Kultura osobista w kinie
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 16 czerwca 2020
Z powodu panującej pandemii koronawirusa wszystkie kina zostały zamknięte. Od szóstego czerwca niektóre z nich mogły się otworzyć. Warto w tym momencie, z lekkiej perspektywy czasu, napisać parę zdań o najbardziej denerwujących (przynajmniej mnie) zachowaniach ludzi w tych placówkach kultury. Nie twierdzę, że jest to kompletna i jedyna słuszna lista, ponieważ każdego mogą denerwować różne rzeczy. Będzie to bardzo subiektywny zbiór „przypadków”, przez które chodzenie do tego przybytku może stać się utrudnione.
Przez wiele lat w kinie udało mi się zaobserwować kilka największych grup zachowań, które doprowadzają mnie do szału podczas siedzenia na sali.
Pierwszym i najgorszym typem jest dla mnie spóźnianie się na seans. Przychodzenie widzów na salę podczas reklam jest jeszcze do wytrzymania, ale czy naprawdę ludzie nie posiadają względnie sprawnych zegarków, które pozwoliłyby im odpowiednio odmierzyć czas i w dobrym momencie wejść na salę? Właściwie na każdym seansie na jakim byłam (a przynajmniej na większości) pojawiali się tacy, którzy mieli w poważaniu to, że film już się zaczął i na spokojnie siadali na swoich miejscach. A przy tej okazji przepychają się między ludźmi, bo akurat za nimi jest ich miejsce. W przypadku gdy jest chłodniej, ludzie noszą ze sobą kurtki, które „rzucają” na siedzenie obok i muszą w takim momencie oderwać uwagę od filmu na przeniesienie swoich rzeczy w inne miejsce. I trzeba to zrobić względnie szybko i bez denerwowaniu innych współwidzów. A w ciemnej sali jest to znacznie utrudnione. Raz mi się tak przydarzyło, że jedna osoba bezceremonialnie wzięła moje rzeczy z miejsca i mi je podała. Na przyszłość nie bądźcie takimi bucami i w razie czego grzecznie poproście inną osobę, aby to zrobiła, a nie zachowujcie się, jakbyście byli u siebie i wszystko do Was należało.
Innym, bardzo denerwującym problemem jest rozmawianie, SMS-owanie lub korzystanie z telefonu podczas seansu. Naprawdę jest aż tak ciężko wytrzymać bez komórki dwie godziny? Świat się przecież nie zawali, a korona niektórym ludziom z głowy nie spadnie, jak przez jakiś czas nie będą wiedzieli, co się dzieje na świecie. Dodatkowo, nie można korzystać z telefonu na przyciemnionym ekranie, tylko podkręcić światła tak, aby wszyscy za tą osobą widzieli, na co patrzy. Reklamy o wyłączeniu lub wyciszeniu urządzeń i tak nic nie dają, bo każdy ma je w nosie.
Powyższy element w pewien sposób przenika się z inną bardzo denerwującą rzeczą. Jest nią to, że ludzie na bieżąco muszą komentować i dyskutować o tym, co się aktualnie dzieje na ekranie. Jakby to nie mogło poczekać do zakończenia, kiedy na spokojnie będzie można skomentować to, co się właśnie zobaczyło. Ale nie, bo trzeba mówić o każdym zwrocie akcji, który właśnie się pojawił. I to najlepiej na pół sali, bo jest głośno i trzeba dobitnie skomentować daną sytuację. I to, jak dla mnie, jest największy przejaw braku kultury innych osób względem współwidzów. Zwłaszcza jak do tego się doda kopanie w siedzenie przed, bo jest za mało miejsca między rzędami. Mam pełną świadomość tego, że wysocy ludzie mogą mieć z tym problem, ale mogą przynajmniej starać się to robić w miarę delikatnie, a nie z pełną mocą.
Trzecim największym „zarzutem” względem pewnej części widzów jest głośnie jedzenie i picie podczas oglądania filmu. Po raz kolejny to piszę: w sali kinowej nikt nie jest u siebie i należy mieć względem siebie jakieś minimum szacunku i postarać się, aby jeść i pić w miarę cicho i nie przeszkadzać innym. Zwłaszcza na filmach, na których jest dość cicho i jakikolwiek szmer i dźwięk mogą w znaczny sposób utrudnić jego odbiór. Już nie piszę tutaj o filmach, na których nie należy przynosić ze sobą jedzenia (jak na przykład WołyńSmarzowskiego), bo to jest zwykły brak szacunku względem tematyki dzieła. Z tym też jest powiązana kwestia taka, że jakaś część ludzi zostawia po sobie rozwalony popcorn czy nachosy, których nie chce im się po sobie sprzątać. No bo przecież od tego jest obsługa kina i za to jest im płacone. Ciekawe czy tacy ludzie w domu też robią bajzel i po sobie nie sprzątają, bo mają od tego innych ludzi. Na pewno dla tej grupy jest specjalne miejsce w piekle.
Jednym z innych przykładów jest to, że podczas mało uczęszczanych seansów, albo takich o wczesnych porach, ludzie muszą koniecznie siadać na swoich miejscach. No dobra, ktoś za nie zapłacił, ale jak jest pięć osób na sali na krzyż, to czy naprawdę trzeba być aż tak drobiazgowym, żeby zwracać uwagę na takie pierdoły?
Ostatnia grupa, która jest jedną z tych najbardziej denerwujących, są dzieci. Czasem zdarza się tak, że jedyna wersja filmu jest z dubbingiem, albo zależy Ci na zobaczeniu jakiejś bajki. I jakoś trzeba przetrwać seans z salą rozwrzeszczanych dzieciaków, które nie umieją się zachować w odpowiedni sposób przez te dwie godziny. Odnoszę wrażenie, że rodzice jakby nie mieli władzy nad swoimi pociechami i podczas wyjścia do kina pozwalali im na zbyt wiele. Przez to dzieciaczki mogą drzeć się na pół sali i rozmawiać o wszystkim, tylko nie o filmie. Jest to pewna kwintesencja tych, którzy rozmawiają i robią wokół siebie bałagan. Jestem ciekawa, czy w dorosłym życiu też się będą tak zachowywać na filmach i przerodzą się
w bardziej zaawansowaną formę denerwujących ludzi.
Był to bardzo subiektywny przewodnik po tym, jak zdenerwować ludzi, którzy chcą w spokoju obejrzeć film. Za każdym razem, kiedy jeden z powyższych punktów pojawia się podczas mojego seansu zaczynam się zastanawiać, dlaczego nie zostałam w domu i nie oglądnęłam jakiegoś filmu w Internecie. Chyba dlatego, że kino ma swój specyficzny klimat, którego nie da się zastąpić domową atmosferą. Mam też świadomość tego, że tym tekstem świata nie zmienię i ludzie i tak będą zachowywać się tak jak zwykle, bo tak uważają, że jest dobrze. Ale mam nadzieję, że chociaż może minimalnie przyczynię się do uświadomienia niektórych na zwrócenie uwagi na własne zachowania podczas kinowego seansu.
Tekst: Iwona Dominiec