Co za wkurzająca rzecz
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 8 maja 2020
Izolacja postępuje coraz bardziej. Przynajmniej u mnie. Nadal jest stabilnie i potrafię się cieszyć dodatkowym czasem wolnym, ale… Bywa, że uciekam w coraz większą abstrakcję. Może to nie jest właściwe określenie. Bardziej chodzi mi o to, że przez brak odpowiedniego zorganizowania zaciera się granica między właściwym pojmowaniem świata, a takim, które… ummm… Dobra! Prościej. Parę dni temu, razem ze współlokatorem, pijąc wieczorem piwko, oglądaliśmy filmy Gracjana Roztockiego. To nie tak, że jest masa seriali i filmów do obejrzenia. Więc tak, to jest ten etap.
Siedząc tak i szukając sobie zajęcia, zauważyłem, że irytuje mnie jedna rzecz. Znaczy… Jest tych rzeczy więcej, ale jedna taka szczególna. Gdy siedzę przy biurku, to co chwilę dostrzegam sporą jego część zakurzoną. Normalny człowiek, gdy widzi, że na meblach nazbierało się dużo kurzu to go ściera. Tak też zrobiłem. Po jakichś 2 czy 3 dniach zauważyłem, że znów mam pełno kurzu. I tak przez jakiś czas bawiłem się w to wycieranie i patrzenie jak ten okropny pył wraca na moje biurko. Gdy w ciągu dnia byłem na uczelni, w pracy, czy gdziekolwiek indziej, to jakoś tego nie zauważałem. A teraz zastanawia mnie, skąd się to w ogóle bierze? Przecież biorę środek do czyszczenia, który w dodatku zapobiega ponownemu osadzaniu się kurzu. No i nic. Jak był, tak jest. Ja go nie przynoszę przecież. Kto produkuje kurz i czemu mam go u siebie? Nie chcę go! Sprzedam kurz!
Po jakimś czasie rozmyślania, skąd bierze się kurz, zacząłem się zastanawiać, czy może on służyć do czegoś więcej niż tylko do gnębienia alergików. Niektórzy wykorzystują go, by określić, czy ktoś wystarczająco dobrze udaje, że perfekcyjnie dba o porządek. Znacie to? Ktoś przychodzi do kogoś i sprawdza, czy meble są zakurzone. Oczywiście, że są, do ciężkiej cholery! A nawet jak nie są, to były jeszcze 15 minut temu! Nie oceniajmy ludzi przez pryzmat tego, czy mają zakurzone meble. Wszyscy je mamy. Lubimy się czepiać, więc czepiamy się tego, że ktoś się pozbył tego, co mają wszyscy. No super. To jak mycie okien dla Jezusa. Jak zobaczy, że są brudne to ci ręce wyłamie (mam nadzieję, że po śmierci nikt nie będzie miał tego w podsumowaniu mojego życia). Wracając – kurz raczej nie ma innego zastosowania. Jeden z „ludzi Internetu” wymyślił kiedyś, że chałwa smakuje jak kurz z cukrem. Czemu by nie spróbować? Wziąłem pół szklanki mąki, dwie łyżeczki cukru, pół szklanki wody i 3,5 szafki kurzu. Efekt nie był jakiś super, ale może mój przepis nie jest zbyt dobry. Jak ktoś ma lepszy, to może mi dać znać.
Ostatnie, co mi przyszło do głowy to myśl, że może da się hodować kurz. Zanim mnie wyśmiejesz, to daj mi szansę się wybronić. Jeśli masz kurz na biurku, to on ma formę zgromadzonego pyłku. A weź odsuń łóżko i zobacz, co jest na podłodze. Kurz zmienia się w małe kołtuny. To znaczy, że ma więcej niż jedną formę. Jak większość pokemonów! Zacząłem łapać kurz i próbowałem jakoś go trenować. Niestety, jest strasznie beznadziejny. Gorszy niż chomik. Trwalszy, bardziej żywotny, a jego atak jest bardziej efektywny. W pojedynku chomik vs kurz, chomik zdecydowanie wygrywa*. To się nie tyczy osób uczulonych na kurz. Wtedy atak jest rozłożony w czasie. Myślałem, że „roztocza kurzu” kryją za sobą jakąś tajemnicę. Że to jest jakieś stworzenie, które w pewnym momencie staje się zabójcze. Nope. Wystarczy pronto, czy jakiś inny szprej.
Podsumowując… Nie wiem, po co istnieje kurz. Na co komu kurz? Jeżeli istnieje jakieś zastosowanie, to chętnie je poznam. Tymczasem miłej izolacji. Ja lecę czyścić meble, bo kicham jak głupi.
Tekst: Marcin Hubka
* Przyp. red.: nie jestem pewna, czy faktycznie chomik tak zdecydowanie wygrywa, bo po walce kurz zawsze wróci (jest bardzo zdeterminowany), a chomik pewnego razu odejdzie na zawsze :(