Potknięcia na szczycie. Podsumowanie 28. kolejki ekstraklasy
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 13 kwietnia 2022
Po 27. kolejce ekstraklasy, w której cała walcząca o mistrzostwo trójka odniosła zwycięstwa, przyszedł czas na kolejkę 28. Zostanie ona zapamiętana jako czas, gdy Raków i Lech jak jeden mąż potraciły punkty. Ostatecznie każdy zespół z podium, przed Wielkanocą zgromadził na swoim koncie 56 oczek. Doszło jednak do przemeblowania i teraz to Lech z Poznania jest liderem. W okres ostatecznych rozwiązań wszyscy kibice ekstraklasy wchodzą zatem z ogromną niecierpliwością. Łyżką dziegciu w tej piłkarskiej beczce miodu są jednak karygodne błędy sędziowskie, które, nie da się ukryć, wypaczyły wyniki tej kolejki w meczach na szczycie. Można się jednak pocieszać w nieco tragikomiczny sposób, że na szczęście poszkodowani zostali zarówno Lech, jak i Pogoń.
*****
Niekwestionowany hit kolejki stanowiło sobotnie starcie w Poznaniu, pomiędzy Lechem i stołeczną Legią. Obie drużyny były w dobrej formie. Legia z pewnością pragnęła osłodzić gorycz środowej porażki z Rakowem w półfinale Pucharu Polski. Lech natomiast stanął przed niepowtarzalną szansą, by stać się liderem po piątkowej porażce Pogoni Szczecin z Wisłą Płock.
Początek meczu należał do Lecha. Legioniści gubili się przy rozegraniu, regularnie kopali po autach, kiedy byli pod pressingiem. Lech zdominował środek pola, blado wyglądał zarówno Celhaka, jak i Josue. Poznaniacy nie przekuli jednak początkowej przewagi na bramkę. W 5. minucie groźnie uderzył z dystansu Murawski, ale Strebinger był na posterunku. Chwilę później z wolnego Amaral obił poprzeczkę.
Lechici otworzyli wynik dopiero w 30. minucie. Z rzutu wolnego z 35 metrów piłkę w pole karne zagrał Tomasz Kędziora. Następnie Dawid Kownacki zgrał ją głową do Lubomira Satki i słowacki obrońca dał Kolejarzowi prowadzenie.
To podziałało na Legię trzeźwiąco. Wojskowi co prawda nie zdominowali meczu, ale zaczęli próbować. W 40. minucie mieli wolnego, z podobnego miejsca co Lech, tyle że po drugiej stronie. Dogrywał Josue, a świetnym strzałem głową popisał się Rafa Lopes. Uderzenie po drodze odbiło się jeszcze od poprzeczki i było już 1:1. Portugalski napastnik po raz kolejny potwierdził, że jest jednym z najlepiej grających głową napastników w ekstraklasie.
Jeśli chodzi o drugą połowę, to użyję tu eufemizmu i powiem po prostu, że nie zachwyciła. Lekką przewagę miał Lech, ale żadna z drużyn nie stworzyła sobie klarownej sytuacji. Najgroźniej chyba było, kiedy van der Hartowi piłka wyślizgnęła się z rąk pod nogi zaskoczonego tym faktem Pekharta i kiedy Lindsay Rose, wybijając dośrodkowanie, niemal przelobował Strebingera.
