnia realizm wojny i kruchość życia bohaterów. W tej serii nie są oni nietykalni; błąd, głupota lub zwyczajny pech może poskutkować śmiercią istotnej i lubianej przez Was postaci.
Arcydzieło nieidealne
Mimo wszystkich powyższych zachwytów z czystym sumieniem muszę przyznać, że ,,Code Geass” nie jest dziełem bez wad. Myślę tutaj przede wszystkim o chaotycznym wprowadzeniu i pierwszych epizodach, które mogą skonfundować widza, oraz o kilku zapychających czas fillerów na przestrzeni całości. Dodatkowo, mimo bycia głównie serią psychologiczną, produkcja romansuje z innymi gatunkami: pojawiają się więc elementy szkolne, haremowe, dramatu. Osobiście to urozmaicenie odebrałem pozytywnie, bowiem dzięki niemu byliśmy w stanie zobaczyć Leloucha w różnych życiowych sytuacjach, a prozaiczne czynności i jego relacja z rodziną i przyjaciółmi sprawiała, że mimo wyrachowania i braku skrupułów widzieliśmy w nim także jego ludzkie oblicze – chłopca skrzywdzonego przez los i zmuszonego do podejmowania takich, a nie innych działań.
Nie mogę natomiast wybaczyć studiu Sunrise, które postanowiło zmonetyzować serię, i po jej ukończeniu wydało filmy przedstawiające te same wydarzenia, lekko zmieniając niektóre z ważnych punktów fabularnych. Co więcej, zmienili oni kanon i kontynuowali historię, mimo perfekcyjnego zakończenia całości w serii telewizyjnej.
“Ładne słowa nie wystarczą, aby zmienić świat”
To właśnie oryginalne zakończenie historii Leloucha zmieniło świat anime i ustanowiło standardy jakości, do której dążyć powinny wszystkie produkcje. Stawka zaprezentowana przez serial, podsumowanie drogi przebytej przez bohaterów i emocje – to wszystko zostało rozegrane perfekcyjnie i ,,Code Geass” warto obejrzeć chociażby tylko po to, by doświadczyć tego fenomenalnego finału. Dołączmy do tego charyzmatycznego protagonistę, polityczne intrygi, świetnie zaprojektowane walki robotów i mamy dzieło prawie kompletne. Jeśli choć jeden z tych elementów jest dla Was interesujący, to polecam seans oryginalnej serii telewizyjnej. Aż nabrałem ochoty, by po raz szósty wrócić do tego świata…
Patryk Długosz