Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Kraina kontrastów. Podsumowanie 23 kolejki Ekstraklasy

Autorstwana 9 marca 2023

Ostatnia kolejka pięknie obrazowała to, jak bardzo kontrastującą ze sobą samą ligą bywa Ekstraklasa. Na przestrzeni kilku godzin potrafi utrwalić w świadomości widza zupełnie różne obrazy. Raz zobaczymy na boisku spektakl rozgrywany przez zawodników Rakowa, Pogoni, Legii czy Lecha, innym razem dostaniemy wypalający oczy pokaz pseudo-futbolu od gdańskiej Lechii. Czasami mecze są pokazami wirtuozerii godnej lig zachodnich, czasami przypominają kopaniny z czeluści najmroczniejszej z bałkańskich okręgówek. W tym braku powtarzalności jest ogromna zaleta. Oglądanie jej jest jak grzebanie na ślepo w pudełku czekoladek, w którym część wymieniono na zlepione kulki z pieprzu.

Jeszcze w poprzednim sezonie spotkanie Lecha Poznań z Lechią Gdańsk posiadałoby rangę hitu, wyrównanego meczu między dwoma topowymi drużynami w Polsce. Teraz natomiast było to spotkanie rzemienia z ogołoconymi pośladkami. Naprzeciwko siebie stanął walczący o ćwierćfinał Ligi Konferencji oraz goniący drugą Legię mistrz Polski z kompletnie rozbitą „drużyną” Gdańszczan, która zdobyła jedynie 5 punktów tej wiosny i coraz głębiej, nieskoordynowanymi ruchami zatapia się w ruchomych piaskach strefy spadkowej. 

Takie mecze jednak bywają czasami ciekawe. Człowiek może trzymać kciuki za niespodziankę, błysk geniuszy ze strony jakiegoś niespodziewanego rezerwowego lub zaskakujące zwycięstwo, które podbuduje morale dołującego zespołu i wleje w serca ich kibiców nadzieję w walkę o utrzymanie do samego końca. Cóż, powiedzieć, że tak nie było to mało powiedzieć, bowiem na stadionie w Poznaniu wydarzyły się rzeczy, które mogły pozbawić nadziei nawet największego optymistę z Trójmiasta. 

Wynik mógł już w 17. sekundzie otworzyć Jesper Karlstrom, którego strzał pechowo zablokował napastnik Lecha, Mikael Ishak. Ten impuls nie podziałał jednak ożywczo na obronę Lechii, która była ospała i starała się jedynie utrzymywać pozycję i wybijać. Wszelkie próby rozgrywania piłki od bramki przez Gdańszczan spotykały się z wysokim pressingiem i kończyły się albo lagą, albo stratą. Środek pola, w postaci Gajosa i Kubickiego praktycznie nie istniał, a skrzydła Lechii mogły sobie co najwyżej pozwolić na przebieżki od czasu do czasu, zwykle bez piłki. 

Nie dziwne, że wkrótce posypały się bramki. Najpierw, w 25. minucie, po dośrodkowaniu Rebocho i strąceniu piłki przez Karlstroma futbolówkę „pacnął” (bo tak należy nazwać ten minimalny kontakt głowy z baranim jelitem) Milić, a ta wylądowała w siatce. Przed przerwą Lech podwyższył na 2:0. Wybicie naciskanego przez Skórasia Kuciaka zostało zablokowane przez skrzydłowego Lecha i wpadło do bramki. Fatalny błąd bramkarza Lechii był skutkiem niemocy w rozegraniu, jaka towarzyszyła Gdańszczanom od początku meczu. 

W drugiej połowie mieliśmy więcej tego samego, czyli pokazu bezradności ze strony Lechii. W 67. minucie po rzucie rożnym doszło do zamieszania w polu karnym. Z półwoleja uderzał Sousa, a jego uderzenie choć mocne to wprost w bramkarza Lechii. Kuciak jednakże tylko odbił piłkę przed siebie, gdzie opanował ją Ishak. Szwed miał tyle czasu, że był w stanie jeszcze zamówić obiad i pogadać z Kuciakiem o tym, w którą część bramki ma uderzyć, gdyż obrońcy Lechii naprawdę nie kwapili się najpierw z kryciem, a potem z doskokiem, lecz nie zachował zimnej krwi i walnął z całej siły przed siebie. Bramkarz Gdańszczan prawie obronił tę dobitkę, lecz ze względu na bliską odległość i siłę strzału, piłka ostatecznie przekroczyła linię bramkową wraz z interweniującym Słowakiem – 3:0.

W 83. i 88. dwie bramki dorzucił jeszcze wpuszczony z ławki Velde po bliźniaczo podobnych zejściach z lewej strony i uderzeniach na długi słupek. Nie były to zbyt skomplikowane akcje czy wysublimowane dryblingi, ale znakomicie podkreśliły całkowity brak zorganizowania obrony Lechii i upadek morale Gdańszczan. Przy drugim golu norweskiemu skrzydłowemu wyraźnie pomógł rykoszet, lecz nie zmienia to faktu, że popularny Krzysiu Velde zwyczajnie bawił się z obrońcami z Trójmiasta i robił na lewej stronie co chciał.

Lech rozbił u siebie Lechię 5:0. Najlepsze w tym jest to, że Poznaniacy nie rozegrali jakiegoś wybitnego spotkania. Mistrz Polski po prostu zagrał przyzwoicie, zaprezentował jakiś poziom. Lechii nie da się oglądać, grając tak jak Lechia nie da się wygrywać, wreszcie prezentując się tak jak Lechia nie ma nawet co marzyć o utrzymaniu. Okienko transferowe jest już zamknięte, więc tutaj nawet nie ma po kogo dzwonić. To trzeba zacząć budować na nowo, najlepiej od przyszłego sezonu, najprawdopodobniej spędzonego w 1 Lidze.

