Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Koronawirus sparaliżował świat. Pozamykano szkoły, uczelnie, niektóre zakłady pracy, instytucje publiczne. Międzynarodowe siatki dostawcze zostały przerwane, polski rząd wprowadził stan epidemii, każdego dnia docierają tragiczne informacje z Włoch, Hiszpanii, Niemiec i Stanów Zjednoczonych. Pandemia ma wpływ na funkcjonowanie wszystkich elementów życia społecznego, działa również na nasze dialogi wewnętrzne. Skutki nowego wirusa na obiektywnej płaszczyźnie fizycznej są tragiczne. Będąc jednak młodą, naiwną zapewne optymistką, wierzę w to, że ta sytuacja może, oprócz oczywistego zła, przynieść trudne, ale konieczne dla współczesności lekcje. Oto, co dobrego daje nam koronawirus.

Uwspółcześnia nasze cierpienie

Minęły już czasy kolejek i kartek, opiewane przez dziadków i znienawidzone przez rodziców. Nie można już wykazać się heroizmem nocnego koczowania pod sklepem na mrozie po cukier. Nie da się przeżywać konfliktu tragicznego, stojąc przed dylematem: pralka, czy buty? Patrząc jeszcze dalej, nie można cierpieć, czekając na Napoleona, roznosić ulotek powstańczych czy uczęszczać na podziemne komplety. Martyrologia naszego narodu wydawała się być rozdziałem skończonym, polerowanym dokładnie medalem, powieszonym na przeciwko wejścia (tak, żeby wszyscy widzieli). A jednak nie. Możemy poczuć przypływ wartkiej krwi, adrenalinę, znowu przeżywać kolektywnie, współodczuwać i cierpieć, tym razem jednak – z całym światem. Jest to cierpienie demokratyczne, współczujące, równie niezasłużone, dotykające ludzi każdej klasy, rasy i orientacji seksualnej – cierpienie na miarę współczesności.

Aktywizuje i łączy wspólnoty

Mieszkając na wsi o populacji sięgającej około trzech tysięcy mieszkańców, mam okazję obserwować powroty. Do rodzin wracają pracujący za granicą ojcowie, wujkowie, matki i córki i, lekceważąc zasady kwarantanny, organizują rodzinne spotkania. Wspólnota reaguje, otwartymi sprzeciwami, obalając sąsiedzkie fasady uprzejmości, odsłaniając szczerze firanki, by z poczuciem obowiązku obserwować otoczenie. Dla wspólnego dobra. Lokalne grupy facebookowe ruszają – informują o niebezpieczeństwach, przypominają o środkach prewencyjnych, piszą: dzwońcie na policję jeśli wasz sąsiad po powrocie z Monachium, Berlina, czy innego Thedford wybiera się do sklepu po niezbędną agrowłókninę. Małopolscy Patrioci współpracują z młodzieżą z tęczowymi torbami szyjąc maseczki ochronne, robiąc zakupy schorowanym babciom. W przestrzeni publicznej ujawnia się nagle lokalny patriotyzm i, ku mojemu zaskoczeniu, uświadamiam sobie, że też go czuję.

Przypomina o instynktach

Nie trzeba wybitnych antropologów, żeby wiedzieć jak działa człowiek w niebezpieczeństwie. W sytuacji zagrożenia życia, kontrolę nad działaniami przejmuje natura. Dlatego nie dziwię się, gdy słyszę o mężczyźnie, który, uciekając przed kwarantanną, zajechał z Pomorza na Podhale. Jego taksówkę zatrzymała policja. Zdjęcie ludzi w białych kombinezonach na rynku sąsiedniej miejscowości wysłała mi przyjaciółka. To sprawia, że zastanawiam się: co ja bym zrobiła? I wiem tylko jedno – że nie wiem. Nie ufam samej sobie, szukam oparcia w ludziach wokół mnie, w zasadach, które mi wpojono, w odpowiedzialności, poświęceniu, wracam do korzeni, bojąc się tego dzikiego, nieuświadomionego w sobie. 

Pozwala przetestować swoją odpowiedzialność

Czy zadzwonię na policję, by zgłosić brak rozwagi sąsiada? Czy zrezygnuję z siłowni, z wyjść do kina? Czy poradzę sobie za granicą, w obcym miejscu, bez żony i dzieci, czy stchórzę i wyjadę, ryzykując zarażeniem staruszki? Powracamy do konfliktów moralnych. Do indywidualnych decyzji, mogących zaważyć na zdrowiu i życiu rodziny i obcych ludzi. W obliczu pandemii, dowiaduję się prawdy o sobie i swojej odpowiedzialności. Otrzymuję lekcję – tę, o której zawsze mówi Jordan Peterson – nie wiesz kim jesteś, dopóki nie przejdziesz próby. Nie zakładam więc, że podczas tej pandemii, to ja zachowam się tak, jak należy. Uczę się pokory.

Ucina romantyczne mrzonki o bólu

Do wszystkich nierozważnych romantyków: obyśmy nie musieli odbywać tej lekcji.

Jeśli więc przeżyjemy ten kataklizm, staniemy się mądrzejsi na jakiś czas, bardziej pokorni, mniej pewni swojej prawości. Co nas nie zabije, to nas wzmocni i dużo nauczy.

Tekst: Maria Suska


Kontynuuj przeglądanie

Poprzedni artykuł

W ogrodzie obfitości


Miniatura

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close