Prawdziwe piłkarskie show odbyło się w czterech doliczonych do drugiej połowy minutach. W 91. minucie Charatin sfaulował taktycznie Ba Loue, podcinając go wślizgiem od tyłu. Werdykt wydawał się oczywisty, ale sędzia Sylwestrzak pokazał czerwoną kartkę dopiero w 93. minucie po konsultacji z VAR. W 94. zaś, Kvekveskiri obił słupek bramki Stebingera z rzutu wolnego po wyżej opisanym faulu. Później, w 95. minucie strzał Joela Pereiry zablokował ręką Rose i chwilę później sędzia skończył mecz. Z czterech doliczonych minut, gry było może z półtorej, a VAR nie pomógł w kluczowym momencie, który mógł rozstrzygnąć losy spotkania. Tłumaczenie Sylwestrzaka? Brak sygnału z wozu. Tłumaczenie wozu (Jakubik i Siejka)? Złe ujęcie kamery. Sylwestrzaka można krytykować za ciężkie do wyjaśnienia skończenie meczu w 95. minucie, w sytuacji, kiedy większość doliczonego czasu zjadły konsultacje z monitorem, ale na miłość boską, jak VARowcy mogą tłumaczyć się złym ujęciem kamery? Skandal i sędziowska degrengolada w najlepszym wydaniu. Jak zwykle pewnie zawieszą ich na jeden mecz i nie będą dawać do Poznania ani Warszawy przez jakiś czas. Moim zdaniem panowie Jakubik i Siejka powinni odpocząć od sędziowania co najmniej do końca sezonu, a przyszłym się zobaczy.
Lech zremisował, ale wskutek porażki Pogoni i remisu Rakowa wskoczył na fotel lidera. Pogoń swoją drogą również została przekręcona w meczu, który przegrała z Wisłą Płock 2:3. Tam również powinien zostać podyktowany karny w doliczonym czasie, lecz tym razem ręka została po prosto nieuznana za wykroczenie, a nie niezauważona. Legia natomiast pokazała, że pomimo środkowego miejsca w tabeli, jest wymagającym przeciwnikiem dla zespołów z topu.
*****
W niedzielne popołudnie Ekstraklasa uraczyła wszystkich swoich fanów pojedynkiem pomiędzy Wisłą Kraków a Górnikiem Zabrze, na stadionie im. Henryka Reymana w stolicy małopolski. Dwie naprawdę zacne marki na piłkarskiej mapie Polski, których kibice z rozrzewnieniem wspominają dawne czasy. Obecnie obie są w mocno odmiennych sytuacjach. Biała Gwiazda staje przed coraz realniejszym widmem spadku, a trener Jerzy Brzęczek pomimo tego, że nie mógł trafić chyba na bardziej wyrozumiałe dla siebie środowisko pracy, ma coś do udowodnienia, gdyż po 7 oficjalnych meczach pod jego wodzą, zespół z Krakowa ma na koncie 4 remisy, 3 porażki oraz okrągłe 0 zwycięstw. Natomiast Górnik Zabrze próbuje zebrać nieco rozbity ostatnimi porażkami zespół, by na ostatniej prostej powalczyć jeszcze o miejsce premiowane grą w eliminacjach do Ligi Konferencji. Drużyny z problemami, które grają atrakcyjnie, lecz nieskutecznie. Zapowiadało się dobrze.
Bez większych niespodzianek grę prowadził od początku Górnik. Piłkarze Jana Urbana konstruowali akcje częstymi przerzutami z jednej strony na drugą i długimi prostopadłymi podaniami za linię obrony Krakowian. Wisła szukała swoich okazji po błędach w rozegraniu Zabrzan, którzy nie byli w tym aspekcie perfekcyjni. Drużyna Brzęczka była ustawiona wysoko i często pressowała. Żadna ze stron nie była jednak w stanie przekuć planu taktycznego na gole przez niemal całą pierwszą połowę, choć Górnicy byli kilka razy blisko.
Wynik otworzył się dopiero w 43. minucie, po rzucie rożnym Wisły. Dogrywał Skvarka, piłkę strącił jeszcze wbiegający na pierwszy słupek Luis Fernandez i do własnej bramki wpakował ją pechową interwencją napastnik Zabrzan, Piotr Krawczyk. Po raz kolejny sprawdzają się nieco prześmiewcze słowa, że własny napastnik w polu karnym to zawsze niebezpieczeństwo, bo jest przyzwyczajony do strzelania bramek, a nie bronienia. Na przerwę Wisła schodziła z prowadzeniem, mimo przewagi Górnika.
