Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


HALIBUT, OSTRYGI I TONA KAWIORU, CZYLI RECENZJA FILMU „MENU”

Autorstwana 18 grudnia 2022

AMUSE-BOUCHE

Muszę Wam coś wyznać, a w zasadzie to podzielić się pewną informacją. Za sprawą moich artykułów dałem się poznać jako miłośnik X Muzy (przynajmniej taką mam nadzieję). Kinem zacząłem się interesować w bardzo młodym wieku i z rozkoszą poznawałem ten wspaniały świat. Z zapartym tchem śledziłem nowości związane z kinematografią, a w okresach, gdy nie było zbyt wiele filmowych premier, starałem się jak tylko mogłem zmniejszać moją tzw. „kupkę wstydu” i nadrabiać dzieła, które zapisały się jako klasyki. Jednak oprócz KINA mam również inne obszary zainteresowań, a jednym z nich jest KUCHNIA. 

Nie mam tu na myśli pomieszczenia w domu czy restauracji, a raczej o samą sztukę, jaką jest gastronomia. Sam nie posiadam dużych zdolności kulinarnych (śmiem twierdzić, że w ogóle ich nie posiadam), ale uwielbiam smakować i poznawać potrawy, których nigdy wcześniej nie znałem, a także wracać do dań już mi znanych i wysoko przeze mnie cenionych. Oczywiście, nie będzie to zaskoczeniem, jeśli powiem, że restauracje, w których miałem okazję jeść nawet w 1/1000 nie są bliskie klasy i statusu Atelier Amaro, nie mówiąc już o innych miejscach nagradzanych gwiazdkami Michelin, zarządzanych przez największe nazwiska światowej gastronomii. Mam jednak głęboko nadzieję, że w przyszłości będzie mi dane skosztować tej nieco innej, wyrafinowanej i eksperymentalnej kuchni. To co jednak mogłem zrobić to wybrać się na film, który porusza tę tematykę. Zapraszam Was zatem do przeczytania recenzji prawdziwej uczty dla miłośników sztuki filmowej i kulinarnej, jaką jest Menu w reżyserii Marka Myloda.

PRZYSTAWKA

Fabuła prezentowana w materiałach promocyjnych nie siliła się na zbytnią szczegółowość (ma to swoje uzasadnienie). Ja również postaram się być oszczędny w wyjawianiu całej fabuły, ale ostrzegam przed możliwymi spoilerami. Na początku filmu poznajemy parę młodych osób o imionach Margot i Tyler (w rolach tych występują Anya Taylor-Joy oraz Nicholas Hoult). Wybierają się oni statkiem na odległą wyspę, gdzie gościć będą w prestiżowej restauracji jednego z najwybitniejszych i wielokrotnie nagradzanych szefów kuchni, niejakiego Slowika (Ralph Fiennes). Wraz z innymi zaproszonymi gośćmi (wśród, których znajduje się sama śmietanka ludzi z wyższych sfer, jak zamożne małżeństwo w sile wieku, uznana krytyczka kulinarna, sławny aktor i celebryta oraz trzech pracowników dobrze prosperującej korporacji) staną się oni nieświadomymi uczestnikami jednego z najbardziej niespotykanych i szokujących menu, jakie miały okazje poznać ich zmysły. Na miejscu są oni zaintrygowani tajemniczością, reprezentowaną przez kucharza, a także personel jego pracowników. Wszystko jednak mieści się w ramach normalności, mimo iż prezentowane przez niego dania zaskakują swoją formą i sposobem podania. Wraz z rozwojem akcji zmienia się powoli atmosfera filmu, a widz będzie zaskakiwany nie mniej niż uczestnicy tego wykwintnego spotkania. 

DANIE GLÓWNE

W poprzednim zdaniu oddzieliłem widza od postaci, które są gośćmi na wyspie, jednak tak naprawdę to my siedzący w sali kinowej jesteśmy również uczestnikami tego wydarzenia. Na początku filmu zostajemy zaproszeni na degustację, a cały film jest podzielony jak menu w restauracji. Każdy segment fabuły jest przerywany prezentacją kolejnego dania przygotowanego przez Slowika i jego pomocników. Reżyser bardzo ostrożnie odwraca kolejne karty i ujawnia nam szczegóły tego niezwykłego wydarzenia, jakim jest degustacja potraw. Film sam w sobie stoi na granicy horroru psychologicznego i czarnej komedii. Z jednej strony wzbudza u nas poczucie zagrożenia, a nawet strachu, z drugiej natomiast wywołuje głośny śmiech spowodowany ogromną ilością absurdu, którym to filmowe danie jest polane. 

