Słoneczniki i gliniany smrodek
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 10 sierpnia 2022
Moja obecna praca wymaga ode mnie szybkiego poruszania się po wielu miejscach Krakowa. Siłą rzeczy trafiam na dużo różnych ludzi. Rano na tych zaspanych biegnących do pracy, do których z resztą się dołączam, bo nie jestem rannym ptaszkiem. Po południu na zamyślonych w odmętach pracy, a wieczorem na spoconych i widocznie zmęczonych. Mijam ludzi starszych i młodszych, uśmiechniętych i zasmuconych, i zdarza się też że zdenerwowanych. Przekrój jest ogromny, a ja z każdymi muszę się dogadywać.
Wczoraj z równowagi wyprowadziła mnie starsza Pani, która szła z pieskiem na spacer. Byłam zapatrzona w telefon, bo to on stanowi podstawę mojej pracy, ale staram się ograniczać używanie go na wszystkich przejściach, drogach i chodnikach, żeby nie wyrządzić krzywdy sobie, ani komuś innemu. I tak – poruszam się pieszo, nie jestem kierowcą, co w tej sytuacji jest raczej dosyć istotne.
Tak więc wczoraj, po całym dniu pracy, a pracuje dziennie po 11 h, jadę na ostatnie spotkanie! Co prawda dokładnie po drugiej stronie miasta względem tego, gdzie mieszkam, wiec droga powrotna zajmie mi godzinę, ale to już nieważne, końcówka, dam radę. Jestem akurat w trakcie rozmowy z moim chłopakiem, więc tym bardziej aura wieczora jest dla mnie radosna. W trakcie rozmowy okazuje się, że nie zdążył kupić sobie jedzenia na nockę w pracy, więc postanawiam jak najszybciej uwinąć się na spotkaniu, żeby móc zrobić dla niego zakupy i jeszcze przetransportować się z nimi z Bronowic do centrum Wieliczki.
Idę i odpisuję na wiadomość. Z tego żyję, bo sama utrzymuję się na studiach już od 2 lat. I nieważne, ile bym się wybielała, tłumaczyła, wyjaśniała – fakty są takie, że często gapię się w ten telefon, w 90% przypadków z powodu pracy. I naprawdę nie uważam, że jest to powód do wyzywania mnie tekstami: „zaraz we mnie wleziesz idiotko”, chociaż to i tak nic przy groźbach pobicia na skrzynce, bo faktura przyszła później niż zwykle (sic!). I chociaż naprawdę przejmuję się takimi sytuacjami, mimo że szefowa powtarza mi, że gruba skóra to podstawa, to chyba dopóki mogę, wolę jej nie wkładać.
Zamiast tego chciałabym teraz i do końca mojego życia być jak Państwo, których spotkałam w tramwaju wracając z pracy. Dwójka starszych ludzi, Pani w jeansowej spódniczce i różowym futrzastym sweterku, Pan w spodniach w kant i białej koszuli. Z ogromnym bukietem słoneczników w prawej dłoni, wąchali sobie nawzajem buty, bo chodzili po łące, na której było dużo gliny i chcieli wybadać, czy któreś z nich nie weszło w psią kupę.
Faustyna Górska