Trigun – historia, jak nie robić remaków
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 13 maja 2023
Długo się zastanawiałem, czy pisać ten artykuł. Powodów jest wiele: po pierwsze, chcę tu napisać o remake’u niszowego anime z lat 90. Po drugie, chcę ten remake mocno skrytykować (zjechać wręcz), w momencie, gdy ogół ludzi wydaje się być z niego zadowolony. Natomiast mam wrażenie, że w dobie popkultury zjadającej własny ogon i zalewającej nas falami powrotów po latach, dobrze jest zastanowić się nad granicami w zmienianiu danej historii. Trigun, bo o tej marce chcę opowiedzieć, jest jednym z moich ulubionych anime, ale z konkretnych powodów. Zapraszam na moją analizę, ale ostrzegam, że będą spoilery.
Rewolwerowiec pacyfista
By nakreślić sytuację: w latach 90. ma premierę adaptacja mangi Trigun Maximum. Ukazuje ona postapokaliptyczny, pustynny świat, a w nim bohatera, samotnego rewolwerowca – Vasha Stampede. Na Vashu ciąży list gończy, nagroda w wysokości 60 mln dolarów i zarzuty zabicia ważnych ludzi oraz destrukcji wielu wiosek. W pogoń za rewolwerowcem wyruszają łowcy nagród i pracownice ubezpieczalni. Gdy wszyscy spodziewają się cynicznego brutala, Vash okazuje się pociesznym fajtłapą, a przynajmniej tak się zdaje. Wodzenie za nos tym, że Vash ukrywa swoje umiejętności, jest jednym z moich ulubionych elementów serii, a reakcje postaci, gdy w końcu zdejmie maskę, są bezcenne.
Temu możecie sobie wyobrazić mój ból, gdy remake zrezygnował z tego elementu praktycznie w całości. Pomimo nazwy Trigun Stampede, seria nie była już skoncentrowana na psychologicznym portretowaniu rewolwerowca. Zamiast tego prezentuje mocniej świat postapokaliptyczny, gdzie rządzi sekta modyfikowanych genetycznie zabójców. Nie mówię, że to źle, ale taka zmiana kierunku narracji odebrała to, co w Trigunie było moim zdaniem najciekawsze. Opowieść o istocie o wielkiej mocy, która z niej nie korzysta.
Filozofio, Won
Siłą oryginału była faktyczna analiza psychologiczna tematu, które wiele dzieł nie traktuje z należytym szacunkiem – pacyfizm. Vash nie zabija. Unika odbierania życia i uważa to za granicę, której nigdy nie przekroczy. Seria pełna jest sytuacji, w których Vash musi zastanowić się nad swoją moralnością. Dyskutuje o tych tematach z innymi bohaterami. Jego przyjaciel Wolfwood zabija tych, którzy na to zasłużyli, temu ich rozmowy są wręcz filozoficznymi dysputami. Co najciekawsze: Vash przekroczył granicę. Musiał zmierzyć się z zagrożeniem, którego inaczej nie mógł pokonać i scena, w której idzie on do głównego villaina serii, Knivesa, wiedząc, że jest gotów pozbawić go życia, do dziś dzień budzi we mnie ciarki.
Tymczasem w remaku Vash jest gotów zabić Knivesa już w drugim odcinku, tylko mu się nie udaje, bo protagonista został pozbawiony większości swoich umiejętności.
Jak (nie) odnawiać
Nie jestem przeciwny zmianom w remake’ach, wręcz przeciwnie, hołduję im. Natomiast uważam, że w dziele zamyka się jakaś niewytłumaczalna idea, bez której samo dzieło nie może istnieć. The Thing jest świetnym remake’em The Thing from Another World pomimo tego, że całkowicie zmieniło postać kosmity, ale zachowało ideę strachu przed nieznanym. Trigun nie zachował żadnej idei oryginału. Remake jest dobrą serią, ale ja nie dam rady go oglądać, zamiast tego wracam do oryginału. Jestem starym dziadem.
Autor: Stankiewicz Szymon