Melancholijny minimalizm dający nadzieję – ,,The Best Day of My Life” Toma Odella
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 31 października 2022
Tom Odell to jeden z tych wyjątkowych artystów, który w przeciągu mniej niż pół godziny potrafi złamać Twoje serce na kawałki, następnie je pozbierać i zrobić to samo jeszcze kilka razy, a na sam koniec i tak będzie się wdzięcznym muzykowi za ten emocjonalny rollercoaster, kończący się katharsis.
Po fenomenalnej, eksperymentalnej i brutalnie szczerej płycie „monsters” z niecierpliwością wyczekiwałam na nowy album. Odell to naprawdę zdecydowanie więcej niż Another Love.
Piąty krążek studyjny zatytułowany „The Best Day of My Life” miał swoją premierę 28 października. Ta płyta to jednodniowa podróż w głąb siebie. To rozliczanie się ze smutkiem, który nosi się w sobie i szukanie szczęścia w drobnostkach. W codziennym życiu niekiedy trudno dostrzec nadzieję, szczególnie wtedy, gdy wszystko się wali, ale ten album udowadnia, że ona jest i na nas czeka. Jedyne, co musimy zrobić, to trochę się o to szczęście i radość postarać.
The Best Day of My Life
Pierwszym singlem, który pojawił się jako zapowiedź płyty, był wydany 30 marca utwór The Best Day of My Life. W jednym z postów na Instagramie Tom napisał, że do powstania tego kawałka zainspirował go billboard z napisem „everything is going to be alright” (tłum. wszystko będzie dobrze) mijany przez niego wielokrotnie podczas jazdy na rowerze w czasie pandemii. Podkreślił, że w tym trywialnym i prozaicznym haśle było coś takiego, co podnosiło trochę na duchu. Bywa, że takie najprostsze teksty, najmniejsze gesty wnoszą do naszego życia szczęście.
Sam utwór melodycznie nie jest skomplikowany i wpada w ucho, a zdanie z refrenu: „I think today is the best day of my life” (tłum. Myślę, że dzisiaj jest najlepszy dzień mojego życia) zostaje w głowie jeszcze długo po zakończeniu słuchania. Ta zwyczajność się tutaj broni, tak jak w trudnych czasach obronił się billboard ze sztampowym hasłem. Kawałek nie epatuje optymizmem, gdyż czuć w głosie Odella, że tekst bierze się ze smutku, który od czasu do czasu przeplatają momenty niewyjaśnionej euforii i niekontrolowanej przyjemności.
Co ciekawe, początkowo singiel miał tytuł The Worst Day of My Life (tłum. Najgorszy dzień mojego życia) i charakteryzował się nastrojem znacznie bardziej przygnębiającym. Zmiana jednego słowa odciążyła ten utwór i uczyniła go lżejszym w odbiorze. Po dłuższym okresie smutku, promień słońca może cieszyć bardziej niż spełnienie marzeń.
„Ten utwór jest o opadnięciu ciężaru, o słońcu, które wreszcie wschodzi, o śmiechu po łzach, o docenianiu bycia z kimś, kogo się kocha po długim czasie rozłąki. Ten utwór jest dla wszystkich, którzy cierpieli i udało im się przejść na drugą stronę” (org.: This song is about the weight lifting, the sun finally coming up, the laughter after the tears, the embrace with someone you love after so long apart. this song is for everybody who has suffered and made it through to the other side).
Sad Anymore
„Nie chcę być dłużej smutny” (org. I don’t wanna be sad anymore), Odell śpiewa tę frazę niczym mantrę, obserwując szczęśliwych ludzi dookoła niego. Co oni robią, co oni mają, czego on nie ma? W warstwie treściowej powtarzają się tutaj tylko i aż trzy lakoniczne zdania. Słowa, które pewnie każdy z nas kiedyś sobie powtarzał, próbując zrozumieć, skąd biorą się w nas przygnębienie, rezygnacja czy zniechęcenie. Zastanawiając się jednocześnie, dlaczego inni wydają się tacy radośni i pogodni.
Niesamowite jest dla mnie to, że tak minimalistyczny utwór trafia w czuły punkt, sprawiając, że chce się go słuchać na zapętleniu.
