Młócka nad strefą spadkową. Podsumowanie 29 kolejki Ekstraklasy
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 27 kwietnia 2023
Ten sezon ułożył się tak, że w zasadzie kwestie mistrzostwa mamy już rozstrzygniętą. Miejsca premiowane awansem do europejskich pucharów też raczej zostały już przydzielone, zastanawiać się można jedynie nad tym, czy podium zajmie Lech czy Pogoń. Więc kiedy wraz z każdą kolejną mijającą kolejką emocje na szczycie ligi stygną, wzrok nasz niech kieruje się ku nizinom, gdzie w ostatniej kolejce mogliśmy zobaczyć dwa mecze o sześć punktów.
*****
Po zakończeniu rundy jesiennej żegnanie przedostatniej wówczas Korony Kielce nie byłoby niczym kontrowersyjnym. Scyzoryki prezentowały toporny futbol, szwankowała im skuteczność, a do tego ostatnie zwycięstwo odniosły nad Radomiakiem w sierpniu. Wówczas niczym wybitny generał wchodzący na pierwszą linie frontu, by zebrać rozbity oddział, pojawił się na stanowisku głównodowodzącego Kamil Kuzera, który nie tylko sprawił, że Kielczanie zaczęli punktować, ale również poprawił znacznie ich boiskową prezencję. W każdym zagraniu, w każdym pressingu i w każdym sprincie widać zaangażowanie i pewność siebie. I to przynosi efekty, bo Koroniarze jak mityczny feniks z popiołów uciekli ze strefy spadkowej, lecz teraz nie mogą odpuścić ani piędzi murawy, by szybko do niej nie wrócić. Przeciwnik, Zagłębie, nie miał nic do stracenia, bowiem sukcesy Korony i porażka z Górnikiem Zabrze sprawiły, że nie jest pod czerwoną kreską tylko dzięki lepszemu bilansowi meczów bezpośrednich od Śląska Wrocław. Drużyna Fornalika przyjechała do Kielc, by wygrać.
Miedziowi nie mieli jednak łatwego zadania, bo wszystkie sześć zwycięstw Korony to właśnie zwycięstwa na własnym stadionie. Już od początku było widać, że ten mecz to będzie pojedynek wagi ciężkiej. Cios za cios, akcja za akcją od pierwszych minut. Choć piłkarzom brakowało polotu, to nie brakowało im chęci i energii. Akcje polegały raczej na pressingu, rajdach i długich podaniach, ale z uwagi na wysokie ustawienie obu drużyn na murawie było mnóstwo wolnej przestrzeni, co powodowało, że nawet jeśli nie mieliśmy pięknych zagrań, to mogliśmy oglądać podbramkowe akcje z dużą częstotliwością.
Pierwszy cios, który rzeczywiście przebił gardę gospodarzy zadało Zagłębie w 19 minucie. Wówczas to nieudana kontra zaczęła się przed polem karnym Korony zamieniać w atak pozycyjny. Starzyński podał na środek do Łakomego, a ten, osaczony przez defensorów z Kielc, oddał piłkę do tyłu Poletanovićowi, który oddał strzał w tłum. Piłka szczęśliwie dla Serba zrykoszetowała po drodze od Trojaka i wpadła do siatki obok zaskoczonego Forenca.
Bynajmniej strata bramki nie zniechęciła Scyzorów, którzy sięgnęli po swoją najgroźniejszą broń: stałe fragmenty gry. Po rzucie rożnym w 29 minucie, z którego dośrodkowywał Deaconu, piłkę skierował głową do bramki Shikavka. Zdecydowanie zaspał w tej sytuacji Kłudka.
Wyrównanie dodało Koroniarzom energii. Chwilę później, w minucie 40, Podgórski przemaglował na skrzydle ospałego jak na razie Grzybka i dograł dokładną, mocną piłkę na głowę Shikavki, który dał Kielczanom prowadzenie i upolował dublet. Dublet, który jest wyraźnym sygnałem do władz Korony: ,,przedłużcie mi kontrakt!”.
