Czy Ekstraklasa jest mniej paździerzowa? Podsumowanie 26. kolejki Ekstraklasy
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 23 marca 2022
Nie tak dawno, bowiem 12 marca, Maciej Bartoszek, były trener Wisły Płock, powiedział w programie Stan Futbolu, że „ekstraklasa przestaje być paździerzowa”, a „oglądanie polskiej ligi nie jest już takie męczące”. Odbiło się to sporym echem w środowisku kibicowskim i około-piłkarskim. Ludzie byli mocno podzieleni, jak to zwykle bywa przy optymistycznych względem polskiej piłki stwierdzeniach. Motywem przewodnim dzisiejszego podsumowania będzie więc właśnie teza Bartoszka, do której postaram się ustosunkować, przywołując wydarzenia ostatniej kolejki. A jak zwykle – działo się.
****
Zacznę od góry tabeli, bo tam jak zwykle mieliśmy cotygodniowe przemeblowanie. Raków stracił ciężko wywalczony fotel lidera na rzecz Pogoni Szczecin, a ponadto dał się dogonić Lechowi Poznań.
Nowy lider ze Szczecina rozbił Wisłę Kraków aż 4:1. Nie szczęści się ostatnimi czasy Białej Gwieździe. W ostatniej kolejce padli ofiarą beznadziejnego sędziowania, bez wątpienia sprawia, że liga traci na atrakcyjności. Tym razem o ból głowy przyprawili trenera Brzęczka jego właśni zawodnicy, a konkretnie Colley i Gruszkowski, którzy załadowali po samobóju.
Należy jednak docenić prawdziwy pokaz piłkarskiej klasy, jaki zaprezentowali w tym meczu Szczecinianie. Zagrali znakomicie, szczególnie na skrzydłach, gdzie drużynie dużo dawał Fornalczyk i Grosicki. To właśnie w bocznych strefach Wisła przegrała ten mecz.
Pomimo wyniku rozgrywka nie była jednostronna, Wiślacy atakowali, a bramka nie została zdobyta z przypadku. W doliczonym czasie, przy stanie 3:1 mogli jeszcze złapać kontakt, ale Poletanović trafił w słupek. Tak czy siak, na stadionie w Szczecinie obejrzeliśmy znakomite spotkanie i dużo goli.
Trochę inaczej było w Poznaniu. Lech na stulecie klubu całkowicie zdominował swoich rywali – Jagiellonię Białystok – choć pierwsza połowa tego nie zapowiadała. Wyglądało to fatalnie – mało ciekawych akcji i powolna gra. Lech posiadał piłkę, ale nie umiał niczego konkretnego z nią zrobić, zaś kontrataki Jagi były jałowe.
Na drugą połowę zawodnicy z Poznania wyszli jednak tak, jak na stulecie klubu przystało. Ishak, Amaral i Kownacki wpisywali się kolejno na listę strzelców po składnych akcjach Kolejarza, a mogło być jeszcze wyżej. Szczególnie cieszy kibiców bramka Joao Amarala, bohatera rundy jesiennej, który ostatnio znalazł się pod formą, na czym cierpi cała drużyna z Poznania.
Lech rozbił niemrawą i zagubioną Jagiellonię 3:0 i utrzymał presję na dwóch pozostałych pretendentach.
Na koniec jeszcze Raków, który stracił w ostatni weekend punkty w meczu, z będącą w gazie Legią Warszawa i tym samym spadł na drugie miejsce w tabeli. Ten mecz też nie zawiódł pokładanych w nim oczekiwań, choć skończył się niepozornym wynikiem 1:1.
Może i styl Legii nie zachwycał, ale byli skuteczni i pokazali, że są na dobrej drodze do odbudowania pozycji. Drżenie to może za mocne słowo, ale jestem pewien, że każdy z pretendentów do mistrzostwa przynajmniej przełknie ślinę zanim zmierzy się ze Stołecznymi.
Raków natomiast grał dobrze, ale zawodnikom z Częstochowy brakowało wykończenia. Dobrze pokazała się jak zwykle para podwieszonych – Wdowiak i Ivi Lopez. Piłka nie chciała jednak wpaść do bramki pomimo kolejnych ataków. Raków powinien jednak cieszyć się z tego, że udało się przynajmniej wyszarpać punkt, bowiem stan meczu wyrównali dopiero po przypadkowym karnym w 71. minucie.