Sunrise___
Instrumentalny kawałek Sunrise___ był inspirowany porankiem, który nastąpił po pierwszym lockdownie w marcu 2020 roku. Odell spędzał wtedy czas w małym domku na plaży w Kent. Nie spał wówczas całą noc i o piątej nad ranem poszedł zobaczyć wschód słońca. „Nagrałem to, i to był bardzo interesującym moment, który ze mną został, ponieważ miałem wrażenie, że to słońce wstaje w zupełnie innym świecie” (org. I videoed it, and it was just an interesting moment which stayed with me because it felt like the sun was coming up on a completely different world).
Słuchając tego utworu, znając tę historię, naprawdę można zobaczyć ten wschód słońca.
Another Thing We Don’t Talk About
Another Thing We Don’t Talk About
Another Thing We Don’t Talk About jest nie tylko przepięknym kawałkiem, ale przede wszystkim bardzo ważnym utworem pod względem tekstowym. Mówiąc o nim, Odell wspomina, jak to tradycja nie postrzega dobrze mężczyzn, dzielących się swoimi uczuciami. Czują oni, że muszą ukrywać to, co czują, a to oddziałuje później destrukcyjnie na przyjaźnie i relacje związkowe. I chociaż sporo nam się udało zmienić na przestrzeni ostatnich lat, to nadal gdzieś się za nami ciągnie to, co było. „To nie to, co zrobił_ś/ To nie to, co powiedział_ś/ To cisza, którą wybieramy zamiast” (org. It’s not what you did/ It’s not what you said/ It’s the silence we choose instead). Przeszłość nie jest możliwa i może nie powinna być możliwa do wymazania. Co więc powinniśmy zrobić z tą całą wiedzą, którą mamy? Odpowiedź zdaje się być prosta: rozmawiać. Powinniśmy nauczyć się mówić na głos to, co trzeba powiedzieć. Teraz mamy najlepszy czas na szczerość, na przepracowanie wszystkiego.
The Blood We Bleed
Kolejny utwór, The Blood We Bleed, to bardzo bolesna podróż do relacji międzyludzkich. Tekst mówi o tym, jak niekiedy nosimy w sobie niekoniecznie dobre zachowania, które zaobserwowaliśmy i których nauczyliśmy się od naszych rodziców, naszych bliskich. Odell przy okazji tego kawałka przytoczył cytat: „Jak wiele blizn usprawiedliwiamy, ponieważ kochaliśmy osobę, która trzymała nóż?”. Niezwykle przejmujący i przeszywający jest tutaj głos Toma snującego historię o odziedziczonym bólu, cierpieniu zadawanym przez najbliższych. Słychać w nim delikatne załamania i idące za nimi emocje.
Giving A F**k
Tom Odell bez wątpienia jest mistrzem melancholii. W utworze Giving A F**k zmienia jednak znacznie ton na bardziej nihilistyczny i wyzwoleńczy. Muzycy nieustannie poddawani są presji związanej ze swoją twórczością. Przy okazji tego kawałka zdradził, że ten pianistyczny motyw bardzo podobał się jego cioci, jednak po usłyszeniu całości z tekstem zapytała: „coś ty z tym do cholery zrobił?” Przyznał też, że przechodził przez okres, w którym czuł się sparaliżowany oczekiwaniami i ten moment właśnie go uwolnił z tego marazmu.
Oswobodzenie się z tego, co wydaje się, że nas definiuje w oczach innych, jest wspaniałym uczuciem. Ludzie zawsze będą mówić, zawsze znajdzie się ktoś, komu nie będzie pasować to, co robimy czy kim jesteśmy. Najgorzej to się temu poddać.
Librium
Librium to drugi instrumental na tej płycie. Inspiracją dla utworu była historia OxyCotinowego kryzysu w Ameryce. Odell przeczytał o nim w książce „Empire of Pain” Patricka Raddena Keefe’a. Lekiem poprzedzającym OxyCotin było Librium, czyli ekstremalny rodzaj Valium. Muzyk mówił, że w pewnym momencie swojego życia czuł się uzależniony od tego lekarstwa. Ten punkt w przeszłości miał dla niego na tyle ważne znaczenie, że znalazł swoje miejsce na „The Best Day of My Life”.
Flying :))
Utwór Flying :)) charakteryzuje się oniryczną energią, otacza go atmosfera sennej wyprawy. Ojciec Toma był pilotem, a jego wujek jest inżynierem lotniczym. Dzięki nim Odell zafascynował się lataniem i uczuciem, które daje widzenie świata z góry. Kawałek muzycznie przenosi w czasy dzieciństwa, kiedy takie drobnostki zajmowały umysł i rozwiewały problemy.