Druga połowa wyglądała na początku podobnie jak pierwsza. To Górnik prowadził grę i wyrównał już w 51. minucie. Po niezbyt dobrym wybiciu piłki z pola karnego po rożnym, „zbiórkę” zrobił Podolski i fantastycznym strzałem z woleja sprzed pola karnego trafił w prawy górny róg bramki. Zarówno blokujący obrońcy jak i stojący w bramce Kieszek byli bez szans, zważywszy na siłę uderzenia. Miło się patrzy na świetnego Podolskiego, posługującego się swoim znakiem firmowym w ekstraklasie. Na pewno lepiej niż na boiskową, jak i pozaboiskową postawę Lukasa na początku sezonu.
Po tej bramce doszło do zmiany w obrazie meczu. To gospodarze przejęli inicjatywę. Niby Górnik przeważał w posiadaniu piłki, ale było to posiadanie sterylne, z dala od bramki Wisły. Krakowianie natomiast kontratakowali coraz groźniej i coraz sprawniej. Świetną okazję miał Hugi w 55. minucie, ale źle przyjął piłkę w polu karnym. Bramka na 2:1 padła po ładnym dryblingu Savića i mocnym uderzeniu z okolicy 18. metra.
Później zaczęła się zabawa. Górnik nacinał się na kolejne kontry, a w piłkarzy Wisły wstąpiły nowe siły. Zaczęły się junackie rajdy i ekwilibrystyka w rozegraniu. Bramka na 3:1 autorstwa Luisa Fernandeza padła po rzucie karnym w 75. minucie, który sprokurował Bjelica. Na 4:1 po kolejnej kontrze podwyższył w doliczonym czasie Nikola Kuvejlić. Gdyby Wiślacy byli skuteczniejsi, to mecz mógł się równie dobrze zakończyć wynikiem 7 lub 8 do 1. Drugopołowowa deklasacja.
Dotkliwa porażka z niżej notowaną Wisłą chyba już na dobre wybiła piłkarzom z Zabrza marzenia o europejskich pucharach. Plany przełożyć należy na za rok, bo co by nie mówić, to jednak drużyna Urbana ma w sobie duży potencjał, lecz braki w kasie klubu sprawiają, że świetni piłkarze jak Podolski, Manneh, Kubica czy Nowak są otoczeni tanimi partaczami.
Wisła natomiast zdecydowanie pokazała, że wciąż jest w grze o utrzymanie. Znakomity mecz z perspektywy taktycznej w wykonaniu Jerzego Brzęczka. Uwypuklił braki Zabrzan pressingiem i grą z kontry. Dla emocji w dolnej części tabeli będzie lepiej, jeśli to nie był łabędzi śpiew w wykonaniu Białej Gwiazdy, bo kilka drużyn zdążyło w czasie ostatnich kolejek odskoczyć od czerwonych lokat.
*****
Zagłębie Lubin zwyciężyło ze Stalą Mielec 3:1. Na początku rundy wiadomo było, że Stal ma mnóstwo problemów i będzie walczyła przede wszystkim o nieroztrwonienie dorobku świetnej jesieni, ale po serii 7 meczów bez zwycięstwa, ma już tylko 5 punktów przewagi nad strefą spadkową.
Piast Gliwice pokonał 1:0 Górnik Łęczna po mocno przeciętnym meczu w wykonaniu obu drużyn. Kolejną bramkę do dorobku dorzucił Kamil Wilczek.
Lechia Gdańsk pewnie wygrała z Termalicą 2:0. Warta Poznań zdobyła 3 punkty w meczu z Cracovią, którego końcowy rezultat to 1:0.
Raków Częstochowa zremisował 1:1 ze Śląskiem Wrocław.
W poniedziałek, na zamknięcie kolejki Radomiak Radom zremisował z Jagiellonią Białystok 2:2.
Jan Woch