*****

Na hit kolejki musieliśmy poczekać aż do niedzielnego popołudnia, kiedy to czwarta w tabeli Pogoń Szczecin gościła na swoim stadionie lidera z Częstochowy. Raków wciąż był niepokonany w rundzie wiosennej, a Pogoń po początkowych potknięciach odzyskała rytm i zwyciężyła dwa razy z rzędu. 

Widać było nerwowość i ogromne skupienie na początku tego meczu. Oba zespoły szanowały piłkę, przez co gra momentami była dość statyczna. Ryzykowniejsze podania pojawiały się tylko w bocznych strefach na połowie rywali, środek pola zdawał się być w świadomości jednych i drugich ziemią przeklętą, brakowało dynamizmu i dryblingów.

Pierwsze błędy w grze Rakowa pojawiły się około 10 minuty. Pogoń ruszyła z intensywniejszym pressingiem, a Medaliki straciły czujność. Raz neuerowskim wyjściem swoją drużynę uratował Kovacević po zbyt lekkim podaniu do tyłu Carlosa, innym razem Portowcy odzyskali piłkę pod samym polem karnym Rakowa, lecz silny strzał Grosickiego był niecelny. To dodało pewności siebie Szczecinianom, którzy przez większą część pierwszej połowy spisywali się lepiej. Mieli w swojej grze więcej swobody i luzu.

Pod koniec pierwszej połowy jedni i drudzy wrzucili najwyższy bieg. Ciągłe kontrataki i bardzo wysoki pressing doprowadziły w końcu do sytuacji bramkowych i już pierwszy celny strzał w tym meczu przyniósł gola. Wynik na korzyść Rakowa otworzył w 38. minucie Kochergin, który otrzymawszy podanie na lewym boku boiska od Arsenića zszedł do środka i plasowanym, dokładnym uderzeniem sprzed pola karnego umieścił piłkę w siatce obok rzucającego się Stipicy. Mimo tego, że była to jedyna bramka, ba, nawet jedyny celny strzał w pierwszej połowie, to mecz był na bardzo wysokim poziomie. Spotkały się dwie znakomite w pressingu, obronie i rozegraniu drużyny.

W drugich 45. minutach gra układała się pod gości. Już w 53. minucie na 0:2 podwyższył Jean Carlos, trafieniem bliźniaczo podobnym do tego z meczu z Jagiellonią, czyli pięknym uderzeniem prostym podbiciem z powietrza po rzucie rożnym, tyle że tym razem nie był on pierwotnym adresatem dośrodkowania, lecz zebrał piłkę po zgraniu Gutkovskisa. 

Dwubramkowe prowadzenie było niesamowicie komfortowe dla Częstochowian. Piłkarze Rakowa mogli skupić się na obronie i kontrataku, a Pogoń musiała więcej zaryzykować i ruszyć całą drużyną do przodu. Portowcy grali bardzo ładnie, ale brakowało tej jednej okazji, dzięki której mogliby przynajmniej złapać kontakt. Blisko było w 77. minucie, kiedy to patelnię przed bramką Częstochowian miał XYZ, lecz jego strzał został zablokowany przez ZYX. Raków był zbyt zdyscyplinowany w obronie, by w to niedzielne popołudnie pozwolić Szczecinianom na zdobycie bramki.

Ostateczny wynik tego meczu to 0:2 dla Rakowa. Częstochowianie zdobyli trzy punkty w jednym z najtrudniejszych meczów, jakie czekały na nich w rundzie rewanżowej i pozostaje pytanie, czy ktokolwiek będzie w stanie ich powstrzymać w marszu po mistrzostwo. Gra Pogoni była atrakcyjna, lecz całkowicie nieskuteczna. Brakowało strzałów, a nawet okazji na ich oddanie. Być może z innym przeciwnikiem wygraliby przekonująco, ale to był Raków. Jensowi Gustafsonnowi pozostaje wyrzucić ten mecz z pamięci i skupić się na utrzymaniu czwartego miejsca.

*****

Stal Mielec uległa 0:2 Piastowi Gliwice. W ten sposób Piastunki odskoczyły od strefy spadkowej na odległość 3 punktów – niezbyt wiele, ale w skali całego sezonu Gliwiczan jest to prawdziwe odkupienie.

Warta Poznań pokonała na wyjeździe Widzew Łódź 0:2. W ten sposób przedsezonowy outsider wdrapał się już na 7. miejsce w tabeli i do prawdopodobnej strefy pucharowej traci jedynie jedno zwycięstwo, a dzisiaj rozgrywa zaległy mecz z Wisłą Płock.

Wisłą Płock, której fatalna seria porażek przedłużyła się do 5 meczów. Tym razem katem nafciarzy była Korona Kielce. Jedynego gola w tym meczu strzelił Malarczyk.

Po brutalnym meczu w Zabrzu Legia wywalczyła trzy punkty w spotkaniu z tamtejszym Górnikiem. Zdobywcą zwycięskiej bramki był Pekhart. Wygrana kosztowała stołecznych masę nerwów, czerwoną kartkę dla Josue i dwa przednie zęby Rafała Augustyniaka.

Wynikiem 1:1 zakończyło się spotkanie pomiędzy Miedzią Legnica a Jagiellonią Białystok. Takim samym rezultatem i podziałem punktów skończył się mecz Cracovii ze Śląskiem Wrocław.

W kończącym kolejkę poniedziałkowym starciu pomiędzy Radomiakiem Radom i Zagłębiem Lubin triumfowali Miedziowi po bramce Bohara.

Jan Woch

Fot. https://www.lechpoznan.pl/

Oznaczono, jako

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close