Podsumowując, można stwierdzić, że jeśli chodzi o samą sytuację w górze tabeli, to nie da się narzekać. Liderzy zmieniają się co kolejkę, a różnicę między drużynami są minimalne. Nie jest to jednak dostateczny argument w kwestii zmiany poziomu „paździerzowatości” naszej rodzimej ekstraklasy. Zacięta rywalizacja nie sprawia, że mecze z automatu ogląda się dobrze, szczególnie jeśli jest się laikiem w temacie piłki krajowej.
W przeciwieństwie do ostatnich sezonów, tym razem nie mamy na szczycie wyścigu żółwi, gdzie wygrywa ten najmniej wolny, lecz prawdziwą walkę pomiędzy trzema świetnymi zespołami. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio można było zobaczyć tyle jakości naraz w jednej kolejce. Drużyny z czuba zawsze były mocne, ale zwykle odstawały o klasę od Legii, ewentualnie miały sezon konia i lada moment rozpadały się. Tym razem zapowiada nam się jednak całkowita zmiana rodzaju ekstraklasowej rywalizacji, który dominował przez ostatnią dekadę. Dlatego właśnie przyznaję Maciejowi Bartoszkowi pełną rację, kiedy mówi o tym, że liga przestaje być „paździerzowa”, choć przyznam, że nie sądziłem, iż tak szybko zobaczę dni, kiedy w pierwszej trójce ligi mamy potężną Pogoń, silny Raków i znakomitego Lecha. Wyścig żółwi zmienił się w szaleńczy sprint, gdzie o wszystkim zdecyduje finisz.
*****
Nie samym mistrzostwem człowiek żyje. Są jeszcze na przykład drużyny z dołu tabeli. Te w tym sezonie walczą ostro i zacięcie, regularnie zamieniając się miejscami. Wydaje się jednak, że sytuacja powoli się stabilizuje, w porównaniu z szalonym początkiem rundy wiosennej. Ogląda się to ciekawie, choć nie zawsze dobrze.
Pozostaje więc jeszcze grupa średniaków – tych, którzy spadkiem albo nie są zagrożeni, albo są, ale w naprawdę małym stopniu. Ich największe marzenie stanowi seria kilku zwycięstw i potknięcia zespołów z góry, co da szansę na europejskie puchary.
Starcie dwóch średniaków: dziesiątej Cracovii i ósmego Piasta, uświetniło moje niedzielne popołudnie. Oba zespoły pomimo bliskości miejsc w tabeli były w całkowicie odmiennych sytuacjach. Piast w znakomitej formie, ostatnio przegrał inaugurację rundy z Pogonią Szczecin. Od tamtej pory zdobył 14 punktów i wygramolił się z ekstraklasowego Tartaru, w którym przebywał po kiepskiej pierwszej połowie sezonu. Cracovia zaś, po obiecującej serii zwycięstw, utraciła efekt nowej miotły i znalazła się w sporym kryzysie. Jeśli brać pod uwagę tylko wyniki ostatnich 7 wiosennych kolejek, to Pasy znajdują się dopiero na 13. pozycji. Jednym słowem: zawodzą. Teraz mieli szansę na odkupienie win w meczu z rywalem na swoim poziomie. Trenera Jacka Zielińskiego, który zachorował, zastąpił w tym meczu Tomasz Jasik.
Spotkanie w Krakowie oglądało się naprawdę dobrze. Pomimo małej ilości groźnych sytuacji w pierwszej części spotkania, nie można było narzekać na nudę. Obie drużyny grały bardzo otwarcie i odważnie. Mało było statycznego rozgrywania i koronek po linii obrony. Okazja ominęła Czerwińskiego w 19. minucie, kiedy po wrzutce ze stałego fragmentu kiepsko uderzył piłkę głową, w sytuacji które zwykł wykańczać bez większych problemów. Cracovia kontrowała, ale widać było, że jest gorsza piłkarsko od Piasta. Jej brakowało jakości, a całemu meczowi brakowało goli.
Lecz w końcu i te nadeszły. W 38. minucie było to jeszcze nieuznane trafienie Kamila Wilczka głową, ale już chwilę później Piast Gliwice zmienił wynik na swoją korzyść. Piast szybko rozegrał piłkę lewym skrzydłem, ta trafiła na skraj pola karnego do Konstandinova, który piętą wystawił ją zbiegającemu za plecy Kądziorowi. Polski skrzydłowy potężnie uderzył po krótkim słupku w górny róg. Nisko ustawiony na nogach Niemczycki nie sięgnął piłki i Piastunki prowadziły 0:1. Z tym wynikiem obie drużyny zeszły na przerwę.
