Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Helpers gonna help

Autorstwana 11 kwietnia 2021

Studenci, którzy na UJ spędzają już któryś rok, być może słyszeli o „Helpers Generation”, ale pierwszoroczni mogą jeszcze nie wiedzieć, co to za projekt. Porozmawiałam z Katarzyną Michtą, jedną z liderek tej akcji na naszym uniwersytecie, aby dowiedzieć się, na czym ona polega; ale też po to, żeby obalić kilka mitów krążących wokół dawstwa szpiku.

P: Czy wyjaśnisz czytelnikom UJOT FM, o co chodzi z całą akcją „Helpers Gonna Help”?

K: Helpers Gonna Help to wyjątkowa edycja programu Helpers Generation, czyli projektu zainicjowanego przez fundację DKMS. Odbywa się on zawsze dwa razy do roku: wiosną i zimą, a trwa już kilka lat. W tym roku, jak i w grudniu, nosi nazwę Helpers Gonna Help ze względu na formę zdalną, ale cały czas chodzi tak naprawdę o projekt Helpers Generation.

Do tej pory wyglądało to tak, że studenci z całej Polski jednoczyli się na takie dwa miesiące, podczas których organizowali akcję rejestracji potencjalnych dawców szpiku. Później, podczas finału akcji, tworzyliśmy stacjonarne stoiska gdzieś na uczelnianych korytarzach i po prostu rejestrowaliśmy tych dawców. W tym roku przez pandemię niestety będzie to wyglądało trochę inaczej. Naszym zadaniem, jako liderek, jest głoszenie idei dawstwa szpiku i promowanie tej akcji w internecie, bo ze względu na pandemię mamy trochę ograniczone możliwości. Ale nie myśl, że nie rejestrujemy dawców! Oczywiście, robimy to, ale w reżimie sanitarnym. 

P: Jak zatem wygląda taki zdalny proces rejestracji?

K: Każda z liderek projektu, a u nas na UJ jest ich sześć, powinna znaleźć dziesięciu wolontariuszy. Każdy wolontariusz dostaje dziesięć pakietów do rejestracji i może zarejestrować właśnie dziesięć osób, gdzieś tam w swoim bliskim gronie, na przykład wśród rodziny czy znajomych. Można to właśnie określić jako taki reżim sanitarny, bo nie tworzymy jakichś większych skupisk, tylko docieramy do poszczególnych osób. Tak to musi działać w tym roku. Teoretycznie, jeśli jest nas sześć, to w sumie powinno zostać zarejestrowanych około sześciuset osób. W praktyce jest trochę ciężej, ale mamy nadzieję, że wyjdzie jak najlepiej.

P: A jak przebiega proces rekrutacji na wolontariusza? Czy można jeszcze nim zostać?

K: Tak, oczywiście. Wolontariusze wciąż mogą do nas dołączać, a najlepiej jest się po prostu skontaktować z którąś z liderek, czyli odszukać wydarzenie na Facebooku i tam jesteśmy wszystkie oznaczone. Zazwyczaj, jeśli ktoś nie miał styczności z fundacją DKMS i nie wie za bardzo, o co chodzi, to my przeprowadzamy takie krótkie szkolenie, gdzie tłumaczymy, na czym będą polegały działania wolontariusza. Mamy też wielu wolontariuszy z poprzednich edycji, którzy wiedzą, co i jak przebiega, wtedy nie ma takiej potrzeby. Ale tak, cały czas można dołączać i to tak naprawdę nawet przez najbliższe dwa tygodnie. 

P: Wiadomo, że w obecnych czasach, czyli czasach nauki zdalnej, wiele osób pozostało w swoich rodzinnych miejscowościach i nie zawitało jeszcze na uczelnię. Czy wolontariusz może działać poza Krakowem?

K: Tak, to nie jest problem. Takiej osobie wysyłamy pakiety, więc jeżeli ktoś mieszka daleko i nie jest w stanie przyjechać do Krakowa, żeby te pakiety odebrać, to istnieje możliwość wysłania ich za pośrednictwem kuriera, który je dostarczy, a później odbierze. 

P: Akcja ma miejsce na uniwersytecie, gdzie większością są studenci, czyli osoby młode i na ogół w pełni sił. Czy są jednak jakieś ograniczenia, które mogłyby wykluczyć kogoś z zostania potencjalnym dawcą szpiku?

