O problemach wiecznego nadrabiania i gonienia za popkulturą
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 18 stycznia 2022
Z reguły staram się pisać o anime, mangach i pokrewnych dziełach kultury. Dziś jednak po raz kolejny dopadł mnie często odczuwany nastrój niezdecydowania w trakcie przeglądania listy tytułów, które chciałem obejrzeć.
Żeby nie być całkiem oderwanym od swego ulubionego medium, powiem tylko, że ten problem pojawił się w momencie przeglądania kilkudziesięciu propozycji na portalu MyAnimeList.Net, gdzie w zakładce przypominającej mi o tytułach odłożonych przez siebie na później znalazłem ich niebotyczną ilość. Oczywiście, jak to w takich sytuacjach bywa, po kilkukrotnym przescroolowaniu przez całość, nie znalazłem niczego i wykrzyczałem swe żale w przestrzeń, powtarzając klasyczne: „nie mam czego oglądać”.
To nie tak, że listę zapełniały nudne lub bezwartościowe produkcje. Ot, zwyczajnie nie znalazłem tej jedynej, która by idealnie wpisywała się w mój nastrój lub oczekiwania, jakie miałem w tamtej chwili.
Kupka wstydu
Można by rzec, „że w głowach się poprzewracało”, za dużo ilość dobrej rozrywki sprawiła, że nie potrafimy docenić tego, co mamy przed nosem i tak dalej. Problem jest jednak szerszy i nie dotyczy wyłącznie mojej osoby. Wielokrotnie w rozmowach ze znajomymi wypływał temat niemożności zdecydowania się na kolejną książkę/grę/anime. Każdy z nas zresztą kojarzy pewnie niezręczne sytuacje, gdy jednej osobie każe wybierać się film do wspólnego seansu. Najczęściej kończy się to niezdecydowaniem i próbą odnalezienia tego idealnego filmu, „świętego graala”, który trafi w gusta wszystkich i dostarczy zabawy.
Wydaje mi się, że podobnie wygląda wybieranie tytułu dla samego siebie. Osobiście często czuję wewnętrzną presję do wyszukania dokładnie „tego, czego chce” – najlepszej rozrywki w danym momencie. Może z obawy przed marnowaniem czasu lub poprzez fakt szerokiego wyboru. Z tyłu głowy pojawia mi się myśl „mógłbym obejrzeć coś lepszego, coś, co mnie bardziej poruszy lub rozśmieszy”.
Nie chodzi mi o bezmyślne oglądanie przeciętnych produkcji, lecz o zanik radości w wyniku oglądania rzeczy po prostu dobrych. O pewien wewnętrzny przymus maksymalizacji radości i rozrywki w momencie relaksu. Bo właśnie obcowanie z popkulturą często ma być przede wszystkim odpoczynkiem, a nie daremną próbą znalezienia tego idealnego anime/gry/książki. Często efekt ten udaje osiągnąć się nam nieświadomie, gdy sięgamy po dzieło, po którym nie spodziewamy się wiele, a kończymy kompletnie w nie wciągnięci.
Moja lista
Część problemów może wynikać z wyrzutów, jakie są efektem kultury pracy. Może pojawić się w nas wyrzut typu „siedzę i oglądam i nawet nie jestem a tak poruszony/a”. Możemy pomyśleć nawet, że w momencie oglądania/grania/czytania moglibyśmy zrobić wiele produktywnych rzeczy, np. uczyć się na sesję lub budować rakietę jednocześnie szlifując 4 języki obce.
Kolejną pułapką, w jaką można wpaść, jest uzależnienie od list i organizerów, które pierwotnie mają służyć nam, by przechowywać informacje o tekstach kultury nas interesujących. Ponownie na własnym przykładzie zauważyłem, że nie odinstalowuje gry, w którą grałem 20 godzin, bo „szkoda, żeby się ten czas zmarnował” lub wybieram film, lub serial, który trzeba w końcu dokończyć (bo zostały dwa odcinki).
Ponownie te gry czy seriale same w sobie nie muszą być złe, ale aspekt gonienia za nadrabianiem, czyszczeniem list jest potencjalnie problematyczny i może odbierać radość z obcowania z popkulturą.
Wydaje się też, że moje narzekania nie są kompletnie oderwane od odczuć ogółu społeczeństwa. Netflix przykładowo wprowadził funkcję losowego wyboru filmu, zapewne dlatego, że część użytkowników nie mogąc zdecydować się na konkretne dzieło z przepastnej biblioteki, rezygnowała z seansu i poszła przeglądać fejsbuka czy reddita.
Stos książek na później
Cóż więc robić i jak żyć? No cóż, odpowiedź was raczej nie zadowoli, bo sam nie wiem. Mógłbym rzucić jakimś frazesem typu „wyrwijmy się z tego myślenia i cieszmy każdym filmem”, jednak nie miałoby to dużo sensu. Myślę, że każdy musi znaleźć system dla siebie. Niektórzy być może przypadkiem odnajdą „ten” idealny tytuł i przynajmniej na chwilę będą spełnieni. Inni przełamią się i sięgną po prostu po dobre tytuły, a jeszcze inni wpadną na coś innego.
Ja z kolei idę po raz 6 obejrzeć Code Geass, bo mam już dość przeglądania list, a jeśli przez myśl mi przejdzie, że zamiast oglądać znów to samo, mógłbym sięgnąć po coś nowego, to ten pomysł szybko wyparuje, gdy zacznę się na powrót zachwycać tym anime.
Na marginesie, jako że nie wiedziałem jaki obraz by dobrze korespondował z treścią artykułu, to możecie zobaczyć grafikę z The Tatami Galaxy. Po pierwsze dlatego, że anime dotyka tematu wyboru i niezdecydowania, po drugie – jest mało znane i zasługuje na więcej uwagi, a po trzecie – to po prostu dobre anime. Jeśli więc, jak i ja, czasem tępo gapicie się na listę i nie wiecie, po co sięgnąć, to może to dzieło okaże się dla was przyjemnym seansem.
Patryk Długosz