Ekstraklasa w anturażu minimalizmu. Podsumowanie 12 kolejki Ekstraklasy
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 13 października 2022
W czasach rosnącego konsumpcjonizmu i makdonaldyzacji wszystkich dziedzin życia społecznego coraz więcej osób pochyla się nad minimalizmem lub tak zwanym simple living. W dużym uproszczeniu, tak typowym dla minimalistów, chodzi o to, by odrzucić rzeczy zbędne, określić swoje życiowe priorytety oraz pozbyć się presji, którą nakłada na nas pędzący świat. W zamian otrzymamy bezstresowe życie oraz wolność osiąganą przez zmniejszenie ilości tego wszystkiego, co mieliśmy dotąd na głowie, a zamiast tego skupienie się na podstawowych potrzebach.
Nie sądzę bym popełnił nadużycie, jeśli powiem, że dwunasta kolejka ekstraklasy upłynęła fanatykom polskiej piłki właśnie pod znakiem takiego minimalizmu. Derbowych spotkań brak. Pojedynki na szczycie? Żadnego. Walki w błocie strefy spadkowej również nie zaszczyciły nas swoją obecnością. Hitem kolejki, transmitowanym w telewizji publicznej, było spotkanie Legii z Poznaniakami, tyle że tym razem z zielonej części stolicy Wielkopolski. Większość wyników również minimalistyczna. Brak stresu czy nagłówkowych wydarzeń. Kolejka spod znaku zagrać i zapomnieć.
*****
W sobotni wieczór w stolicy doszło do starcia pomiędzy Legią Warszawa a Wartą Poznań. Murowanym faworytem do zgarnięcia 3 punktów była Legia. Piłkarze ze stolicy są w świetnej formie, znakomicie punktują i po śliskim starcie sezonu na dobre włączyli się do walki o najwyższe cele. Końcowy rezultat nie był jednak tak oczywisty, gdyż Warta pomimo znacznie słabszej kadry już udowadniała wiele razy, że dzięki taktycznemu zmysłowi Dawida Szulczka jest w stanie punktować nawet na liderach ligi.
I to właśnie Zieloni lepiej rozpoczęli spotkanie, prowadzili grę i nie dawali Legionistom złapać oddechu wysokim pressingiem. Pary jednakże starczyło im jedynie na… kilka minut, bowiem już po chwili tej ułańskiej fantazji ze strony Warty piłkę na dobre przechwycili zawodnicy Legii. Stołeczni spokojnie konstruowali ataki pozycyjne i czekali na swoją okazję.
Ta nadeszła w 23 minucie. Po rzucie rożnym bezpańską piłkę przejął Yuri Ribeiro zastępujący pauzującego za kartki Filipa Mladenovića. Dośrodkowanie Portugalczyka nie było zbyt dobre, ale na szczęście dla Legii, wybicie Ivanova było jeszcze gorsze, bo nie dość, że lekkie, to skierowane wprost do ustawionego na obwodzie Macieja Rosołka. Ofensywny zawodnik Warszawiaków niewiele się zastanawiał i huknął pięknym wolejem z 16 metra przy lewym słupku bramki, zgłaszając tym samym kandydaturę do gola kolejki.
Dla 21 letniego Legionisty jest to pierwsza bramka w sezonie i okazja, by zastanowić się, ile, niedługo już „ex”, młodzieżowiec jest rzeczywiście wart dla klubu z Warszawy. Technikę ma świetną, głowa też dojeżdża, ale ma już na koncie 49 występów, a jedynie 5 goli w najwyższej klasie rozgrywkowej. Powiedzieć o nim chimeryczny to komplement. On po prostu znika na całe miesiące i od czasu do czasu eksploduje. Jeśli trener Runjaic nie znajdzie klucza do swojego młodego zawodnika, to mający do niedawna łątkę złotego talentu Legii piłkarz stanie się zwykłym ligowym dżemikiem. Bo w to, iż tymi 5 golami załatwił sobie zatrudnienie w ekstraklasie u zespołów z dołu tabeli przynajmniej do trzydziestki, nie wątpię.
