Moje potyczki z Ubisoft Plus
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 10 kwietnia 2021
Ostatnimi czasy bardzo jest głośno o XBOX Game Pass. Głównie z uwagi na coraz to nowe firmy, które zawiązują z Microsoftem w tej sprawie umowy. Niektórzy już ochrzcili Game Passa „Netflixem dla graczy” i, patrząc na dostępną tam bibliotekę, ciężko im nie przyznać racji. Sam jeszcze po Game Passa nie sięgnąłem, gdyż czekam, aż na komputery osobiste zawita funkcja grania w chmurze, która jest możliwa na telefonach z zainstalowanym Game Passem. Jednakże byłem przez dwa miesiące subskrybentem innego abonamentu z grami: Ubisoft plus. I, o matko, od czego by tu zacząć…
Jak sama nazwa wskazuje, subskrybenci tej usługi mają dostęp do większości gier wypuszczonych przez znane i (nie)lubiane francuskie studio. Gry, w które grać nie można, to zwykle tytuły starsze i indyki, wszystkie najgłośniejsze i najbardziej rozpoznawalne tytuły są do dyspozycji. W tym oczywiście: cała seria Assassin’s Creed, Far Cry czy Watch Dogs. Każda gra jest dostępna ze wszystkimi dodatkami, a posiadając subskrypcję możemy też grać w nowe tytuły w dniu premiery (ja tak grałem w Immortal Fenyx Rising).
Cena usługi to 60 zł za miesiąc, co może się wydawać na pierwszy rzut oka dużą kwotą, jednak zważywszy na to, że możemy przez miesiąc zagrać w dowolną z kilkuset gier, które nie rzadko kosztują nawet 400 zł, wydaje się ona całkiem rozsądna. Mimo to nie wyobrażam sobie regularnego utrzymywania subskrypcji, a raczej wykupywania jej, gdy skończą mi się inne tytuły do ogrania.
Korzystanie z tej usługi pokazało mi, że abonamenty dla graczy to przyszłość z uwagi na to, jak bardzo są wygodne. Kupowanie gier to ruletka: wydajemy kilkaset złotych na produkt, który możliwe, że wyłączymy po godzinie i pożałujemy straconych pieniędzy. Przy abonamencie kończy się to tylko wystawieniem 2/10 grze na Filmwebie i odpaleniem kolejnego tytułu. Daje to znacznie większy luz i pozwala na więcej eksperymentów, gdy wybieramy następny tytuł.
Samej biblioteki nie chcę oceniać, bo, jak mówiłem, jest tu po prostu wszystko, co wydał Ubisoft. Jeśli kogoś bieganie za znacznikami i wspinanie się na wieże nie przekonuje, niech unika plusa szeroko. Wszystkie nowsze gry natomiast można ograć w ramach cloud gamingu z Nvidii GeForce Now, co, nie ukrywam, było dla mnie bardzo istotne.
Jednak chwalę i chwalę, a prawda jest taka, że dawno nic z zakresu technologii nie zdenerwowało mnie tak, jak Ubisoft Plus. Bo tak jak zamysł i cena są bez zarzutu, tak strona techniczna wydaje się być projektowana przez szatana we własnej osobie. Witryna, na której wykupuje się usługę, potrafi czasem losowo odpalić się w obcym języku, i gdyby chodziło o angielski, to bym pewnie tego nawet nie zauważył… ale po francusku!?!?* Wykupienie abonamentu na telefonie jest niewykonalne (a przynajmniej twierdzę tak po 3 próbach). Strona zapomina i przypomina sobie dane karty w zależności od fazy księżyca i strony, z której wieje wiatr, i nawet jeszcze nie doszedłem do najgorszego. Subskrypcja przy zakupie blokuje podwójną ilość pieniędzy. Po okresie blokady nadmiarową kwotę zwraca – natomiast samo w sobie jest to chore. Z tego, co czytałem, jest to związane z systemem autoryzacji, ale działa to okropnie wadliwie, potrafi bowiem zablokować możliwość korzystania z usługi, jeśli nie będzie możliwości pobrania z konta podwójnej stawki.
Ubisoft Plus jest pięknym zamysłem, pokazującym, że granie nie musi być aż tak drogie, tylko, błagam, niech zatrudnią w tej firmie informatyków… jakichkolwiek.
Ocena: Piekielny informatyk na 10
Stankiewicz Szymon
Audycje:
ReAnimowany
Nagi Lunch (zawieszony)
* Przyp. red.: Eeeeee, spodziewałam się co najmniej chińskiego. Francuski ma chociaż alfabet!