„To przykre jak smutne może być to życie” (org. It’s sad how sad this life can be), śpiewa w refrenie. Niekiedy wydaje nam się, że mamy zły miesiąc, zły rok i utknęliśmy w czasie pokonywania własnych lęków. „Wszyscy cierpimy czasem” i w takich momentach możemy sobie przypomnieć o młodzieńczych marzeniach i towarzyszących im beztrosce. Odlecieć na kilka chwil i poczuć się wolnym.
Enemy
Z jednej strony Enemy może być o zmaganiu się z własnymi myślami i brakiem pełnego zaufania do tego, co dzieje się w naszej głowie, a z drugiej może także dotyczyć rozpadającej się relacji. Odell bardzo często porusza w swoich utworach temat zdrowia psychicznego, które bywa bardzo kruche. Co jeżeli czujemy, że nie możemy ufać samemu sobie? Co w momencie, kiedy wydaje nam się, że nie mamy już w ogóle kontroli nad kotłującymi się w głowie przemyśleniami? Kiedy jesteśmy sobą, a kiedy tylko udajemy siebie?
Zazdrość, która niszczy. Hamowanie szczęścia drugiej osoby. Granica między miłością a wrogością bywa cieńsza niż się wydaje, szczególnie kiedy poznajemy tę część człowieka, której nie chcielibyśmy poznać, gdyby ktoś dał nam wcześniej wybór.
Czysty wokal Toma łączy się tutaj z rytmicznie granymi akordami. Jak na całym albumie, jest tutaj prosto, ale na tyle emocjonalnie, że nie potrzeba nic więcej. Głos i pianino w zupełności wystarczają.
Monday
Monday rozpoczyna się jaśnie brzmiącymi pasażami, które po chwili stają w kontraście z tekstem. Pada deszcz, ktoś skoczył pod pociąg. Odell śpiewa, że każdego dnia czuje się jak w poniedziałek. Sam tekst inspirowany jest tragicznymi wydarzeniami, kiedy ludzie odbierają sobie życie na dworcach, najczęściej w dni powszednie i wczesnym rankiem. Tom był świadkiem takiej sytuacji w trakcie tworzenia albumu. Mówił, że chciał, żeby w tej części albumu coś umarło. I aby na to pozwolić musiał odpuścić wiele rzeczy. Utwór dotyczy żałoby wynikającej z całej sytuacji, śmierci i symbolicznego obumierania.
Mając świadomość historii stojącej za tym kawałkiem, jego słuchanie wywołuje ból. Można na chwilę zapomnieć, jak się oddycha.
___Sunset
___Sunset wiąże się z zachodem słońca i ze zmierzchem. Wspaniałe jest to, jak Odell potrafi malować dźwiękami. Może i tytuł, jak w muzyce programowej, sugeruje, co można wyobrażać sobie w trakcie słuchania, ale to jak bardzo wszystkie akordy brzmią tutaj jak koniec dnia, wydaje się nieprawdopodobne.
Smiling All The Way Back Home
Zamykający album utwór Smiling All The Way Back Home jest tym promieniem nadziei, o którym pisałam na samym początku. Po przepracowaniu emocji, które nosi się w sobie, po odpuszczeniu tego, co warto było odpuścić, dzieją się niesamowite rzeczy, a przynajmniej taka przydarzyła się Odellowi. Dobro potrafi przyjść w najbardziej nieoczekiwanym momencie, a bardzo często radość jest dookoła nas, wystarczy zacząć ją dostrzegać, chociażby w najdrobniejszych elementach życia.
Zdarzyło Wam się kiedyś wracać kiedyś ze spotkania z kimś i uśmiechać się na wspomnienie tego wieczoru? Niewiele nam potrzeba do szczęścia, czasem to po prostu obecność drugiego człowieka.
–
Nie ma wątpliwości, że Tom Odell jest wyjątkowym twórcą, który nawet najprostszą formą potrafi trafić w najczulsze punkty. Słuchając „The Best Day of My Life” warto się zatrzymać i wsłuchać w prezentowaną harmonię dźwięków, głosów i tekstów. Ta płyta to 30-minutowa podróż w głąb trudnych emocji i skomplikowanych uczuć, która kończy się nadzieją.
Julia Mikzińska