#AllLivesMatter, czyli nie wszystko złoto co się świeci
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 8 czerwca 2020
Od kilku dni możemy obserwować masowe protesty i zamieszki wywołane kolejnym zabójstwem osoby czarnoskórej przez białego policjanta. Równolegle w przestrzeni medialnej znów pojawia się hashtag #BlackLivesMatter, będący również nazwą całego ruchu walczącego o prawa osób czarnoskórych, które nadal spotykają się w USA z rasizmem.
Jednak w rozmaitych dyskusjach o tej sytuacji zaczął pojawiać się hashtag #AllLivesMatter. Można powiedzieć, że zupełnie niewinny, bo oznacza, że wszystkie życia mają znaczenie. Czy aby na pewno?
Znaczące jest to, że nie pojawił się on niezależnie od akcji #BlackLivesMatter, a dokładnie w momencie, kiedy o samym ruchu zaczęło być głośno. Wynikł on głównie z niezrozumienia pierwotnego hasła, ale także pewnej tendencji do wypośrodkowania spojrzenia na dane sprawy. Chociaż w wielu przypadkach jest to podejście niegroźne i właściwe, tak kiedy odnosi się do walki dyskryminowanych mniejszości, nosi w sobie cechy umniejszania celów danej społeczności.
W momentach, gdy chce ona odzyskać głos tłumiony przez niekiedy setki lat, każe jej się być nieco ciszej i zajmować się problemami także tych, którzy stanowią źródło opresji. Daje się tym wyraźny sygnał, że ich sprawa nie jest aż tak ważna, by pozwolić o niej mówić głośniej i szerzej.
W kwestii osób czarnoskórych kluczowe jest to, że prawna swoboda została im przyznana dopiero z końcem lat 60. XX wieku, za sprawą protestów zainicjowanych przez Martina Luthera Kinga. Z kolei samo niewolnictwo zostało zakazane ledwo sto lat wcześniej. Jest to stosunkowo niewiele czasu, by dokonała się całkowita zmiana w myśleniu o czarnoskórych. Swoją cegiełkę dokłada tutaj silnie zakorzeniona mentalność kolonialisty oraz pamięć pokoleniowa, przekazywana kolejnym generacjom.
Współczesna Ameryka jest kontynentem boleśnie doświadczonym przez Europejczyków zajmujących terytoria autochtonów, spychając ich w późniejszym czasie do rezerwatów i przyczyniając się do niszczenia ich kultury i społeczności. Wraz z nimi na kontynent przybyli także czarnoskórzy niewolnicy, których zadaniem była praca na rzecz ich panów. To ukształtowało w białych poczucie wyższości wobec innych, wobec „dzikusów”, które zostało wzmocnione przez podboje innych rejonów świata, ułatwione przez zaawansowanie technologiczne przybyszów z Europy.
Sytuacja, w której to biały dominuje, a „kolorowy” ulega, jedynie się normalizowała, co zostało wzmocnione także przez język używany dla określenia odkrytego terytorium: Nowa Szkocja. Nowy York. Nowy Świat. Nowa Ziemia.
Chociaż naturalnym wydaje się określenie czegoś wcześniej nieznanego jako nowe, tak w tym przypadku niesie za sobą ideę przenoszenia starego na inny grunt, wręcz tworzenia, odtwarzania na czymś, co dopiero powstało. Ignoruje się przy tym to, że tak zwany Stary Kontynent i Nowy Świat nie są starszym i młodszym rodzeństwem, a bliźniętami. Równolegle do naszej, rozwijała się tam zupełnie odmienna kultura, z innym językiem, wierzeniami i sztuką. Chociaż nasze rozwiązania techniczne znacząco się różniły, to jednak rozwijaliśmy się obok siebie. Jednak te różnice w przypadku spotkania przyczyniły się do pojawienia się poczucia wyższości. My mamy armaty i muszkiety, a oni łuki. My mamy wielkie pałace i zamki, a oni kamienne budowle i szałasy. Skoro nasza broń jest potężniejsza, to i my jesteśmy potężniejsi. Za tym szło poczucie, że to my, biali, jesteśmy nauczycielami świata, to my musimy pokazywać, jak tworzyć kulturę, w co wierzyć oraz jak się zachowywać. Również i my mówimy, jak macie się nazywać – jesteście Indianami, bo my was tak nazywamy, nie dlatego, że wy sami się tak określacie.
USA zaczęło rozwijać się w poczuciu bycia białym, cywilizowanym zdobywcą. To obejmowało zarówno amerykańskich autochtonów, jak i czarnoskórych, którzy już wcześniej byli wykorzystywani na dworach europejskich w rolach żywej rozrywki i zwierzątka. W dalszym ciągu poczucie wyższości jest zakodowane w naszej mentalności, nawet jeśli nie zawsze objawia się w sposób świadomy i celowy.
Analogicznie w pamięci społeczności czarnoskórych w USA zakodowane jest bycie tym wykorzystywanym, pozbawionym praw i swobody – przy czym w świadomości zarówno młodego pokolenia, jak i ich dziadków oraz rodziców istnieje wspomnienie o walce i wywalczeniu tego, co powinno im przysługiwać jako ludziom. Stąd też wynika głośny sprzeciw w sytuacji, gdy te dobra są w jakikolwiek sposób naruszane. Lęk o utracenie tego co wywalczone w bojach lata temu oraz determinacja, by nie pozwolić na powtórkę z historii.
Dlatego też hashtag #AllLivesMatter jest w tej sytuacji zwyczajnie niestosowny. Aktualna sytuacja jest momentem, w którym to mniejszość chce się wypowiedzieć, chce, by usłyszano chociaż raz jej głos i by mówiono o jej problemach. Brzmi to egoistycznie – ale kiedy ma się za sobą setki lat bycia uciszanym, jest to potrzeba całkowicie naturalna.
Walka o znaczenie każdego istnienia jest istotna, ale nie powinna ona pojawiać się jedynie wtedy, gdy jakaś konkretna społeczność chce zabrać głos i chce zwrócić uwagę świata na siebie. Jeśli tak jest, to świadczy jedynie o podświadomej albo i nawet świadomej chęci przytłumienia, przyciszenia i odwrócenia uwagi.
#BlackLivesMatter nie znaczy, że jedynie czarne życie jest istotne. Oznacza, że czarne życie też jest istotne. Na równi z innymi.
Tekst: Nikodem Kuś