3:26 do Chicago, Illinois
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 14 kwietnia 2020
Recenzja Jamie 3:26 presents: ,,A Taste of Chicago”
Kompilacja Jamie 3:26 presents: A Taste of Chicago przypomina o muzyce, jaka powstawała w Chicago w latach 80. To również próba zweryfikowania, czy nadaje się ona do odświeżenia i tym samym zapewnienia jej drugiej młodości.
Próby tej podjął się Jamie 3:26, chicagowski DJ i producent. Na wstępie należy zaznaczyć, że wspomniany album jest dość osobliwym tworem. Nie jest to do końca wybór starszych nagrań, ale nie jest to też kompilacja z nowymi propozycjami z Chicago. To kolekcja reinterpretacji, utworów w różnym stopniu zmodyfikowanych przez autora zbioru, zawieszonych między przeszłością i teraźniejszością.
A Taste of Chicago jest albumem, który w pewien sposób przypomina o spuściźnie Chi-Town. To miasto w ogóle może wydawać się muzycznie rewolucyjnym, także w szerszej perspektywie, bo to właśnie tam powstawały w latach 20. pierwsze improwizowane nagrania w nurcie jazzu chicagowskiego. Podobnie wiele do powiedzenia mieli bluesmani, którzy wzbogacając prosty blues z Delty kładli podwaliny pod bluesa chicagowskiego. Obie te rewolucje to pierwsza połowa XX wieku, kolejny dźwiękowy zamęt miał nadejść w latach 80.
Wtedy narodził się house – muzyka „ciała i duszy”, jak niekiedy określają ją twórcy związani z tym nurtem. Styl ten powstał z fascynacji muzyką taneczną, czy raczej z fascynacji tym, w jaki sposób można było ją łączyć z raczkującą wówczas na tym polu elektroniką. Muzyka disco, będąca w tamtych latach synonimem muzyki tanecznej, powoli traciła na popularności. Choć to może eufemizm – wystarczy przypomnieć (nie)sławne wydarzenie Disco Demolition Night. Nawiasem mówiąc, miało ono miejsce w Comiskey Park, w Chicago właśnie. I to od niego zaczyna się kolejna rewolucja. Umiera disco, rodzi się disco, tyle że pod nową postacią, postacią sampli bogato okraszonych, pulsującym rytmem syntezatorów Rolanda: TR-808 i TR-909. Ich brzmienie szybko wypełni przestrzenie kultowego klubu muzycznego The Warehouse i pojawi się na płytach tłoczonych przez wytwórnię Trax Records. Obie te instytucje należały do jednych z pierwszych promotorów nowego nurtu, nazywanego od tej pory Chicago house.
https://www.youtube.com/watch?v=oIIcrT75Nko
Jamie 3:26 przywołuje na swojej składance tamte lata. Sięga między innymi do muzyki Chip E, Braxtona Holmesa i Jungle Wonz. Ci ostatni byli zresztą wydawani przez wspomniany Trax, którego charakterystyczne, oparte na syntezatorach brzmienie stało się synonimem Chicago house, a które przy okazji udaje się też odnaleźć po latach na Taste of Chicago. Ta składanka jest bowiem próbą odświeżenia pamięci o chicagowskiej muzyce lat 80. Starannie wyselekcjonowane nagrania poddawane są próbie rewitalizacji (można się zastanawiać, czy absolutnie koniecznej) i dopasowania do współczesnych warunków.
Trudno jednoznacznie odnieść się do warsztatu Jamiego 3:26 jako twórcy – wszystkie utwory na Taste of Chicago to tylko (albo aż) edycje jego autorstwa, które w kilku przypadkach tylko bardzo nieznacznie ingerują w oryginalne nagrania. To jednak żaden zarzut, problem leży gdzie indziej. Chicago house wydaje się być zamkniętym okresem w historii muzyki tanecznej – zamkniętym w takim rozumieniu, że wiele nowego w tym nurcie się już nie ukaże, a jeśli nawet, to nie będzie brzmiało tak autentycznie i naturalnie jak przed laty. Próba reinterpretacji czy manipulowania przy oryginalnych utworach też nie pomoże. To być może smutna dla niektórych konstatacja, ale ta muzyka po prostu jest zamknięta w latach 80. i wczesnych 90. Zabiegi Jamiego 3:26 powodują jedynie lekką konsternację – wszyscy już to kiedyś słyszeliśmy, ale to nie to samo. Dlatego tytułowe „Taste of Chicago” należy chyba raczej rozumieć jako inspirację, niż jako faktyczny zbiór nagrań będących wyznacznikiem tanecznego Chicago. Są jednak wyjątki od tej reguły, a usłyszymy je przede wszystkim w nagraniach z nurtu acid, którymi Jamie 3:26 zarządza całkiem sprawnie. Podobnie przyzwoicie brzmią reinterpretacje post-disco, z którego wyrastał Chicago house.
https://www.youtube.com/watch?v=LO9jGVHw6Gk
Jeżeli jest się, jak autor tego tekstu, niepoprawnym miłośnikiem odleglejszej czasowo muzyki tanecznej, w tym Chicago house, to warto mimo wszystko sięgnąć po tę kompilację, bo ma ona kilka mocnych punktów. W innym wypadku może przelecieć między uszami ledwie zauważona. Niezależnie od okoliczności, pozostaje przestroga: choć można zabierać się na nowo do dojrzałej już muzyki, to nie zawsze się powinno. Czar pryska.
Tekst: Jan Janczy