Czwarty sezon The Crown
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 9 grudnia 2020
Czwarty sezon „The Crown” przez wielu fanów został okrzyknięty najlepszym. W tej odsłonie serialu o brytyjskiej monarchii prym wiodą kobiety: królowa Elżbieta II, księżna Diana i Margaret Thatcher.
Akcja czwartego sezonu obejmuje lata 80. ubiegłego wieku. Twórcy poruszają wątki, które mimo upływu lat wciąż wzbudzają ogromne emocje. Jest to historia związku księżnej Diany z księciem Karolem oraz kontrowersyjne polityczne decyzje Margaret Thatcher, pierwszej kobiety na czele brytyjskiego rządu.
Z pewnością oczekiwania wobec odtwórczyń dwóch kluczowych dla tego sezonu ról były ogromne, jednak według znacznej części odbiorców wybór Gillian Anderson jako Margaret Thatcher i Emmy Corrin jako Diany był strzałem w dziesiątkę. Niesamowite wrażenie robi podobieństwo Gillian Anderson do „Żelaznej damy”. Aktorka przez długi czas ćwiczyła charakterystyczne gesty i sposób mówienia, co w połączeniu z charakteryzacją sprawia, że oglądając serial, naprawdę widzimy w nim Thatcher.
Wątek dotyczący księżnej Diany wywołuje wśród widzów ożywione dyskusje, co łatwo zauważyć przeglądając liczne artykuły przypominające szczegóły jej związku z księciem Karolem i komentarze pod nimi. Wydaje się, że smutek spowodowany tragiczną śmiercią „królowej ludzkich serc” odżył. Dzięki Emmie Corrin widzimy księżną nie jako wyidealizowaną gwiazdę, lecz jako prawdziwą kobietę z wadami i zaletami. Na początku jest wrażliwą dziewczyną, która naiwnie wierzy, że jej życie zmieni się w bajkę. Kiedy bycie częścią rodziny królewskiej okazuje się bardziej koszmarem niż spełnieniem marzeń, Diana popada w coraz większą rozpacz. Dzięki Emmie Corrin, jak również Joshowi O’Connorowi, grającemu księcia Karola, ten wątek nie pozostawia obojętnym.
Olivia Colman w roli Elżbiety II jest tak znakomita jak w poprzednim sezonie. Jednak teraz królowa wydaje się być bardziej nieustępliwa, nie boi się wyrazić swojego zdania na tematy zarówno rodzinne jak i polityczne. Pozostali aktorzy również tworzą wiarygodne i złożone postaci. Szkoda jednak, że w tym sezonie dla wielu z nich zabrakło czasu. Księżniczka Małgorzata odgrywa istotną rolę tylko w jednym odcinku. Jeden odcinek jest też poświęcony wszystkim dzieciom królowej, natomiast książę Filip pojawia się dość sporadycznie i niewiele wiemy o jego losach w tamtym okresie. Kolejny sezon ma mieć nową obsadę, dlatego szkoda, że obecna nie mogła się w pełni wykazać „na pożegnanie”.
W tym sezonie, bardziej niż w poprzednich, widać oderwanie rodziny królewskiej od rzeczywistości. Jej członkowie nie zdają sobie sprawy z problemów mieszkańców Wielkiej Brytanii. Trzymają się przestarzałych konwenansów i powtarzają wciąż te same błędy.
Podobnie jak w poprzednich sezonach, twórcy serialu bardzo szczegółowo odtwarzają niektóre wydarzenia, takie jak zaręczynowy wywiad Diany i Karola. Aktorzy ubrani są w stroje identyczne jak te, które nosili ich bohaterowie w danym momencie swojego życia, odwzorowują ich gesty i mimikę. Nie można jednak zapomnieć, że twórcy serialu nie dążą do dokumentalnego ukazania historii i przyznają, że niektóre sytuacje są modyfikowane. Największy nacisk jest kładziony na bohaterów i ich emocje, a nie na wierne odzwierciedlenie wszystkich wydarzeń.
Warto zwrócić uwagę na ścieżkę dźwiękową, w której usłyszymy takie hity jak „Uptown Girl” Billy’ego Joela czy „Crazy Little Thing Called Love” Queen.
Dużą zaletą serialu „The Crown” jest jego przekaz. Oczywiście opowiada on historię konkretnej rodziny królewskiej, jednak porusza problemy, z którymi zmaga się nie tylko arystokracja. Są to między innymi wpływ rodziny na człowieka, cierpienie spowodowane niezrozumieniem przez najbliższych czy wierność swoim ideałom. Ważna jest też kwestia sensu istnienia monarchii w coraz bardziej zmieniającym się świecie.
Kolejny sezon „The Crown”, z nową obsadą, jest zapowiedziany na rok 2022.
Tekst: Zuzanna Miniszewska