W drugiej połowie Cracovia ruszyła mocniej do przodu. Bardzo aktywny był Rivaldinho, natomiast lider Pasów, Pelle van Amersfoort, zawodził. Frantisek Plach był jednak bezbłędny tego dnia.
Piast kontrował czasami zbyt odsłoniętą Cracovię, lecz nie zdołał zamknąć meczu. Dobre okazje marnowali kolejno Wilczek i Toril. Koniec końców udało się gościom dowieźć korzystny wynik. Mecz średniaków okazał się być ciekawy, co również jest jakimś argumentem za tezą Bartoszka.
Cracovia przegrała po raz kolejny, natomiast Piast pewnie przeskoczył o dwa miejsca w górę i już depcze po piętach lekko zagubionemu ostatnimi czasy Radomiakowi. Waldemar Fornalik po raz kolejny pokazuje, że Gliwice to idealne miejsce dla niego i niezależnie od kolejnych przeszkód czy zmian w składzie, potrafi wyprowadzić drużynę z kryzysu i zmotywować zawodników do walki o najwyższe cele. W Cracovii zaś zbliża się chyba kolejna rewolucja, lecz jej termin to najpewniej lato. Obstawiam, że trener Zieliński poprowadzi drużynę do końca sezonu, ogrywając kilku młodych i nieregularnie punktując Pasom spokojny byt w ekstraklasie. Natomiast a po sezonie odejdzie i w Krakowie rozpocznie się nowy projekt, już bez Pelle van Amersfoorta i kilku innych zawodników, którym kończy się kontrakt.
*****
Warto chyba jeszcze skrobnąć parę słów na temat powołań do kadry z naszej ekstraklasy. Czesław Michniewicz wywołał lekkie zamieszanie wymieniając nazwisko Mateusza Wieteski i Patryka Kuna.
Jeśli chodzi o tego pierwszego, to jak mam być szczery, ciężko mi zrozumieć tę decyzję. Jedynym argumentem za Wieteską jest dla mnie fakt, iż selekcjoner pracował z nim jeszcze pół roku temu prowadząc Legię i zna tego zawodnika. Z pewnością wie o nim więcej niż ja, ale naprawdę wydaje mi się, że Wieteska nie jest rozwiązaniem problemów kadry z pozycją trzeciego stopera. Ba, moim zdaniem w samej ekstraklasie mógł znaleźć lepszych środkowych obrońców niż Wieteska. Z drugiej strony, ekstraklasowi polscy obrońcy lepsi niż Wieteska są grubo po trzydziestce. Ostatecznie dochodzę więc do wniosku, że powołanie środkowego Legii jest dyskusyjne, ale wciąż dające się jakoś usprawiedliwić.
Więcej osób krytykowało jednak decyzję o wyborze Patryka Kuna z Rakowa. To akurat wydaje mi się całkowicie logiczne. Mamy może na całym jakieś 1,5 skrzydłowego, a gramy formacją z wahadłowymi. Kun regularnie gra w 3-4-2-1 Papszuna i choć nie notuje świetnych liczb, to może być przydatnym zmiennikiem, który nie potrzebuje taktycznego wprowadzenia. Powołanie oceniam na plus i jest dla mnie całkowicie zrozumiałe. Brak Jakuba Kamińskiego może dziwić, ale wydaje mi się, że powinien on pojawić się nie kosztem Kuna, lecz Michalaka.
Z Ekstraklasy zostali również powołani Bartosz Salamon i Kamil Grosicki, czyli środkowy obrońca i skrzydłowy. Uwidacznia to mocno braki polskiej reprezentacji na tych pozycjach. Mimo wszystko uważam, że obaj mogą przydać się w walce o mundial.
*****
Warta Poznań rozbiła na wyjeździe Zagłębie Lubin 0:4. Dwoma trafieniami popisał się Adam Zrelak.
Wisła Płock uległa Śląskowi Wrocław 1:2 po dramatycznej końcówce w której gola na wagę trzech punktów zdobył w 93. minucie Fabian Piasecki.
Lechia Gdańsk pewnie ograła Górnik Łęczna 2:0.
W meczach Radomiaka Radom ze Stalą Mielec i Górnika Zabrze z Termalicą padły remisy 1:1.
Liga chyba rzeczywiście staje się mniej paździerzowa.
Jan Woch