„Zachwyt” – recenzja
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 16 kwietnia 2022
Prawie wszyscy kojarzymy ten moment, gdy zasypiamy i jedną nogą jesteśmy jeszcze w „normalnym” świecie, a drugą stawiamy gdzieś po drugiej stronie rzeczywistości – gdzieś, gdzie wspomnienia z naszego życia przewijają się między bliżej nieokreślonymi majakami i wrażeniami. W podobne miejsca swoich słuchaczy potrafi zabrać Zachwyt.
Pod pseudonimem Zachwyt kryje się Miłosz Boiński, nastoletni muzyk z Oświęcimia, kompozytor, autor tekstów oraz zdjęć, które otaczają jego twórczość. Odkąd pod koniec stycznia tego roku opublikował on swoją pierwszą epkę o takiej samej nazwie, Zachwytem zachwycali się ludzie nie tylko w Polsce, ale też i za granicą. Przyczynił się do tego zapewne gatunek muzyczny, w którym artysta zdecydował się tworzyć. Shoegaze to odłam alternatywnego rocka, który charakteryzuje się ścianami dźwięku, dużą przestrzenią oraz stłumionym, przyciszonym wokalem. W Polsce społeczność shoegaze’owa jest raczej wąska, więc Zachwyt stopniowo zyskuje coraz większą popularność – co rusz pojawiają się kolejne recenzje jego twórczości.
Epka Zachwyt nie jest długa, bowiem składa się z czterech numerów. W każdym z nich trzy warstwy – muzyczna, tekstowa i graficzna – zdają się zlewać w jakby rozmytą, ale równocześnie wyrazistą całość. Wszystko zostało samodzielnie wyprodukowane przez Zachwyt. Jego muzyka przesycona jest olbrzymią przestrzenią, uzyskaną dzięki różnym efektom (oraz zdjęciom, które tę przestrzeń dodatkowo podbijają). W słynnych shoegaze’owych ścianach dźwięku Zachwyt zawarł zarówno dźwięki gitary elektrycznej, jak i akustycznej. Delikatniejsze momenty przeplatają się z pozornym hałasem, jednak wszystko łączy melodyjność, z jaką artysta snuje swoje opowieści. Jego przemyślenia, również balansujące na granicy jawy i snu, ukrywają się jednak między muzyką. Wokal jest raczej utrzymany z tyłu, niewyraźny, bardzo mglisty, momentami wspomagany damskim głosem – a jednak przewija się przez numery, niczym szept dobiegający z drugiej strony rzeczywistości. Zachwyt ujmuje swoją wrażliwością w niecodziennym wydaniu.
Epkę otwiera melodyjny i wpadający w ucho numer nic osobistego – zaczynający się lekkimi dźwiękami, po to, by zaraz uderzyć w słuchaczy zmasowanymi brzmieniami. Potem następuje petrichor o bardziej żywiołowym rytmie, za nim – podobnie dynamiczny czekam aż spadnie deszcz [sic!]. Całość zamyka kolejny numer, chwytający za serce może to dobrze, będący właściwie wokalnym duetem, który także zapada na długo w pamięci przez melodię i chwytliwy tekst.
Na pierwszy rzut oka ktoś mógłby powiedzieć, że nie ma tu zbyt dużej filozofii. Oczywiście sądzę, że jest inaczej. Rzeczywiście nie ma tutaj nadętego indywidualizmu i przekombinowania – zamiast tego mamy subtelną, szczerą introspekcję oraz selektywnie dobrane kompozycje i efekty, tworzące razem spójny obraz. Być może nie każdy odnajdzie się w tego typu muzyce – jednak w klimacie rocka alternatywnego i jego pochodnych Zachwyt wydaje się ciekawą gratką dla słuchaczy.
Zachwytu można posłuchać na portalu bandcamp, a także na Spotify, gdzie odsyłam zainteresowanych.
Zostańcie z nim na dłużej, bo jego działalność – choć na razie jeszcze dość świeża – zapowiada się bardzo obiecująco. Miejmy nadzieję, że za jakiś czas usłyszymy go na żywo.
Tekst: Weronika Boińska