Jestem geekiem i jest mi z tym dobrze
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 27 listopada 2020
Jako uczestniczka i zjadaczka szeroko pojętej popkultury filmowej oraz książkowej od zawsze kupowałam różnego rodzaju gadżety związane z różnymi uniwersami. Dzięki nim mogę przedłużyć doświadczenie czytelniczo-filmowe na inny wymiar. Co jest tak frapującego w inwestowaniu w kubki, torby czy bluzki, że ludzie inwestują majątki w tego typu rzeczy?
Jakby to powiedział mój 5-letni kuzyn na widok magnesu na lodówkę: „No bo to jest fajne”. Figurki będące miniaturami postaci z Avengersów czy Harry’ego Pottera nie dość, że często są pięknie wykonane, to jeszcze ładnie wyglądają na półce. Kiedyś kupowałam głównie rzeczy dla samego kupowania, ale ostatnio zaczęłam zwracać większą uwagę na użyteczność danego przedmiotu. Jakoś lepiej pije mi się herbatę z kubka z herbem Hogwartu, niż takim bez żadnych ozdób.
Społeczność geekowska jako taka jest w sumie spoko. Na różnych forach dzielą się zdobytymi i kupionymi fantami, czy opowiadają ciekawe historie związane z jawnym przypasowaniem się do danej grupy fandomowej. Wymienianie się doświadczeniami z uszanowaniem ogólnych reguł wypowiadania się i poszanowaniem zdania drugiej osoby sprawia, iż poszczególne społeczności tworzą coś niewiarygodnego.
Natomiast należy uważać na toksyczne części nerdów, którzy są w stanie zmieszać kogoś (nie tylko „zwykłego” odbiorcę kultury) z błotem za to, że ma się odmienne poglądy na to, w jakim kierunku rozwija się dana marka. Ostatnimi laty chyba najgłośniej wybrzmiewa fandom Star Warsów, który przy okazji ósmego epizodu, Ostatni Jedi z 2017 roku, rozkrzyczał się jak chyba nigdy dotąd. W ogóle ogarnięcie umysłem tego, co się dzieje z grupą zatwardziałych fanów Gwiezdnych Wojen po odbiorze kolejnych części ostatnich trzech epizodów i dwóch spin-offów serii, to jakaś magia i wyczyn. Przez głośne wypowiedzi niektórych ludzi po tym, co się wydarzyło w The Last Jedi (po którym historia mogła rozwinąć się w coś jeszcze bardziej interesującego niż ciągłe walki na miecze świetlne) producenci postanowili wypuścić bardzo „bezpieczne” The Rise of Skywalker.
Ale „zatwardziałe” grupy fanów nieakceptujące jakiegokolwiek odejścia od kanonu są w mniejszości. To ludzie, którzy z pasją opowiadają o swoich ulubionych momentach w książce/filmie. To oni tworzą społeczność, dla której tworzy się wypełnione fanservisem Avengers: Endgame, i którzy nie wstydzą się założenia kiczowatych koszulek z ulubionym cytatem z jakiegoś dzieła.
Dzięki takim sklepom jak krakowski Taki Tam Vintage z ul. Starowiślnej w Krakowie, czy ogólnopolski Pixel-Box, nerdowie i geekowie mogą nieustannie zaopatrywać się w różnorakie rzeczy poszerzające ich garderobę, bądź już i tak nie mieszczącą się na półce kolekcję figurek. Bycie geekiem jest naprawdę spoko i na wielu forach (które można łatwo znaleźć w szerokim Internecie) poznałam wielu zapaleńców, którzy równie mocno cieszą się z tego, że kupili sobie, może niepotrzebną, ale jakże ładną rzecz z uniwersum Pottera. Bo w sumie lepiej być bankrutem i płakać do kubka z logiem ulubionej marki, niż do takiego byle jakiego i na dodatek starego. Każdy ma swoje priorytety…
Podsumowując, bycie geekiem albo nerdem jest w porządku. Oczywiście, jeżeli nikt nikomu nie narzuca jednego sposobu myślenia i uważa, że jego sposób myślenia jest jedynym słusznym. Poza tym, niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie ma w domu jakiejś rzeczy związanej z ulubioną książką czy filmem (o ile oczywiście takie powstały). Gadżety ze zdjęć były kupowane przez lata i w sumie są tylko wierzchołkiem góry lodowej, bo mam jeszcze jakiś milion innych rzeczy, które ubarwiają moje skromne domostwo. Dzięki nim życie i dom mogą stać się bardziej kolorowe, a ponadto pozwalają nawiązać nowe znajomości na lata.
Tekst: Iwona Dominiec