Jak powszechnie wiadomo, dobra potrawa potrzebuje, oprócz solidnego wykonania, również wysokiej jakości składników. Nie inaczej jest również w przypadku dzieł z dziedziny kinematografii, gdzie dobór obsady pełni bardzo ważną funkcję. Skupię się w tej recenzji tylko na trzech głównych bohaterach, mimo że na drugim planie również można znaleźć wiele kreacji godnych uwagi. Cała trójka widoczna na plakacie filmu w zasadzie nie tworzy jakiejś wyjątkowej w swojej karierze postaci, które by w znaczący sposób zrywały z ich utartym przez lata wizerunkiem.

Dobrze zapowiadająca się według mnie aktorka Anya Taylor-Joy po raz kolejny wciela się w pozornie cichą, ale inteligentną młodą kobietę, która wraz z fabułą nabiera śmiałości i pewności siebie, by stać się na końcu najbardziej aktywnie działającą postacią.

Nicholas Hoult w filmie Menu jawi nam się jako intelektualny geniusz, który przez zbyt obsesyjne skupienie się na swojej pasji (jaką w tym przypadku jest sztuka kulinarna) i stałe poszukiwanie nowych doznań zapomina o bardziej przyziemnych sprawach. Brzmi znajomo?

Wisienką na tym torcie jest brytyjski aktor Ralph Fiennes w roli tajemniczego i miejscami przerażającego szefa kuchni, który żelazną ręką sprawuje rządy nad swoim personelem. Chyba nie ma lepszego kandydata do tej roli niż osoba, która przez tyle lat grała Lorda Voldemorta w poszczególnych częściach Harry’ego Pottera, a w latach 90. dała się poznać światu jako esesman Amon Göth w filmie Lista Schindlera Stevena Spielberga.

Jak widać aktorzy zostali wybrani zgodnie ze swoim filmowym emploi i utrwalonymi w zbiorowej świadomości widza obrazami. Wyróżnikiem, który sprawia, że patrzymy na nich świeżym okiem jest tutaj tematyka dzieła. Przez skondensowanie wielkiej historii o pojmowaniu sztuki, artyzmu i roli twórcy w małym lokalu znajdującym się na odległej wyspie, widz prawdopodobnie będzie na to wszystko patrzył z lekkim uśmiechem i nutką ironii. Bo o tym w moim odczuciu opowiada ten film. O poszukiwaniu przez wielkiego artystę nowych form wyrażania siebie, próbie przebicia swoich dokonań za pomocą nowych technik i nieustannej potrzebie zaskakiwania swoich odbiorców, zaprezentowanych w przystępny dla widza sposób. 

DESER

Ostateczna wymowa dzieła Marka Myloda jest jednak inna. Ukryta pod płaszczykiem satyry i przedstawiona pod postacią menu opowieść jest krytyką mas, które bezrefleksyjnie odbierają kulturę wysoką. Dostaje się przedstawicielom różnych grup społecznych, ale zwłaszcza tym (co może się wydawać paradoksalne), którzy wywodzą się z tzw. elit. Reżyser pokazuje, że prawdziwa sztuka zaskakiwania kryje się w prostocie i banalności (pozbawionej górnolotnych słów, dużych pieniędzy i przesadnego zachwytu). Co kryje się pod tymi użytymi przeze mnie enigmatycznymi słowami? Możecie się o tym przekonać kupując bilet na najbliższy seans i udając się na tę wyjątkową ucztę, której doznania na pewno zostaną z Wami na dłużej. Ja wyszedłem z sali projekcyjnej w pełni usatysfakcjonowany, chociaż może to przez fakt, że moje dwie ukochane pasje (KINO i KUCHNIA) zostały połączone w tak… zaskakujący sposób.

Smacznego! 

Życzy szef kuchni… tzn. autor: Bartłomiej Misiuda


Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close