Nie doczekam się Dyngusa
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 10 kwietnia 2020
Cały czas mnie zaskakuje to, jak wiele różnych zwyczajów jest związanych ze Świętami Wielkanocnymi. Najbardziej neutralnymi, a zarazem takimi, które najchętniej bym poznał, to potrawy, które przygotowuje się na nadchodzącą uroczystość. W każdym domu może wyglądać to inaczej. I to jest super! Masa różnych potraw. Jakie by one nie były – wszyscy czekamy, żeby się nawpychać, a potem znów liczyć na to, że do wakacji zrzucimy zbędne kilogramy. Nie oszukujmy się. Lubimy wpierd… *echem* …szybko jeść. Mimo tego, że jedzenie jest istotnym punktem na liście „za co kocham Święta”, to są też inne zwyczaje. Większość pojawia się w całej Polsce, a niektóre tylko w pewnych regionach. Chyba każdy słyszał o Lanym Poniedziałku, zwanym też Śmigusem-Dyngusem? Może nie wszędzie się go praktykuje, ale tam skąd ja pochodzę, ludzie bardzo lubią tę tradycję. Nie mam pojęcia, co ona ma symbolizować, ale kto zadaje takie pytania, kiedy możesz kogoś zlać wodą w imię świątecznych zasad? Słyszałem też o zwyczajach w pewnych regionach, gdzie się wyrywało sąsiadom bramę, czy tam okna malowało. Nie wiem, o co z tym chodzi, ale może po prostu to świąteczny sposób na pokazanie sąsiadowi, jak bardzo go kochamy. No i jest też klasyk – zajączek wielkanocny. Jedna z najbardziej rozpowszechnionych tradycji, która jest kompletnie bez sensu, ale jednak wszyscy ją lubią. Mam nawet znajomego, który za dzieciaka próbował mi i naszym kolegom wcisnąć, że widział zajączka. Serio. Niezależnie od tego, czym się ludzie kierują, oblewając się wodą, czy też dewastując sobie podwórka, dobrze by było, gdyby pogoda dopisywała nam wszystkim w ten piękny świąteczny czas. A z tym bywało różnie.
Jako dziecko, bardzo chciałem móc się z innymi oblewać wodą w Lany Poniedziałek. To było trochę jak paintball dla dzieci. Można strzelać do siebie z pistoletów i nie da się wmówić, że się nie oberwało, bo wszyscy widzą kto dostał, a kto nie. Poza tym… Pistolet! Coś, co docelowo jest niebezpiecznym narzędziem nagle dostaje wersję „dla dzieci”. Można do siebie strzelać. STRZELAĆ! Które dziecko nie chciało móc sobie postrzelać? Nie dlatego, żeby kogoś krzywdzić. Po prostu strzelanie jest niebezpieczne, a jak wszyscy wiemy, dzieci lubią to, co jest niebezpieczne. Inaczej nigdy byśmy nie próbowali łapać ognia. Co nie? Prawda? Nie mówcie, że tylko ja próbowałem to zrobić…? W każdym razie… Skoro pistolet otrzymał swoją bezpieczną wersję „na wodę”, to było to najlepszą zabawką dla dzieci. Nie jakieś sikające jajko! Serio… Kto wymyślił sikające jajko? Balony z wodą, albo pistolety, które miały różne wersje. Od tych co pryskają małymi strumieniami po naciśnięciu za spust, aż po te ciśnieniowe ze zbiornikiem, który nosiło się na plecach. Tak! Pojawiało się jednak kilka problemów, które nie pozwalały mi cieszyć się Lanym Poniedziałkiem.
Pierwszy problem, to nie jest coś tragicznego. Sprawiało jednak, że zabawa nie była tak super, jakby się tego chciało. Mieszkałem na przedmieściach. W swoim sąsiedztwie miałem niewiele osób, z którymi spędzałem czas. Gdybym chciał się postrzelać wodą z kimś, musiałbym pójść na sąsiednie osiedle i spróbować się wkręcić w towarzystwo osób, które już w dzieciństwie były dla mnie uosobieniem patologii. Nawet jako parolatek wiedziałem, że pewne grupy lepiej jest omijać szerokim łukiem. Dzisiaj jestem sobie za to wdzięczny, ale wtedy był to ból, bo nie zawsze zgrywałem się czasowo ze swoimi kolegami.