Z prowadzenia gospodarze nie mogli jednak pocieszyć się zbyt długo, bo 4 minuty później Zagłębie wyrównało. Wszystko zaczęło się od dwójkowej akcji Kłudki i Chodyny na prawym skrzydle. Ten drugi posłał mocne, płaskie dośrodkowanie w pole karne, a cały proces skwitował ładnym wykończeniem pod poprzeczkę Kurminowski. Do przerwy mieliśmy więc remis.
Potem niestety z obu drużyn zeszło już nieco powietrze. Owszem, walki i zaangażowania było dużo, w pewnych momentach aż za dużo, bo z powodu fauli mecz był co chwila przerywany, ale zabrakło akcji podbramkowych. Ze świecą szukać jakiegokolwiek zagrożenia dla bramki Forenca czy Dioudisa w drugich 45 minutach. Z wolnego groźnie uderzał Starzyński, z dystansu swoich sił próbował wcześniej po drugiej stronie Podgórski, ale to by było na tyle. Błanik po wejściu z ławki wprowadził trochę zamieszanie pod bramką Miedziowych, lecz ostatecznie wynik już się nie zmienił. Nieco rozczarowujący finisz naprawdę dobrego spotkania.
Z jednego punktu z pewnością może być bardziej zadowolona Korona, która utrzymuje bezpieczną odległość od strefy spadkowej. Zagłębie natomiast ma już coraz mniej miejsca na błędy. Nie zmienia to jednak faktu, że podopieczni Fornalika pokazali charakter i umiejętności, które powinny pozwolić im wywalczyć sobie miejsce w elicie na następny sezon.
Widzę co najmniej dwie drużyny radzące sobie gorzej. Problem w tym, że grały one ze sobą mecz bezpośredni tego samego dnia, więc któraś z nich musiała zapunktować.
*****
Mowa oczywiście o starciu pomiędzy Górnikiem Zabrze, a Śląskiem Wrocław. Sytuacja Zabrzan prezentowała się przed tym meczem nieco lepiej, ostatnio wygrali z Zagłębiem, a poza atutem własnego stadionu dochodzi jeszcze fakt, iż zwyczajnie na papierze mają mocniejszą kadrę od rozbitej drużyny z Wrocławia.
Oprócz tego warto pamiętać, że działacze Śląska przed arcyważnym meczem z bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie zdecydowali się zakończyć współpracę z trenerem Djurdjevićem a na jego miejsce ściągnęli… Jacka Magierę, który został ze Śląska zwolniony w poprzednim sezonie, lecz wciąż obowiązywał go kontrakt z klubem. Gdyby tego było mało, to ta trenerska podmianka nastąpiła w piątek, na dwa dni przed meczem. Nie wiem, jakimi niesamowitymi mocami dysponuje trener Magiera, ale jestem przekonany, że jakimiś musi, skoro zarząd klubu z Wrocławia uważa go za cudotwórcę zdolnego do zmiany beznadziejnej drużyny w grupę wirtuozów w ciągu 48 godzin.
A nie, chwila, moment. Ta decyzja po prostu była bez sensu i nie miała większego wpływu na wygląd spotkania. Od początku dominował Górnik pomimo tego, że piłkarze z Zabrze nie popisywali się jakimiś szczególnymi umiejętnościami. Wiatr na skrzydłach robili Japończycy: Yokota i Okunuki, co chwila groźnie ścinając z piłką do środka. Do tego oczywiście dochodzi dominacja w środku pola, gdzie naprzeciw Podolskiego, Pacheco i Rasaka Śląsk wystawił półprzytomnego Schwarza, zwyczajnie kiepskiego Leivę oraz młodziutkiego Bukowskiego. To był pojedynek pięści z nosem.
Pierwszą bramkę Wrocławianie stracili w 11 minucie po prostym błędzie Schwarza, który dał do siebie doskoczyć Podolskiemu. Mistrz Świata z 2014 roku wybił Czechowi piłkę wślizgiem i zrobił to na tyle przytomnie, że ta dostała się pod nogi Krawczyka, który bez większych problemów minął Poprawę i umieścił futbolówkę w lewym dolnym rogu.
