Mój burzliwy romans z „Catchrine”
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 9 listopada 2021
Jako ogromny fan gier firmy Atlus z radością przywitałem pecetowy port ich kolejnego tytułu. To było oczywiste, że będę podekscytowany: psychologiczny thriller z zawikłaną i tajemniczą fabułą, romansami i motywami fantastycznymi. Oczekiwałem niespodziewanego, a i tak zostałem zaskoczony.
Dziewczyna wchodzi do baru
Produkcja zaczyna się w momencie, gdy poznajemy protagonistę Vincenta – mężczyznę w średnim wieku, który od długiego czasu jest w związku ze swoją dziewczyną Katherine. Kobieta planuje pchnąć ich relację na następny poziom. Bohater, niewiedzący czego chce od życia, spędza wraz z przyjaciółmi noc w barze. Następnego dnia budzi się u boku tajemniczej nieznajomej, która przedstawia mu się jako Catherine i mówi mu, że spędzili wspólnie niesamowitą noc. Dodajmy do tego miejską legendę o klątwie, dotykającej zdradzających mężczyzn i koszmary, nawiedzające co noc naszego bohatera. Tak rozpoczyna się niesamowicie nieoczywista historia, która stawia przed odbiorcą wiele pytań i trzyma go przez większość czasu w niepewności.
To właśnie fabuła, postaci obu pań i przyjaciół Vincenta, a nawet poukrywane mniejsze historie innych gości baru są moim zdaniem najlepszymi elementami tej produkcji. Atlus pozostawił również graczom sporą dowolność w sposobie poznawania jej historii. W trakcie dialogów mamy też wybór między różnymi opcjami popychającymi protagonistę ku wskaźnikowi niebiańskich rozkoszy i piekielnych podniet. To wszystko prowadzi do bardzo indywidualnego przeżycia, które kształtowane jest zupełnie inaczej w zależności od charakteru osoby ogrywającej ten tytuł.
Catchrine fabularnie jest świetna, gdy balansuje między wyjaśnianiem zawiłości świata a stawianiem kolejnych pytań przed graczem. Przez długi czas nie jesteśmy nawet pewni, czy mamy do czynienia z faktycznymi magicznymi działaniami, czy psychologiczną maskaradą, której padliśmy ofiarą. Gra – niestety – w pewnym momencie burzy tę aurę tajemniczości, a moment, w którym intryga się wyjaśnia, lekko mnie zawiódł. Dodatkowo irytował mnie również protagonista. Z jednej strony sami w dużej mierze wpływamy na jego charakter, a z drugiej w trakcie przerywników filmowych zachowuje się jak idiota, co utrudnia wczucie się w jego sytuację.
Barany na wieży Babel
W Catchrine nie liczy się tylko fabuła. Gameplay przede wszystkim zadowoli fanów gier zręcznościowych i logicznych. Całe wyzwanie polega na pokonywaniu wież, składających się z ruchomych bloków, i prób wyjścia na bezpieczny szczyt, nim zdradliwy grunt zawali się nam pod nogami. Oczywiście nie jest to takie proste, ponieważ do czynienia mamy ze specjalnymi bloczkami, które są śliskie, wybuchają czy próbują nas przebić. Dodajmy do tego ryzyko upadku, cały czas zmniejszającą się arenę i limit czasowy, a naprawdę można osiwieć.
Co więcej, mimo posiadania kilku poziomów trudności, to z doświadczenia powiem, że nawet na łatwym jest piekielnie trudno. Mimo że grałem w port pecetowy, muszę ponarzekać na sterowanie, które jest w tej wersji mocno nieintuicyjne. Szczerze żałuję, że nie przerzuciłem się w tracie rozgrywki na pad. Być może nie widziałbym ekranu Game over tak często. Fani myślenia i przestawiania elementów będą jednak wniebowzięci, zwłaszcza że po ukończeniu gry można odblokować specjalny tryb wyzwań z jeszcze trudniejszymi wieżami. Ja jednak już się w to nie bawiłem – podstawka dostatecznie mnie w tym aspekcie zmęczyła.
Na koniec warto zwrócić uwagę, że konsumenci chcący poznać Catchrine na komputerach osobistych są pozbawieni sporej części dodatkowej zawartości, która dostępna jest na konsolach w wersji Full Body. Tym samym, grając np. na platformie Steam, nie poznamy nowej postaci czy wątku kosmitów. Sama gra zapewnia zaś około 20 h zabawy. Czas jednak może się zdecydowanie wydłużyć zależnie od tego, jak często giniecie. W moim przypadku zajęło to znacznie dłużej.
Nie jest to więc Persona pożerająca ponad setki godzin, ale nieliniowość i wyzwania z pewnością to rekompensują. Ja sam jestem fanem bardziej skondensowanych opowieści, więc ten element był dla mnie zaletą.
I że Cię nie opuszczę aż do śmierci
Ostatecznie ten dziwaczny miks przygodówki, horroru, galge i platformera z pewnością nie trafi do każdego. Być może trudne etapy logiczno-zręcznościowe odstraszą część graczy, a duża grupa nie pokocha tej przerysowanej surrealistycznej stylistyki i dziwacznej fabuły tak mocno, jak ja. Mimo wszystko jednak osobiście niesamowicie cieszę się, że poznałem tę historię, bo gwarantuję, że jest jedyna w swoim rodzaju.
Patryk Długosz