Problem drugi wiąże się z ostatnim zdaniem poprzedniego akapitu. Zgranie czasowe. Pamiętajmy, że Lany Poniedziałek to jest drugi dzień Świąt. W wielu domach jest to dzień, w który także idzie się do kościoła. Tak było też u mnie. I zazwyczaj jechaliśmy na godzinę 12.00. Przypominam, że mieszkaliśmy na przedmieściach, więc trzeba było uszykować się już wcześniej. Krótko mówiąc, rano jadłem śniadanie i szykowałem się do kościoła, z którego wracałem jakoś koło 13.00. A w czym problem? W tym, że Śmigusa-Dyngusa obchodziło się do… właśnie 12.00. Po dziś nie wiem, co to za wymysł. Dzień się ledwo zaczął i już po zabawie. Gdy ja ładowałem pistolet, to wszyscy siedzieli w domach. O co chodzi?! Co się z dzieciakami działo, że nagle wszyscy w domach siedzieli?! Nie było wtedy komputerów tak rozpowszechnionych! Jak będę miał kiedyś dzieci i któryś z rówieśników powie im, że oblewa się wodą tylko do 12.00, to osobiście smarkacza trytytkami przypnę do ogrodzenia i razem ze swoimi dziećmi będziemy w niego rzucać balonami z wodą. Nikt nie będzie psuł Lanego Poniedziałku moim dzieciakom!!!
Problem trzeci, to ten, na którym najbardziej chciałem się skupić, no ale wyszło jak wyszło. Odkąd pamiętam, to strasznie ciężko było wyjść oblewać się wodą. Nie chodzi już nawet o to, co omawiałem wcześniej. Zdarzały się takie Lane Poniedziałki, kiedy mogłem wyjść, ale pogoda była przeciwko mnie. Albo wiał wiatr, albo było zimno, albo padał deszcz… Naprawdę… Mało który żart jest dla mnie tak nieśmieszny jak ten, że „pogoda nam Dyngusa zrobiła”. No ale dobra… Nie dało się wyjść, więc męczyłem rodziców w domu. Oni na szczęście potrafili przywołać tego „ducha dzieciństwa” i potrafili mi dostarczyć rozrywki w Lany Poniedziałek. Za to jestem im bardzo wdzięczny! Wywalone w zajączka. Nigdy mnie specjalnie nie obchodził. Ja chciałem tylko wodną wojnę!
W podsumowaniu zawrę główną myśl. Ten tekst miał wyglądać inaczej, ale spisywanie myśli nadało mu taki kształt, jaki widzisz. Te Święta zapowiadają się naprawdę mega pogodne. I co? I życie jak zawsze pokazuje mi, że nie mogę się bawić w Lany Poniedziałek. Tym razem to koronawirus psuje mi „Dyngusa”. Nie wybaczę śmieciowi! Do Ciebie, drogi Czytelniku, mam gorącą prośbę. Pomóż mi i razem rozwalmy tego wirusa. Choćby nie wiem jak ładna pogoda była, nie wychodź z domu. Serio. Uwierz, że dla mnie to jest ogromny ból, ale sam też nigdzie się nie wybieram. Za to za rok bardzo chętnie przyłączę się do zorganizowania jakiejś „wojny wodnej”. I będzie ona trwała cały dzień! Nie do 12.00. Cały dzień!
Tekst: Marcin Hubka
Przyp. red.: U mnie w domu w Poniedziałek zjeżdża się cała rodzina i ganiamy z kuzynami po ogródku, lejąc się wodą (mimo że najmłodszy z nas ma w tym roku 15 lat xD) i to przez cały dzień! Dziwne są Twoje zwyczaje, autorze. Poza tym, co to za wypierdki, jakieś pistolety. Wiadro albo butelka wjeżdża u nas w dziesiątej minucie starcia (co prawda obniża mobilność, ale daje powalający efekt). Za rok zapraszam Cię na moją wodną bitwę – pięciu facetów i ja jedna. Wybierz drużynę!