Śląsk nawet niespecjalnie miał się jak odgryźć. W ataku nie istnieli. Dwukrotnie z samotną akcją ruszał Bejger i dwukrotnie lewy obrońca Wrocławian groźnie uderzał, lecz nie na tyle celnie, by zagrozić Zabrzanom stratą bramki. Ot, ostatnie podrygi złożonego niemocą WKS-u.
Na 2:0 podwyższył w 44 minucie Okunuki, kładąc na ziemi bramkarza po wspaniałym rajdzie Sekulića. Prawy obrońca Zabrzan ruszył ze swojej strefy, minął jeszcze na swojej połowie trzech rywali, a następnie posłał znakomite podanie za linię obrony do japońskiego skrzydłowego. Górnik nie tylko górował w statystyce bramek, ale gdyby przyznawano noty za styl tu również by dominował.
W drugiej połowie Zabrzanie kilkukrotnie mogli podwyższyć wynik, ale brakowało im wykończenia. Z łatwością do świetnych okazji dochodzili Krawczyk i Podolski, ale żaden z nich mimo kilku prób nie mógł podwyższyć wyniku. A Śląsk? Kompletna bezradność. W bramce Wrocławian dwoił się i troił Leszczyński, by przynajmniej zachować pozory walki. Coś tam szarpał z przodu Yeboah, ale to też tylko po to, by nie było aż takiego wstydu.
2:0, którym zakończył się mecz, to najmniejszy wymiar kary. Wydaje mi się, że nawet powinniśmy skrytykować Górnik za to, że popisał się takim brakiem skuteczności w drugiej połowie. Magiera nie okazał się cudotwórcą, ale bądźmy szczerzy, nikt o zdrowych zmysłach tego od niego nie oczekiwał. Śląsk po prostu jest aż tak słaby. Tu naprawdę sprawiedliwszym wynikiem byłoby odesłanie Wrocławian z bagażem jakichś 5 goli i wizytówką: „We hope you enjoyed your stay in Ekstraklasa!”.
*****
Wisła Płock po prawdziwie szalonym meczu przegrała z Jagiellonią 2:4. Mimo tego, że to nafciarze zdobyli dwa gole jako pierwsi, nie byli w stanie znaleźć sposobu na Marca Guala. Hiszpański napastnik zaliczył hat-tricka i dorzucił do tego asystę przy bramce Jesusa Imaza.
Warta Poznań po raz kolejny dała dowód tego, że nie jest już Ekstraklasowym kopciuszkiem, lecz poważnym zespołem, z którym należy się liczyć. Tym razem podopieczni Dawida Szulczka pokonali Legię Warszawa 1:0, tym samym w zasadzie odbierając jakiekolwiek cienie nadziei na mistrzostwo piłkarzom z Warszawy. Chociaż dopóki piłka w grze…
Lechia przegrywa po raz kolejny, tym razem dała się pokonać u siebie Cracovii 1:2. Obie bramki dla Pasów ustrzelił Kallman, a honor Gdańszczan ratował w 88 minucie Bartkowski.
Spotkanie lidera z czerwoną latarnią ligi przebiegło bez niespodzianek. Miedź uległa Rakowowi 0:2. Piłkarze z Częstochowy skrzętnie wykorzystali potknięcie Legii i kwestia przyklepania mistrzostwa jest już dla nich formalnością, którą mogą załatwić już w następnej kolejce.
Pogoń Szczecin zwyciężyła u siebie 4:2 ze Stalą Mielec. Mecz obfitował w emocje i zwroty akcji, a szalę zwycięstwa na korzyść Portowców przechylili swoją świetną postawą pod bramką rywali Almqvist i Grosicki.
Widzew Łódź przegrał z Piastem Gliwice 2:3. Choć podopieczni trenera Niedźwiedzia walczyli wytrwale do końca, to obudzili się zbyt późno, by udało im się wyrównać. Bramki Letniowskiego z 76 i Pawłowskiego z 83 minuty to wszystko czym byli w stanie odpowiedzieć na wcześniejsze trafienia Tomasiewicza, Wilczka i Pyrki.
Na zakończenie kolejki Radomiakowi udało się wywalczyć punkt w starciu z Lechem. Do remisu 1:1 doprowadziły trafienia Rochy i Sobiecha.
FOT. Paweł Janczyk / 400mm.pl
Jan Woch