Cieszę się, że moja mama umarła
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 12 grudnia 2022
Na początku tego roku w oczy rzuciła mi się informacja, że Jennette McCurdy wydaje swoją biografię. W sumie nic szokującego – wielu celebrytów to robi i w księgarniach takich pozycji jest mnóstwo. To, co przykuło moją uwagę, to tytuł. Cieszę się, że moja mama umarła. „Ok, to będzie ciekawe” – pomyślałam. Po jakimś czasie myśl ta wyleciała mi z głowy, jednak ostatnio zdecydowałam się sięgnąć po tę książkę (czytałam ją w oryginale). Może i już trochę za późno na recenzję, ale już niedługo – bo 24 stycznia 2023 roku – ukaże się polski przekład, więc może jednak jest to odpowiedni czas na podsumowanie swoich wrażeń?
W ramach przybliżenia treści: Jennette McCurdy to młoda aktorka, która w telewizji pojawiła się już jako dziecko i jako aktorka dorastała. Próbowała swoich sił również w muzyce, ale szybko porzuciła ten pomysł. Największą sławę przyniosła jej rola Sam Puckett w młodzieżowym serialu iCarly oraz w spin-offie Sam&Cat. Ostatnio coraz więcej mówi się o ciemnych stronach celebryckiego życia, w szczególności, kiedy tym celebrytą jest dziecko. To są ważne głosy; słyszeliśmy już o przerażającym dzieciństwie Macaulay’a Culkina czy Drew Barrymore, ale czy to w ogóle było dzieciństwo? Cóż, do tego jeszcze wrócimy.
Książka składa się z dziewięćdziesięciu jeden krótkich rozdziałów w formie dzienników, wewnętrznych przemyśleń autorki. Historia zaczyna się krótko przed pierwszym castingiem, na który zaprowadziła ją mama. Jenette nigdy nie chciała być aktorką, ale tak postanowiła jej matka, która, jak to często się zdarza, swoje niespełnione marzenie z dzieciństwa przerzuciła na córkę. Coś, co bardzo mnie uderzyło i wręcz aż zabolało, to narracja w pierwszych rozdziałach. Historię opowiada nam dziecko i sposób, w jaki ją opowiada, jednoznacznie mówi nam – JESTEM DZIECKIEM. To uczucie naprawdę dziwne i nieprzyjemne, kiedy tak mały człowiek mówi o kilkunastu godzinach pracy dziennie, utrzymywaniu swojej rodziny, manipulacji i molestowaniu ze strony swojej matki, a to wszystko wydaje się mu czymś naturalnym, bo przecież normalności nigdy nie zaznał. Zdarzało się, że podczas czytania niektórych fragmentów łzy leciały mi z oczu i rozbijały się o ekran tabletu. Nie wiem, czy to moja zbytnia wrażliwość, choć zdaje się, że nie, bo po prostu cała ta historia była (i jest) mocno wstrząsająca. Autorka opowiada o swoich przeżyciach i uzupełnia je swoimi przemyśleniami – najczęściej niezrozumieniem konkretnych zachowań, narastającą złością czy niepokojem.
Im dalej zagłębiałam się w książkę, tym bardziej poruszona i zdenerwowana byłam. Gdzieś w środku budziły się ukryte pokłady empatii względem młodej dziewczyny zmanipulowanej do granic możliwości i to przez własną matkę (!!!). Matkę, która powinna kochać i chronić, a zamiast tego wykorzystuje swoje własne dziecko do zarabiania pieniędzy, wpędza je w zaburzenia odżywiania… no, wprost robi krzywdę. A to wszystko pod przykrywką matczynej miłości i troski, „przecież chcę dla ciebie dobrze”. Potem matka umiera. W końcu będzie dobrze. Ale tutaj następuje część „after” i wcale nie jest dobrze. Nie wiem, czy tak w istocie było, ale osobiście często czułam, że dopiero pisząc te słowa, McCurdy uświadamiała sobie, w jak okropnym położeniu się znalazła. Czułam, że ta książka to pewnego rodzaju terapia, a my w tej terapii pośrednio uczestniczymy. I nami też targają emocje.
To jedna z tych sytuacji, kiedy argument „to twoja matka” można o kant, wiadomo czego, potłuc. Ludziom od dawna wpaja się, że, cokolwiek by się nie działo, MUSZĄ szanować swoich rodziców, MUSZĄ ich kochać. Muszą przełknąć wszystkie emocje, całą złość, którą w sobie chowają, bo osoby, które powinny kochać je bezgranicznie i dawać poczucie bezpieczeństwa, najzwyczajniej w świecie robią im krzywdę. Co gorsze, to nie są sytuacje, które policzyć można na palcach u jednej ręki. To się dzieje częściej, niż sobie wyobrażamy, a czasem nawet u osób, które znamy i zupełnie nie mamy o tym pojęcia. To argument, który już dawno powinien wyjść z użycia, bo nie jesteś nic winna swoim przemocowym rodzicom. Ja też cieszę się, że twoja mama umarła.
Tak jak wspominałam na początku, niedługo ukaże się polski przekład w wydawnictwie Prószyński i S-ka, macie więc okazję po tę książkę sięgnąć. Myślę, że odpowiedź na pytanie: „czy warto?” sama wyklarowała się w tym tekście. Na pewno nie jest to lektura łatwa – będą Wami targać emocje, może się zdenerwujecie, może uronicie łzę. Ale trudnych tematów nie można unikać.
Paulina Massopust