O miejscu, gdzie sen miesza się z historią – recenzja spektaklu „Sen o Podgórzu”
Autor: Redakcja Online dnia: 11 listopada, 2025
Scenarzysta nie kłamał, określając historię o panu Bednarskim, spacerującym do połowy mostu oraz o innych ważnych dla historii Podgórza osobistości, mianem „Snu o Podgórzu”. Była to półtoragodzinna, muzyczna, wypełniona po brzegi legendami, mitami i ludzkimi historiami – opowieść w iście onirycznym klimacie. Ale od początku.
„Od chwili, gdy na stałe zamieszkaliśmy w krakowskim Podgórzu, nosiłem w sobie marzenie, by na deskach naszego teatru ożyły tutejsze historie. Podgórze – nasz dom – również opowie swoją.” – powiedział Jerzy Zoń, dyrektor Teatru KTO, na jesiennym otwarciu 49. sezonu artystycznego. Dokładnie tak też się stało. Z okazji obchodów 110. rocznicy połączenia (choć w kontekście spektaklu lepiej byłoby rzec – zaślubin) Krakowa z Podgórzem, na deskach Teatru KTO pojawił się nowy muzyczno-słowny spektakl pt. „Sen o Podgórzu, czyli pan Bednarski spaceruje do połowy mostu”. Za scenariusz i reżyserię odpowiada Paweł Szumiec, z kolei kierownictwem muzycznym i aranżacją zajął się Aleksander Brzeziński.
Kiedy zostajemy wpuszczeni na widownię i po raz pierwszy patrzymy na przygotowaną scenę, spektakl zapowiada się bardzo niepozornie. Za scenografię służą: dwa duże ekrany po bokach, wyświetlające tytuł spektaklu oraz jeden główny, środkowy ekran z herbem Podgórza. Na środku stoją również dwa wysokie słupy, a pod jednym z nich siedzi biała, nieruchoma postać z prostym kijem – ci bardziej spostrzegawczy od razu zauważą, że jest to postać z herbu, a konkretnie Herkules bez maczety we własnej osobie. Po lewej stronie sceny mamy kilka instrumentów a po prawej ławkę parkową. I to tyle – tak jak mówiłam, początek wygląda bardzo niepozornie.

Ale tylko do czasu aż zgasną światła. Bo wtedy zaczyna się prawdziwa magia.
Nagle zostajemy przeniesieni do zupełnie innego świata – świata pełnego: gry świateł, mnóstwa żywych kolorów, niesamowitej i bardzo klimatycznej muzyki (wykonywanej na żywo!) oraz oczywiście porywających i bardzo charyzmatycznych bohaterów. Ale tak naprawdę to nie jest tylko jeden świat. Uzdolnieni artyści i artystki Teatru KTO zabierają nas w prawdziwą podróż w czasie – i tak oto w szeregu krótkich scenek (choć może lepiej określić je mianem skeczy, gdyż pełno w nich humoru i mrugania okiem do publiczności):
- jesteśmy świadkami powstawania wolnego miasta królewskiego Podgórze w 1784 roku, określanego też często mianem „Galicyjskiej Ameryki” i oferującego wszystko to, co może kojarzyć się z amerykańskim snem;
- obserwujemy sen Antoniego Matecznego, w którym zjawiły się mu przepiękne Solanki i Borowina, i który to sen, zapoczątkował wydobywanie leczniczej wody zdrojowej; (PS podobno taka woda była w stanie odmłodzić każdego, nawet Herkulesa!)
- składamy muzyczny hołd Agnieszce Jałbrzykowskiej – założycielce pensji dla dziewcząt, która za swoje zasługi dla miasta została w 1887 roku, jako pierwsza kobieta w historii, odznaczona nagrodą Honorowej Obywatelki Miasta Podgórza;
- wyruszamy na spacer z tytułowym panem Bednarskim. Ale tylko do połowy mostu!
- bierzemy udział w koncercie Toniego Keczera – wokalisty zespołu Czerwono-Czarni (tego samego, co w latach 60 śpiewał przed występem The Rolling Stones. A nie, momencik! Po którego występie śpiewali The Rolling Stones, on był pierwszy, oni drudzy – warto to podkreślić);
- oraz widzimy też wiele, wiele innych rzeczy, ale zdecydowanie nie ma co zdradzać wszystkiego.
Kiedy myślę o tym spektaklu, zachwycam się przede wszystkim trzema rzeczami.
Po pierwsze, to jest niesamowite, ile faktycznie historycznej wiedzy da się przekazać w tak krótkim czasie i tak niezwykłym formacie. „Sen o Podgórzu” to nie jest po prostu historia o kilku legendarnych ludziach. To opowieść, w której ci ludzie, z krwi i kości (duży ukłon w stronę scenarzysty za sposób wykreowania postaci), sami snują własne historie, uchylając publiczności rąbka tajemnicy tego, jak wyglądały ich losy. Opowieść, w której sen momentami trochę miesza się z historią, tworząc przy tym coś nadzwyczaj interesującego.
Po drugie, oprawa muzyczna, która zdecydowanie dodawała każdej scenie uroku (a może lepiej – pazura?). Samo już doświadczenie słuchania muzyki, wykonywanej na żywo było w pewien sposób zachwycające – i zespół oraz aktorzy zdecydowanie pokazali swoje muzyczne talenty. Jednak na uwagę zasługują tutaj przede wszystkim same utwory, napisane przez Andrzeja Sikorowskiego, które znakomicie oddawały klimat różnych podgórskich opowieści. I co najważniejsze, wpadały w ucho! Naprawdę nie zliczę, w ilu momentach chciało się zatańczyć albo zaśpiewać wspólnie z bohaterami.
Ponadto po trzecie, końcowe owacje na stojąco zdecydowanie nie były przesadzone. Uważam, że obsada Teatru KTO poradziła sobie z tym spektaklem fenomenalnie. Świetna kreacja i interpretacja bohaterów, mnóstwo szybkich przebieranek oraz przechodzenia z jednej roli w inną (generalnie same stroje też zasługują na docenienie – widać, że były przemyślane, dopracowane i dobrze oddawały koloryt czasów, w jakich w danym momencie rozgrywała się akcja), a także piękna ekspresja zarówno głosem, jak i ciałem – po prostu nic dodać, nic ująć.
Podsumowując, wybranie się na spektakl „Sen o Podgórzu, czyli pan Bednarski spaceruje do połowy mostu” w wykonaniu Teatru KTO to moim zdaniem bardzo dobry pomysł na spędzenie wolnego wieczoru. Polecam go wszystkim – i tym bardziej, i tym mniej zainteresowanym lokalną historią. Myślę, że już same odwiedziny w podgórskim teatrze mogą okazać się naprawdę wyjątkowym przeżyciem – w końcu, jak to głosi sam opis spektaklu na oficjalnej stronie: „dotyk Podgórza wciąż potrafi być inspirujący”.
Wychodząc z teatru, odczuwa się głęboki niedosyt, a zwyczajna, choć tętniąca życiem krakowska rzeczywistość zdaje się działać jak prawdziwy kubeł zimnej wody. Wsiadając w tramwaj – w rzeczoną ósemkę z tego samego przystanku, który był tam od zawsze – i próbując w drodze powrotnej odtworzyć w pamięci wszystkie niesamowite sceny, ostatecznie docieramy do domu z myślą: czy to wydarzyło się naprawdę? A może faktycznie był to tylko krótki sen?
Jeśli odpowiedź jest twierdząca, wtedy konkluzja jest tylko jedna: zdecydowanie chciałoby się móc wyśnić go jeszcze raz.
Wiktoria Krzesicka