I co ty na to kochanie?
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 29 października 2021
Trapowe opowiadanie – pytała Mery Spolsky na pierwszych stronach swojej debiutanckiej książki, a od teraz pyta także w swoim najnowszym utworze, który zwiastuje kolejny projekt Marii: audiobook. A raczej nie Marii, a Marysi, jak sama o sobie mówi z okładki „Jestem Marysia”, aby za chwilę dodać „i chyba się zabiję dzisiaj”.
Sam tytuł wyrwany z kontekstu całej kreacji artystycznej piosenkarki może być dosyć szokujący, i rzeczywiście – w momencie ogłoszenia zapowiedzi książki jeszcze na wiosnę tego roku wywołał niemałe kontrowersje. Wokalistka, tłumacząc mozolnie zainteresowanym znaczenie tytułu, nic sobie jednak z ogólnego oburzenia nie zrobiła i robi dalej swoje. I będzie robić! Trudno znaleźć na polskim rynku muzycznym kogoś z równie innowacyjnymi pomysłami. Bo kto do tej pory oprócz płyt wydał swoją własną (bestsellerową!) książkę, ale i przygotował Live Act? Ten sam Ktoś (odkrywam karty – chodzi o Mery Spolsky) 8 listopada udostępni w serwisie Audioteka audiobook swojej książki w dwóch odsłonach – zwykłej, czytanej przez nią, oraz niezwykłej – czytanej i udźwiękowionej. Dla niezdecydowanych, ale i czekających z niecierpliwością mały trailer: zaprezentowany 28 października na YouTubie w postaci niemal siedmiominutowego klipu, jako przykład drugiej z odsłon, niezwykłej.
Muzycznie popis swoich umiejętności po raz kolejny daje No Echoes, na stałe współpracujący z Mery od kilku lat, a tekstowo – oczywiście Marysia. I tu ważne rozróżnienie: Marysia jest autorką książki, Mery widzimy na scenie śpiewającą piosenki ze swoich płyt. Marysia napisała zatem tekst, ale wykonała go Mery. Tak? Tak więc „Trapowe opowiadanie” to po prostu zilustrowany muzycznie rozdział otwierający z jej książki, w warstwie tekstowej delikatnie zmodyfikowany tak, aby umożliwić jego zaśpiewanie/wyrapowanie/wymelorecytowanie. I choć nie jest to może najwyższej rangi poezja, a raczej luźny zbiór przemyśleń 20-kilkulatki na temat tego, „co lubi i czego nie lubi”, „zbiór jakichś rzeczy”, po których utrwala nam się w głowie „jaka jest, a jaka nie jest”, zabawa słowem jest jak zwykle zachwycająca. W moim zbiorze rzeczy bez wątpienia wyszczególniłabym tę zabawę słowem jako coś, co lubię.
W klipie gości Marysia razy cztery i czterech jej gości, a wśród nich 60-letni łobuz – Maciej Maleńczuk i 30-letni bigot – Adam Fidusiewicz. Pierwszy z nich mianowany Lwem Salonowym, który „lubi dobry towar, na stole i obok na kanapie”. Drugi to Korposztywniak, którego „targetem są porządne kobiety, których deadline na założenie rodziny kończy się tuż po studiach”. Obaj w klipie nie kończą zbyt dobrze, za to prezentują się wspaniale.
Każda z kreacji Mery jest w punkt, włączając w to te aktorskie. Choć to raczej nie powinno dziwić po jak najbardziej zasłużonych laurach zdobytych przed kilkoma laty na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej – widać, że nie tylko śpiew jest jej bliski. Przekonująco prezentuje się jako każda z dziewczyn swoich czterech chłopaków, jednak najbardziej rozbraja końcowym uśmiechem posłanym do widza wprost z trumny. Muzyka w utworze jest świetna, nawijka Mery brzmi jakby zajmowała się tym od lat, klip wyreżyserowany przez Martę Brodacką idealnie dopełnia całości, i naprawdę szkoda, że to 7 minut kiedyś upływa. Tego zdecydowanie nie lubię.
Czy po tej piosence da się Mery nie lubić? Absolutnie nie. Nie wierzę, że w tym hot-kilkaset-challenge ktokolwiek nie znajdzie kilku linijek, po których nie powie „ej, ja też to lubię!” albo „ej, ja tego też nie lubię!”. „Imponują mi często ludzie, lubię się od nich uczyć, a najbardziej przepadam za typem osób, co na wszystko znajdą jakiś sposób. Nie lubię malkontentów, instagramowych kontentów, blogerek ze słabą dykcją i książek z bajkową fikcją.” No, to Miło Było Panią Poznać!
Aleksandra Wieczorek
https://www.youtube.com/watch?v=3QaSpoze2x8