Nerd w teatrze. Recenzja „Heddy Gabler”
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 4 listopada 2021
Nie lubię teatru. Nie nadaję się do oglądania spektakli, i, będąc całkowicie szczerym, ta instytucja mnie przeraża. Prawdopodobnie napiszę o tym cały długi tekst, lecz musicie to wiedzieć teraz, by zrozumieć niniejszą historię. Mając w głowie, że jestem najgorszą osobą do siedzenia na sali teatralnej i darzę ogromną niechęcią kulturę wysoką, zdziwicie się, gdy powiem, że chodzę czasem na spektakle, bo… mój przyjaciel gra w teatrze amatorskim. Konkretnie to w Teatrze „Rozdźwięk”. Piszę więc coś, co myślałem (i miałem nadzieję), że nigdy nie napiszę: recenzję spektaklu teatralnego. Spektaklu, który będziecie mogli zobaczyć już w sobotę, więc jeśli lubicie sztukę niszową, to serdecznie zapraszam, warto wspierać grupy krakowskich zapaleńców (link do wydarzenia znajdzie się na dole). Teraz bez zbędnego przedłużania zapraszam do recenzji.
„Hedda Gabler” to przedstawienie na podstawie tragedii o tym samym tytule autorstwa H. Ibsena (tak, tego samego, którego matka Bojacka ciągle przywołuje). Jest to dramat pokazujący historię nieszczęśliwego małżeństwa tytułowej Heddy, gdzie stara się ona za wszelką cenę zachować swoją pozycję społeczną, jednocześnie będąc wplątaną w wiele konfliktów z przeszłości swojej i swojego męża. To jest (bardzo) mocny skrót fabuły i ona sama jest znacznie bardziej zawiła. Praktycznie każdy z bohaterów ma bowiem swój własny konflikt i każdy z nich jest zniuansowany. Nawet postać męża Heddy, który jest czystym comic relief, jest jednocześnie postacią z, moim zdaniem, najbardziej skomplikowanymi problemami.
Skoro napomknąłem już o kwestii bohaterów, to muszę ponarzekać, że mimo tego, iż dane jest nam obserwować, jak te poszczególne charaktery mierzą się z wydarzeniami kluczowymi dla ich życia, to nie odczułem, żeby przeszli oni jakąkolwiek drogę. Spektakl pozostawił mnie z wrażeniem, że co prawda zmieniło się moje postrzeganie ich z uwagi na nowe fakty i pokazanie ich z innych perspektyw, ale oni sami pozostali tacy sami.
Pozwolę sobie jeszcze pochwalić aktorstwo, zwłaszcza wcielającej się w tytułową rolę Patrycji Grelowskiej. Mam słabość do postaci zimnych, stonowanych, od których jednocześnie bije ogromna charyzma. Podobało mi się, że pomimo tego, że rola wymagała ciągłej zmiany zachowań postaci, aktorka zachowała w tym wszystkim spójność oraz wiarygodność. Co nie oznacza jednak, że drugi plan gra z mniejszą pasją; tu najbardziej mnie zachwyciła Ilona Szewczyk w roli cioci, która idealnie pokazuje, jak piękne potrafi być zło, oraz Marek Blacha, wcielający się we wspomnianą rolę męża głównej bohaterki. Postać mocno komediowa w historii tak napiętej może naprawdę dodać luzu…
…tu się jednak to nie udaje. Spektakl bowiem buduje tak gęsty, nieprzyjemny klimat, iż śmianie wydawało mi się nie na miejscu. I to jest mój największy problem z przedstawieniem. Nazwałbym go „chorobą kultury wysokiej”. Spektakl bowiem na każdym kroku podkreśla, iż mamy do czynienia ze sztuką ambitną. Nie wiem dokładnie, skąd to się bierze. Czy to poprzez wspomniane nagromadzenie problemów postaci, czy miejscami udziwnienia narracji, które nie wnoszą nic poza dziwnością, czy może sceny erotyczne, które są chyba tylko dlatego, że istnieje przeświadczenie o tym, iż każdy spektakl musi mieć sceny nagości. Jaki by to powód nie był, to przez cały czas trwania przedstawienia czułem nieprzyjemne napięcie i sztywność. Nie ułatwiało sprawy też to, iż opowieść jest nasycona ciężkimi scenami i brutalnością, do takiego stopnia, że człowiek faktycznie zastanawia się, co czują aktorzy.
Reasumując, „Hedda Gabler” to teatr z wszystkimi jego wadami i zaletami. Jest to okazja, by zobaczyć pasję faktycznych zapaleńców, którzy z błyskiem w oczach po miesiącach prób mogą wykrzyczeć swój tekst, i jednocześnie dzieło, które czasami na siłę próbuje nas przekonać o swojej wyższości. Dla wszystkich, których zachęciłem, tu znajduje się link z wszystkimi najpotrzebniejszymi informacjami:
https://facebook.com/events/s/hedda-gabler-spektakl-6-xi/268477071874306/
Stankiewicz Szymon