K: Generalnie jest bardzo mało takich sytuacji, które odbierają możliwość zostania dawcą szpiku. Zarejestrować się może każda zdrowa osoba, która ukończyła osiemnaście lat, ale nie skończyła pięćdziesięciu pięciu, taki jest przedział wiekowy. Osoba bez znacznej nadwagi, bardziej mówimy tutaj już o jakiejś otyłości, absolutnie nie o osobie, która ma kilka dodatkowych kilogramów. Nie ma też wagi minimalnej; wcześniej była, trzeba było ważyć minimum pięćdziesiąt kilogramów, teraz już tego nie ma. To ma być po prostu ogólnie zdrowa osoba, która mieszka na stałe na terenie Polski. To też jest ważne, bo DKMS ma oddziały niemalże w każdym kraju, więc jeżeli ktoś jest z zagranicy, to lepiej, żeby się zarejestrował we własnym kraju.

Jeżeli chodzi o studentów z zagranicy, którzy studiują w Polsce, to też nie jest tak, że nie mogą się zarejestrować. Mogą, ale warunek jest taki, że przez najbliższe półtora roku muszą być w Polsce. Także tak naprawdę to tyle. Zawsze podkreślam, że jest naprawdę mało chorób, które całkowicie są wykluczone. Ludzie często sobie kojarzą, że: „jeśli nie mogę oddać krwi, to nie mogę być też dawcą szpiku”, a to zupełnie nieprawda, bo z dawstwa krwi wyklucza szereg chorób czy przyjmowanych leków, z kolei jeśli chodzi o dawstwo szpiku to muszą być już naprawdę poważne choroby. Na przykład wiele osób ma teraz chorobę tarczycy Hashimoto, a to nie wyklucza. 

P: Często tak się zdarza, że młodzi ludzie się „dziarają” albo robią sobie kolczyki. Czy tatuaż lub piercing jest jakąś przeszkodą?

K: Nie, absolutnie nie. Można jednego dnia iść zrobić sobie tatuaż, a kolejnego zarejestrować się jako dawca. To też jest właśnie popularny mit, z którym my się staramy walczyć, bo wszyscy wiemy, że to wyklucza z bycia dawcą krwi, a tutaj nie ma żadnego związku. Bardzo lubimy dawców wytatuowanych, a i w fundacji jest wiele osób, które lubią ozdabiać swoje ciało tatuażami i są zarejestrowane, więc to absolutnie nie jest żadna przeszkoda. 

P: A jak ma się do tego sprawa pandemii? Czy jeżeli ktoś chorował na koronawirusa (oczywiście mam na myśli osobę już zdrową), to może mimo tego się zarejestrować?

K: Nie, dlatego że to jest choroba wirusowa, tak jak wiele innych chorób. Jeżeli chodzi o dawstwo szpiku i proces rejestracji, kiedy pobieramy wymaz z wewnętrznej strony policzka, to tam bada się tylko zgodność genetyczną, zatem wirus nie ma na to żadnego wpływu. Jeśli ktoś oczywiście zakończył już kwarantannę, to spokojnie może się rejestrować. My też dbamy o warunki sanitarne, rejestracja odbywa się w maseczkach, używamy środków dezynfekcyjnych i staramy się ograniczać kontakt do niezbędnego minimum. 

P: Co jeśli ktoś chce wziąć udział w akcji, ale nie jest w stanie spotkać się z wolontariuszem? Jak zarejestrować się samodzielnie?

K: W przypadku takiej sytuacji ciężko byłoby wysyłać pojedynczy pakiet do jednej osoby, ale zawsze można wejść na stronę DKMS-u i tam zamówić sobie pakiet. Wygląda to tak, że przychodzi do nas pakiet pocztą, taki sam, jaki otrzymalibyśmy od wolontariusza, trzeba pobrać sobie wymaz pałeczkami i taką kopertę wkłada się do skrzynki. Ten list jest już zresztą opłacony, więc potencjalny dawca nie ponosi kosztów wysyłki. Po jakichś dwóch, trzech miesiącach dostaje się odpowiedź na maila czy sms-em, że jest się w bazie i to w sumie tyle.

P: Dobra, to skoro znamy już przebieg akcji, to porozmawiajmy o tym, jak wygląda pobranie szpiku. Jest taki bardzo powszechny mit, że pobiera się go z kręgosłupa i to jest podobno bardzo bolesne. Ja z racji tego, że jestem zarejestrowana w bazie, to jestem świadoma tego, że to tylko mit, ale wiele osób nie jest. Czy możesz opisać ten proces?

K: Generalnie są dwie metody pobrania szpiku. Pierwsza, zdecydowanie bardziej popularna, bo stosowana w około 85% przypadków, to pobranie komórek macierzystych z krwi obwodowej. Wygląda to tak, jak pobranie osocza. Siadamy na fotelu, z jednej ręki mamy pobieraną krew. W takim urządzeniu do aferezy oddzielane są komórki macierzyste od naszej krwi, a drugą „rurką” do drugiej ręki ta krew jest z powrotem wtłaczana. Trwa to około czterech, pięciu godzin i tak naprawdę nie jest wcale bolesne.

