Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Klasztor, lustro, księga – recenzja spektaklu „Imię Róży”

Autorstwana 4 listopada 2021

„Widzimy teraz w lustrzanym odbiciu i w zagadce”
– Umberto Eco

Lustrzane odbicie to jeden z efektów specjalnych, jakie mogłem obserwować podczas spektaklu Imię Róży w Teatrze Słowackiego w Krakowie. Ale opowieść o tym widowisku nie zawiera się jedynie w efektach specjalnych, które były momentami zaprawdę imponujące. Historia Adsa z Melku przeniesiona na scenę teatralną mogła udać się w Krakowie tylko na tej estradzie, której, nawet siedząc w ostatnim rzędzie, nie sposób objąć jednym spojrzeniem. Już same warunki wyjściowe dają wyobrażenie o tym, co czuł bohater powieści, jeden człowiek otoczony ogromem Gmachu, w którym kryją się największe tajemnice współczesnego mu świata. Nie trzeba było tworzyć dodatkowej, monumentalnej scenografii, gdyż ponad sześciometrowe płaty materiału stanowiące standardowe wyposażenie sceny same za to posłużyły. 

Treść przedstawienia jest znana tym, którzy przeczytali powieść lub widzieli film z Seanem Connerym. Nie zdradzając żadnych sekretów osobom, które nie miały jeszcze styczności z tym dziełem Umberto Eco – byłem mile zaskoczony wiernym oddaniem większości pierwotnego obrazu. Dziś niestety coraz częściej poszukuje się nowych formuł, nowych przestrzeni, nowych sensów w opowieściach, które same w sobie są pełne i nie potrzebują przenoszenia ich gdziekolwiek (a zwłaszcza w czasy współczesne). Szlachetna surowość tego przedstawienia, pozbawiona wrzasków, krzyków, bieganiny, jest idealnie dobrana do tego, co dzieje się w murach XIV-wiecznego klasztoru benedyktynów. Cisza i spokój tego miejsca jest zachowana, pomimo tragicznych wydarzeń, których świadkami są młody nowicjusz Adso (Karol Kubasiewicz) i jego Mistrz Wilhelm (Rafał Dziwisz). 

Nawiasem mówiąc, kreacje aktorskie dwóch głównych bohaterów były niezwykle wciągające, powściągliwe, filozoficznie intrygujące, a jednocześnie rozwinięte na dwóch różnych płaszczyznach. Wszystko, co jest związane z Wilhelmem z Baskerville opiera się na płaszczyźnie słowa, myśli, gry erudyty z rzeczywistością, podczas gdy Adso jest tym, którego postać wyraża emocje, wiarę, wątpliwość, namiętność. Sprytne zastosowanie owalnego ekranu, przywodzącego na myśl lustro, zbliża widzów do wydarzeń, które dzieją się na scenie. Wspomagane grą świateł, wydobywającą wiele kontrastów, jak również wiele kryjącą w cieniu, podkreślają tylko estetykę wspomnianej przeze mnie szlachetnej prostoty (której nigdy nie wolno mylić z prostactwem).  

Snucie tej opowieści dalej wydaje mi się zupełnie niepotrzebne, gdyż znacznie lepiej zrobi to za mnie (dla niecierpliwych) ekranizacja powieści lub sama powieść, również w formie audiobooka (z głosem Krzysztofa Gosztyły i subtelną muzyką w tle). Niestety na sam spektakl, z uwagi na jego brak w repertuarze Teatru Słowackiego, wybrać się nie zdołacie…

Mateusz L. Rychlak


Kontynuuj przeglądanie

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close