Przed przerwą znakomitą okazję do podwyższenia prowadzenia miał Ernest Muci, ale zmarnował setkę uderzając wprost w bramkarza po znakomitym dograniu w pole karna Bartosza Slisza. Wcześniejsza żółta kartka sprawiła, że młody Albańczyk zakończył swój kiepski występ w przerwie, a za niego na boisku pojawił się obrońca Lindsay Rose, a Legia zmieniła ustawienie na bardziej defensywne i w drugich 45 minutach skupiła się na obronie wyniku.
Sprawiło to, że tak jak Warta nie stanowiła żadnego zagrożenia w pierwszej połowie, tak tym bardziej nie była nim w drugiej. Jedyny celny strzał to semi-groźne uderzenie Adama Zrelaka z rzutu wolnego w 80 minucie. Legia niby próbowała podwyższyć wynik, ale robiła to na alibi, tak by nie zostać oskarżoną o właśnie zbyt duży minimalizm. Najżwawszy z przodu był Carlitos, ale jego strzały mijały bramkę.
Mecz zakończył się skromnym 1:0 dla Legii, która na chwilkę wskoczyła na fotel lidera. Już po 24 godzinach zrzucił ją jednak stamtąd Raków Częstochowa, który po zwycięstwie, a jakże, skromnym 1:0 z czerwoną latarnią – Miedzią Legnica – zajął z przewagą dwóch punktów pierwsze miejsce w lidze. Legia zrobiła to minimalnym nakładem sił, więc z jednej strony warto pochwalić, a z drugiej… no cóż, wystarczy powiedzieć, że nie był to mecz przyjemny do oglądania. Warta wciąż nad strefą spadkową, ale tylko z przewagą X punktów.
*****
Tuż po meczu w Warszawie rozpoczęły się zmagania w Krakowie. Pasy podejmowały Lechię Gdańsk, której piłkarze pomimo porażki w ostatnim meczu z Pogonią pokazali, że zmiana trenera wprowadziła w ich szeregi powiew świeżości i entuzjazmu. Cracovia natomiast, po wybitnym początku sezonu obecnie grała w kratkę, a w meczu z Lechią upatrywała szansę na utrzymanie się na fali wznoszącej po pewnej wygranej z Radomiakiem tydzień wcześniej.
Pierwszą połowę zdominowali gospodarze. Piłkarze Jacka Zielińskiego raz po raz uderzali na bramkę Dusana Kuciaka, ale nie mogli wypracować sobie klarownej sytuacji bramkowej. Ta sztuka udała się jednak Lechii w 35 minucie, kiedy po dośrodkowaniu Durmusa naprzeciwko Niemczyckiego stanął Flavio Paixao, ale przegrał pojedynek z młodym bramkarzem Pasów. Ten układ – dośrodkowanie Durmusa i uderzenie Flavio – był najgroźniejszą bronią Lechii w tym meczu, choć ostatecznie nie dał jej gola.
Na początku drugiej połowy piłkarze obu stron rzucili się na siebie z ogromną energią. Akcja za akcję, cios za cios, ale ostatecznie ta 15 minutowa wymiana nie dała żadnych goli. Po stronie Lechii najbardziej agresywny był oczywiście duet Durmus-Paixao. Portugalski weteran oddał kilka strzałów na początku drugiej połowy, ale znakomicie dysponowany był Niemczycki, ewentualnie napastnikowi gdańszczan brakowało dokładności i piłka mijała bramkę.
Krakowianie nie pozostawali bierni i odgryzali się atakami napędzanymi ze środka pola. Bardzo aktywny był Kallman, ale jego wykończenia pozostawiały wiele do życzenia. Konoplyanka wiele dryblował i nawet stwarzał zagrożenie, ale jego strzały albo były blokowane albo latały po dwucyfrowych rzędach trybun.
