Tylko w ciemności możemy naprawdę zobaczyć siebie – recenzja „Rzeczy, które robimy w ciemności”
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 16 kwietnia 2022
Rzeczy, które robimy w ciemności to najnowsza książka Dominiki van Eijkelenborg, która została wydana przez Wydawnictwo Kobiece. Jest to naprawdę wciągający kryminał z wątkami obyczajowymi. Od pierwszych stron pochłonął mnie i wplątał w historię pełną tajemnic oraz ludzkich tragedii. Do końca nie chciał puścić, zmuszając do spędzenia więcej czasu z bohaterami i przyglądania się ich cierpieniu.
Akcja rozgrywa się w Holandii, jednak nie znajdziemy tu zbędnych opisów miast czy przestrzeni, na której znajdują się bohaterowie. Dodaje to jednak klimatu tajemnicy, czegoś nowego – w końcu jedna z bohaterek przyjeżdża tam po raz pierwszy, a pewne zdarzenia zmuszają ją do zagłębienia się w nieraz niebezpieczne zakątki.
W książce splatają się losy Joanny, fotografki mającej wystawę swoich dzieł w Amsterdamie, i Lii – właścicielki bardzo cenionego holenderskiego magazynu. Co je łączy? Tajemnicza postać Tomasza, który staje się powodem złączenia żyć tych dwóch kobiet. Jednak to nie powieść obyczajowa, a kryminał. Lii nagle traci syna, policja nie chce współpracować, a na jaw wychodzą druzgocące fakty z przeszłości naszych bohaterów.
Kim jest Tomasz? Jest to obecny partner Lii, a także była, wielka miłość Joanny, która – gdy tylko widzi jego zdjęcie w gazecie – postanawia go znaleźć. Wróciły do niej wspomnienia, które próbowała stłamsić w sobie przez dwadzieścia lat. Szokuje ją to na tyle, że nie przychodzi na jeden ze swoich wernisaży, nie mogąc sobie poradzić z mnogością uczuć. Zmienia wszystkie plany i rusza na poszukiwanie danej miłości, która – jak sama mówi – zniszczyła jej życie.
Opowieść prowadzona jest z kilku perspektyw. Główne punkty widzenia należą oczywiście do fotografki i właścicielki magazynu, ale prócz tego czytelnik dostaje możliwość śledzenia wydarzeń oczami zaginionego syna czy policjanta, który prowadzi sprawę. Daje to szansę na samodzielne składanie niektórych wątków w całość, co niezwykle satysfakcjonuje, gdy kolejne puzzle pasują do naszej układanki.
Zawiązanie akcji (zaginięcie syna Lii) następuje dopiero koło setnej strony, tak że do tego momentu wydarzenia ciągną się dość powoli. Poznajemy wtedy bohaterki, dowiadujemy się, kim są, czym się zajmują i jakie mają relacje z innymi. Pomaga to zżyć się z nimi, choć jeśli mam być szczera – więcej emocji wzbudzała we mnie Joanna. To właśnie jej dotyczył wątek, który nazwałam „obyczajowym”. Poznajemy w nim wydarzenia z jej młodości, dowiadujemy się o początkach jej relacji z Julią – jej starą przyjaciółką – a także wcześniej wspomnianym Tomkiem. Uwielbiam ten wątek całym sercem i mogłabym przeczytać choćby całą książkę o ich życiach. Ich historia jest naprawdę poruszająca, a jej zakończenie… Tu musicie sprawdzić sami, jednak zaufajcie mi na słowo – warto dowiedzieć się, co się wydarzyło.
Ważnym aspektem każdego kryminału jest to, czy akcja została zakończona w satysfakcjonujący dla czytelnika sposób. Tu mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że tak, rozwiązanie sprawy zaginięcia syna Lii jest naprawdę sensowne i spaja wszystkie wydarzenia, więc nie ma wrażenia, że coś zostało niewyjaśnione czy napisane zbędnie. Choć w pewnym momencie stało się dla mnie ważniejsze, jak potoczy się relacja Joanny i Tomasza, a przez wątek kryminalnym pędziłam. Jednak to mocno subiektywna opinia, bo oba wątki są naprawdę wspaniałe.
Myślałam, że nie jestem fanką książkowych kryminałów, jednak tę opowieść czytało mi się naprawdę dobrze i bawiłam się przy tym świetnie. Dosłownie pochłonęłam ją na dwa razy, choć gdyby doba byłaby dłuższa, zrobiłabym to na raz. Niech to będzie zachęta dla osób, które nie obcowały z tym gatunkiem wcale – ta książka będzie idealna na początek. Natomiast jeżeli jesteście ich fanami – szybko pędźcie do księgarni po swój egzemplarz.
Miłego czytania!
Klaudia Karwan