Scena należy do młodych – VillaSoundBilbao 2021
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 14 maja 2021
W życiu bywa tak, że trzeba znaleźć się w dobrym momencie i odpowiednim czasie. Biorąc pod uwagę sytuację pandemiczną w Hiszpanii, nie zakładałam, że uda mi się tutaj wybrać na koncert*, bo jak to w czasach koronawirusa, z obostrzeniami słuchać muzyki młodych, niezależnych, pełnych energii? Program VillaSoundBilbao udowodnił, że się da, i to nie tylko we wspaniałym stylu, ale także bezpiecznie i z dystansem.
VillaSoundBilbao to nowa inicjatywa muzyczna, mająca na celu promocję rozwijających się zespołów lokalnych i przybliżanie całego spektrum dźwiękowego Hiszpanii. Na to wydarzenie, które trwało przez cały kwiecień i marzec, składały się rozmowy dotyczące branży muzycznej, w tym przyszłości muzyki na żywo i streamingu, program mentoringowy dla 6 zespołów z nagrodami oraz festiwal. Część FEST stanowiła niesamowitą okazję dla wszystkich spragnionych uczestnictwa w koncertach. Profesjonalne jury VillaSoundBilbao wybrało łącznie 12 kapel z Kraju Basków i Navarry, a każdej z nich towarzyszyły grupy zaproszone do grania jako support. Dodatkowo w różnych częściach miasta odbywały się performanse solistów i zespołów wybranych przez organizatorów.
https://bilbaogazte.bilbao.eus/es/bilborock/villasound-bilbao/
Niestety nie udało mi się uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach dla publiczności, trochę z racji tego, że studia zajmują niekiedy czas, a z drugiej strony dlatego, że reżim sanitarny nie pozwalał na tłoczenie się w salach koncertowych. Z tego ostatniego powodu moja pierwsza próba skończyła się fiaskiem. Gdybym pojawiła się w ostatni dzień kwietnia kilkadziesiąt minut wcześniej, być może nie musiałabym zawiedziona zawrócić do domu. Na całe szczęście, w następną sobotę naprawiłam swoje błędy i ustawiłam się w kolejce znacznie wcześniej. Mój wewnętrzny realizm, połączony z pesymizmem nie pozwalał mi cieszyć się uczestnictwem w tym wydarzeniu, aż nie usiadałam na wyznaczonym miejscu w siedemnastowiecznym kościele przerobionym na przestrzeń kulturalno-artystyczną niedaleko starej części miasta o nazwie Bilborock.
Już prawie zapomniałam, jakie emocje towarzyszą słuchaniu muzyki na żywo. Tęskniłam.
8 maja miałam okazję posłuchać dwóch zespołów, post-punkowego La Trinidad z Malagi oraz electro-punkowego, psychodelicznego VVV z Madrytu.
LA TRINIDAD
La Trinidad to trio, które zaczerpnęło swoją nazwę z historycznej części Malagi. Sixto, Carlos i Jorge grają power/synth pop połączony z punkiem, co można określić zbiorczo jako wybuchowy post-punk. Na koncie mają dwie płyty EP, „El Peligro” (2018) oraz „Nuevas Dignidades” (2019). W 2020 roku wydali album „Los Edificios Que Se Derrumban”, który trwa niecałe 35 minut.
Zespół inspiruje się takimi artystami jak David Bowie, The Clash czy The Smiths. W swoich utworach często wykorzystuje melodyjną recytację zamiast typowego śpiewu. Na swojej ostatniej płycie poruszają zagadnienia takie jak reorganizacja miast pod turystów czy ciągłe zmiany lokalizacji ulubionych miejsc. Ogólnie trio wskazuje na miastową dekadencję. Tak przedstawia się pierwsza warstwa tekstowa kawałków. Metaforycznie można tu mówić o załamaniach i upadkach wewnętrznych, które w odniesieniu do tego, co mówione wprost, stanowią zaledwie cząstkę tego, co dzieje się w naszym codziennym otoczeniu. Nie brakuje także odniesień polityczno-społecznych.
Jest refleksyjnie i w punkowym stylu. Jak to jednak zwykle bywa, nie da się tutaj wskazać jednego gatunku. Do głośności i wrzasków dochodzą dobrze brzmiące gitary oraz trochę syntezatorów. Samo trio w wywiadach mówi, że grają też pop. Jakkolwiek nazwać tę mieszankę, warto dać im szansę. Szczególnie, że na żywo bije od nich niesamowita energia.
VVV / Trippin’ You
La Trinidad stanowiło dobrą rozgrzewkę przed występującym po nich trio VVV. Ten zespół z Madrytu to hałas, współczesność i balans pomiędzy ciemnością a klubową feerią barw. Alternatywne teksty łączą się z psychodelicznym elektro-punkiem, a wokale, często z wykorzystaniem efektów specjalnych brzmią zarówno jak nie z tego świata, jak i sprzed kilku lat na koncertach w latach 70. i 80. Nagrania finalne często przypominają dema. Nieprzypadkowo, gdyż to one właśnie zostały wykorzystane na albumach EP. Pobrzmiewa tutaj także idea ducha DIY.
Tekstowo jest personalnie, o tym, co wewnętrznie boli, ale nie tylko. Nie brakuje także odniesień do polityki i współczesnego społeczeństwa. Głównie chodzi o to, żeby smutek przekuwać w gniew, który doprowadzi do rewolucji, o czym mówił Adrián, członek zespołu, w jednym z wywiadów. Słowa pobudzają do refleksji, a warstwa muzyczna do tańca. Kawałki tworzone są przez generację młodych dla młodych. Nie ma tutaj mowy o nostalgii.
Co ciekawe, chociaż zespół gra mieszankę wszystkiego, to czerpie dużo z popu i gatunku muzyki elektronicznej, który rozwinął się w Walencji jako bakalao.
W 2018 VVV wydało swoją pierwszą płytę długo grającą „L’ennui”, dwa lata później pojawiła się popularna wśród fanów tria „Escama”. Wspólnie z Luz Futuro nagrali cztero-utworowe EP „Cólera / Mi Sange”.
Podczas tego koncertu bardzo żałowałam, że ograniczenia nie pozwalały na klubową atmosferę. Z racji pandemicznych restrykcji podczas występów należało siedzieć na krześle czy tam fotelu.
Podsumowując to doświadczenie koncertowe, widziałam, jak wielu ludziom brakuje możliwości słuchania muzyki na żywo i jak bardzo tęskni się za eventowymi szaleństwami. Ilość osób, która przewinęła się przez festiwal VillaSoundBilbao pokazuje, że właśnie muzyka stanowi nieodłączny element życia sporego grona osób, i że kontakt artyści_stki/publiczność jest nie do zamienienia na live streaming. Chciałabym powiedzieć: żałuję, że nie udało mi się zobaczyć więcej zespołów, ale powiem: cieszę się, że życie na żywo powoli wraca w bezpieczny sposób, gdyż nie ma nic piękniejszego od uno, dos, tres, wybijanego pałeczkami do perkusji i pierwszego riffu, który automatycznie przenosi do tu i teraz. Wszystko inne przestaje mieć znaczenie.
Julia Mikzińska
* Jestem w Bilbao w ramach Erasmusa.