Druga metoda, wykorzystywana znacznie rzadziej, to pobranie z talerza kości biodrowej (absolutnie nie z kręgosłupa!). Zabieg trwa około dwóch godzin i odbywa się pod narkozą, bo ważne jest, żeby w tym czasie się nie ruszać. Lekarz pobiera około litra płynu strzykawką i być może to brzmi strasznie, ale rozmawiałam z dawcami, którzy w taki sposób oddali komórki macierzyste i oni to porównują do stłuczenia. To takie popularne porównanie, że odczucie jest takie, jakby się gdzieś tam o coś uderzyli i po dwóch dniach tak naprawdę już tego nie czują i normalnie funkcjonują.

To nie są zabiegi, które wykluczają nas z życia. W przypadku pierwszej metody to jest jeden dzień w szpitalu, przy drugiej zaleca się jednak te dwa dni w szpitalu zostać, w zasadzie dla samej obserwacji, bo to jest jednak narkoza i zabieg. Wiele osób też się martwi, że mają pracę, a tu trzeba jechać na zabieg, ale wtedy dostaje się zwolnienie, które jest oczywiście płatne, więc to żaden problem.

P: A od czego zależy wybór tej metody?

K: To zawsze zależy od stanu zdrowia pacjenta i zawsze wybiera ją lekarz prowadzący. Oczywiście, jeżeli dawca preferuje którąś metodę, to może o tym powiedzieć i to jest brane pod uwagę, ale taka decyzja ostateczna jednak zależy od lekarza. Na ogół komórki macierzyste z talerza kości biodrowej pobiera się, jeśli pacjentami onkologicznymi są małe dzieci, które mają wrodzone niedobory odporności. To są naprawdę ciężkie choroby i te dzieci po prostu potrzebują dużo tych komórek. W reszcie przypadków zazwyczaj pobiera się je z krwi obwodowej, ale to wszystko jest kwestią stanu zdrowia pacjenta, tego, ilu komórek potrzebuje, i też preferencji dawcy.

P: Na Uniwersytecie mamy sporo osób, które spełniają podane warunki i mogłyby się zarejestrować, a przecież wiemy jednak, że nie każdy, kto się zarejestruje, znajdzie swojego bliźniaka genetycznego. To są w zasadzie rzadkie przypadki. Mimo tego wielu ludzi dalej nie jest zarejestrowanych. Jak zachęciłabyś ich do wzięcia udziału w akcji?

K: Jeśli chodzi o to, dlaczego wiele osób się nie rejestruje, to wydaje mi się, że wynika to z niewiedzy. Niewiedzy, jak wygląda ten proces i z wielu mitów, o których tutaj mówiłyśmy. Po pierwsze, trzeba te mity obalać. Ale warto też pamiętać, że od roku trwa pandemia, nie ma akcji stacjonarnych i tych dawców przybywa coraz mniej, a pacjentów niestety tyle samo. Oni nie mogą czekać, dla nich się czas nie zatrzymał i warto o tym pamiętać. Dlaczego się nie zarejestrować? Przecież dawca nic na tym nie traci! Te komórki regenerują się w ciągu dwóch tygodni, a my możemy komuś uratować życie; i dla mnie to już jest wystarczający powód.

Tak jak powiedziałaś – to nie jest tak, że każda osoba, która się zarejestruje, zostanie dawcą, bo to nie jest dawstwo krwi, gdzie łatwo dopasować grupę, tylko dawstwo szpiku, gdzie chodzi o zgodność genetyczną. Im więcej ludzi, tym więcej szans na to, że znajdzie się ktoś, kto będzie mógł oddać komórki macierzyste. Szczerze mówiąc, ja nigdy nie oddałam komórek i nie powiem, że bym chciała, bo nie chcę, żeby ktokolwiek chorował. Ale absolutnie szczerze myślę, że nie można chyba mieć większego osiągnięcia niż uratowanie komuś życia! Co jeszcze ważne, po sześćdziesiątym roku życia jesteśmy automatycznie wyłączani z bazy, bo od osób starszych nie pobiera się komórek. Warto uświadomić sobie, ile tych osób co roku „wypada” z bazy. Dlatego ważne jest, żeby ją ciągle uzupełniać. A przecież my, rejestrując się w wieku dwudziestu lat, mamy jeszcze ponad trzydzieści na znalezienie bliźniaka genetycznego! 

Paulina Massopust


Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close