Impas został przełamany dopiero w 80 minucie, kiedy Jugas zahaczył w polu karnym Conrado. Tak zwany „miękki” faul, niektórzy dziennikarze pokusili się nawet o określenie, że jest flagowym przykładem karnego ery VAR-u. Najważniejsze jest jednak to, że sędzia Sylwestrzak po obejrzeniu powtórek podyktował jedenastkę dla Lechii, którą z wielkim spokojem, uderzając w środek bramki, wykorzystał Flavio Paixao. Ostatecznie z pojedynku między napastnikiem Lechii a Karolem Niemczyckim zwycięsko wychodzi Portugalczyk, choć z niemałym trudem.
Wtedy wszystkie siły do przodu rzuciła Cracovia. W 89 minucie kolejnego miękkiego karnego próbował wymusić Makuch, ale skończyło się jedynie na żółtych kartkach dla Loshaja i Niemczyckiego za zbyt nieuprzejmy nacisk na arbitra. W 94 i 96 minucie dwie piłki meczowe, najpierw na nodze potem na głowie, miał Matej Rodin, ale przy obu strzałach znakomitymi interwencjami popisywał się Dusan Kuciak, który zachował w tym meczu czyste konto.
Lechia wraca do Gdańska z trzema punktami i nadzieją wlaną w serce. Za tydzień czeka ją jednak być może zderzenie ze ścianą w postaci Rakowa Częstochowa. Tak czy inaczej, rzecz to niebagatelna, gdyż Gdańszczanie odnieśli pierwsze zwycięstwo od lipca.
Cracovia z kolei jest w zupełnie innej sytuacji. Po tak dobrym początku można było liczyć, że Pasy powalczą o coś więcej, ale sezon już zdążył ich zweryfikować. Zarówno stylem, jak i pragmatycznym punktowaniem odstają znacznie od czołówki i o ile nie dokonają transferowej ofensywy w styczniu, to po raz kolejny europejskie puchary pooglądają jedynie w telewizji.
*****
Stal Mielec przekonywująco pokonała u siebie Pogoń Szczecin. Szalony mecz zakończył się wynikiem 4:2. Dublet ustrzelił najlepszy strzelec Stali: Said Hamulić. Drużyna z Mielca już trzeci rok z rzędu oszukuje przeznaczenie i na przekór wszystkiemu trzyma się z dala od strefy spadkowej. Pogoń wskutek porażki i zwycięstw Legii oraz Rakowa znacznie odsunęła się od pierwszej lokaty.
Raków i Legia odskoczyły również Wiśle Płock, która zremisowała z będącą w znakomitej formie ostatnio Jagiellonią Białystok 1:1. Żadna z drużyn nie jest chyba zadowolona z rezultatu spotkania.
Piłkarze Śląska Wrocław wzięli się w garść po przegranej z Wartą Poznań i zdemolowali Górnika Zabrze 4:1. Wyczekiwana przez kibiców z Zabrza po obiecującej końcówce poprzedniego sezonu odmiana gry wciąż nie nadchodzi. Jeśli Podolski i spółka nie zaczną wkrótce lepiej punktować, to kolejny sezon przejściowy zmieni się w walkę o utrzymanie.
Zagłębie Lubin zremisowało 1:1 z Koroną Kielce. Wyrównującą bramkę dla Kielczan zdobył w 92 minucie meczu Miłosz Trojak.
Lech Poznań pokonał 1:0 Radomiak Radom po bramce Gio Tsitaishviliego. Piłkarze Johna van der Broma jak na razie godzą grę na froncie europejskim i lokalnym podwórku, choć cierpi na tym styl, jaki pokazują w Ekstraklasie.
Kolejkę zamknął mecz Piasta Gliwice z Widzewem Łódź, wygrany przez gości 1:2. Drugą bramkę dla Widzewiaków zdobył w wielkim stylu po wyśmienitej solowej akcji Kristoffer Hansen.
Jan Woch