„Zaopiekujcie się Mayą” – wzruszający dokument, któremu ciężko zaufać
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 30 czerwca 2023
Myślę, że ze „snu o Ameryce” większość z nas już dawno się obudziła. Będąc jednocześnie niepodważalną potęgą, kraj ten co chwilę dostarcza nam świadectwa swoich problemów wewnętrznych, które powodują ludzkie cierpienie i wplatają zwykłego człowieka w nierówną i wyniszczającą walkę z systemem. Nie inaczej sprawa wygląda w najnowszym dokumencie Netflixa, noszącym tytuł Zaopiekujcie się Mayą. Chciałabym jednak ugryźć tę produkcję od nieco innej strony, bo wydaje mi się, że właśnie tego tutaj zabrakło.
Dokument miał swoją premierę w Polsce 19 czerwca tego roku. Film ten opowiada historię długiej bitwy z systemem medycznym i sądowym w USA, zapoczątkowanym rzadką chorobą Mayi, córki rodziny Kowalskich. Gdy rodzice przywożą ją do szpitala, nie wiedzą jeszcze, że może być to ostatni raz, gdy ją zobaczą. Rozpoczyna się długa walka o prawo do opieki nad Mayą i jej powrót do domu, która zbiera po drodze tragiczne żniwo.
Zagrało tu wiele rzeczy. Po pierwsze, jest to jeden z ładniejszych graficznie dokumentów, jakie widziałam, wykonany z widoczną starannością. Dzięki temu nawet temat tak trudny i ciężki ogląda się z przyjemnością. Ujęcia oraz soundtrack pasują jak ulał do klimatu całości, pozwalając wciągnąć się już od pierwszych minut dokumentu.
Dużo ważniejszym jednak aspektem wydaje się tutaj sam ładunek emocjonalny, który faktycznie zdolny jest poruszyć. Historia jest smutna i przejmująca, czujemy wręcz to towarzyszące uczucie beznadziei, które towarzyszy rodzicom w walkę o swoją córkę. Dokument jest opatrzony prawdziwymi nagraniami z rozmów i zeznań, co tylko wzmacnia wiarygodność i emocjonalność całości – słyszymy to metaforyczne wołanie matki, rozpaczliwe, o oddanie jej dziecka, a obojętność i bezwzględność lekarzy i pielęgniarek nieustannie nas oburza, a brak nadziei na zmianę sytuacji może przytłaczać, szczególnie kiedy nawet bliscy zaczynają się od siebie odwracać przyszpileni narzędziami systemu. Szczerze mówiąc, samej zdarzyło mi się wzruszyć na tym dokumencie, co tylko udowadnia, jak silne afekty jest w stanie aktywować.
Z drugiej strony, mam trochę zarzutów wobec tej produkcji, a tak właściwie jeden, za to poważny – opowiada twardo tylko jedną perspektywę. Choć są ukazane podobne historie innych rodzin, choć są rozmowy z lekarzami, a dokument wcale nie udaje nieskazitelności rodziców w trakcie sprawy, jest to historia poprowadzona z wyraźnym osądzeniem, kto jest winny, a kto nie. W żadnym wypadku nie chcę oskarżać tej produkcji o jakiekolwiek zakłamanie, wydaje mi się jednak, że zbyt mocno idzie w opowiedzenie tylko jednej strony historii w tak skomplikowanej (jak sami podkreślają) sprawie. Nie sądzę się, by mój osąd względem sprawy byłby inny, gdybym dostała więcej informacji i perspektywy drugiej strony, natomiast obecnie mam delikatne wrażenie podpasowania narracji pod jedną wersję wydarzeń, co nieco psuje mi wydźwięk całości.
Aby więcej nie spojlerować, ale też wyklarować pewne sprawy: nie ulega wątpliwości, że historia Kowalskich jest tragiczna i smutna. Konstrukcja mechanizmu, w którą zostają wrzuceni, chcąc pomóc swojej córce, ukazuje swoje wady, łapiąc człowieka w poczucie beznadziei i powoli go wyniszczając. Nie można jednak zapominać, że każda historia jest czyjaś, a ta niezaprzeczalnie jest historią rodziny Kowalskich, nie próbą obiektywizacji rzeczywistości – co miejscami, niebezpiecznie próbuje się zamazać. Z tymi zastrzeżeniami chciałam polecić ten dokument i zachęcić do przemyślanego doświadczenia perspektywy rodziny, której wiele odebrano.
Emilia Wcisło