Jazz w ogrodzie: Joe Lovano & Marcin Wasilewski Trio

Autor: dnia: 15 lipca, 2025

9.07.2025

Ogród Botaniczny Uniwersytetu Jagiellońskiego

Wyobraźcie sobie ogród – miejsce pełne najrozmaitszych gatunków drzew, krzewów, kwiatów. Niedaleko ścieżka prowadząca do kolorowej, kwitnącej rabaty, a po przeciwnej stronie wysoka na 21 metrów szklarnia z majestatycznym pomnikiem przyrody – daktylowcem kanaryjskim. W oddali słychać przelatujące ptaki, w zaroślach rechoczą żaby. A zapachy? Wyczuwam wilgotną korę drzew, mokre liście, ziemisty zapach odpoczywającej po deszczu przyrody. Na fragmencie łąki na uboczu scena, a tam już za kilka chwil wspaniali artyści grający muzykę, którą uwielbiam: jazz. Piękniejszego wieczoru nie mogłam sobie wyobrazić.

 

fot. Jacek Raciborski

Do ogrodu dotarłam godzinę przed rozpoczęciem koncertu. Już wtedy u bram stała spora grupa miłośników jazzu. Przyjechali z różnych części Polski, nawet z Poznania, czy Gdańska. W oczekiwaniu na zajęcie jak najlepszego miejsca (widownia została podzielona na trzy sektory, ale bez miejsc numerowanych w ich obrębie), rozmawialiśmy o twórczości Joe Lovano i Marcina Wasilewskiego, a także o zbliżających się koncertach innych artystów, których również nie można przegapić. Zaopatrzeni w peleryny przeciwdeszczowe na wypadek zapowiadanej ulewy, zasiedliśmy na widowni. Z ekscytacją wypatrywaliśmy muzyków. „Już są! Już Joe rozgrywa się przy namiocie!”

Na scenę wkroczył Europa Quartet w składzie: Marcin Wasilewski (fortepian), Sławomir Kurkiewicz (kontrabas) i Michał Miśkiewicz (perkusja), a z nimi muzyk-legenda światowego jazzu: Joe Lovano (saksofon tenorowy, tarogato). Zespół rozpoczął europejską trasę koncertową, promującą najnowszy album Homage, który ukazał się 25 kwietnia tego roku. To już druga płyta tego składu wydana przez legendarne ECM Records, tym razem z Joe Lovano jako liderem i autorem większości kompozycji.

Koncert zapoczątkował solowy wstęp Lovano na saksofonie tenorowym w kompozycji Giving Thanks z albumu Homage – pełen refleksyjności, barw i improwizacyjnej niekonwencjonalności. Stopniowo dołączyła sekcja rytmiczna przechodząc w kolejną, tym razem dużo starszą kompozycję Joe – Fort Worth z albumu From The Soul (forma 24-taktowego bluesa, w szybkim tempie). Niesamowicie porusza mnie styl gry Lovano, to w jaki sposób łączy wolność i otwartość z głęboko osadzoną tradycją. Swobodną, improwizowaną podróż przez brzmienia i tonacje poszerza o bebopowe frazy, a jego swing wręcz zmusza do bujania się na krześle. Znakomite było również solo Marcina Wasilewskiego – pięknie melodyjne, stylowe z bluesowymi ozdobnikami, wspaniale zbudowaną harmonią i energią, którą Lovano przejął na swoje solo.

W tym momencie koncertu deszcz padał już bezlitośnie. Muszę przyznać, że wizja siedzenia przez prawie dwie godziny w ulewie nie napawała optymizmem. Choć dla mnie peleryna była wystarczająca, a deszczowa sceneria ogrodu wytwarzała mroczny, tajemniczy klimat, to jednak komfort odbioru koncertu byłby znacznie większy, gdyby dostępne było jakiekolwiek zadaszenie. Lokalizacja w ogrodzie zmusza niestety do pewnych kompromisów i nie zawsze można trafić na ciepłą, letnią noc. Choć scena była zadaszona i dla artystów sytuacja nie była szczególnie komfortowa. Przy 15 stopniach Celsjusza marzną dłonie, trudniej grać szesnastkowe przebiegi i szybko rozstrajają się instrumenty, w tym również fortepian, którego przecież nie nastroimy w trakcie koncertu. Mimo trudnych warunków atmosferycznych zespół zapewnił grę na najwyższym poziomie, a zmiany w intonacji nie były zauważalne (choć dla samych muzyków mogły być frustrujące).

Trzecią kompozycją było Glimmer of Hope Marcina Wasilewskiego z pierwszej płyty polskiego trio z Lovano Arctic Riff (ECM Records, 2020). Liryczna ballada rozpoczęła się od wstępu fortepianu, budującego piękną przestrzeń dla reszty zespołu. Solo Wasilewskiego określiłabym mianem melodyjnej wirtuozerii. Wspaniale wzbogacone zostało przez akompaniament Michała Miśkiewicza i kolory wprowadzane przez Sławka Kurkiewicza. W dodatku subtony grane przez Lovano podczas jego solo, to nie tylko dzielenie się muzyką, ale i uczuciami! Przepiękny muzyczny pejzaż, którego kontynuacja nastąpiła w kompozycji Golden Horn z najnowszego albumu kwartetu. Na uwagę zasługuje wykorzystanie przez Lovano licznych perkusjonaliów, w tym charakterystycznie brzmiących małych gongów, grzechotek i kołatek. Joe wykorzystywał je w trakcie grania rubato wstępu, później do tworzenia tła w czasie solo fortepianu już w timie. Tu też wykorzystany został charakterystyczny riff kontrabasu w prostym groovie, a także solo Lovano na tarogato. Ten niecodzienny instrument brzmieniowo i technicznie zbliżony jest do saksofonu sopranowego, wizualnie przypomina klarnet.

Evolution to druga już podczas tego koncertu kompozycja z płyty From the Soul wydanej w 1992 roku przez wytwórnię Blue Note Records. Koncertową aranżację rozpoczął solowy akt perkusji, przejęty w następstwie przez kontrabas. W bardzo ciekawy sposób improwizował Kurkiewicz tworząc dwie linie melodyczne w osobnych oktawach. Dalej solo Lovano: najpierw w trio, później dodatkowo z akompaniamentem Wasilewskiego. Bardzo ciekawa była praca z tempem, przechodzenie z wolnego swingu na medium i double time w trakcie formy, dużo gęstsza linia kontrabasu pod solo Wasilewskiego, grającego miejscami większymi wartościami, jakby w half-time.

The Dawn of Time pochodzące z płyty Universal Language (1993) to kolejny przykład rasowego jazzowego brzmienia (i genialnych solówek Marcina, Sławka i Joe). Nogi aż rwały się do tańca, co z łatwością można było zaobserwować zarówno wśród publiczności jak i samych muzyków. Cóż za klimat!

Zapowiadając utwory Joe dziękował za możliwość dzielenia się muzyką i uczuciami, eksplorowania i radosnego tworzenia. Wspomniał, że pierwszy raz był w Krakowie w 1977 roku z zespołem Woody’ego Hermana Thundering Herd, po czym skwitował: „ And we’re thundering right back today. Thank you. Mhmm. The dawn of time, dawn of time.”

Dalej Love in the garden, czyli pierwszy utwór na płycie Homage (autorstwa Zbigniewa Seiferta, w zespołowej aranżacji). Szczerze uwielbiam tę nastrojową, liryczną kompozycję, a wykonana na żywo w ogrodzie? Coś absolutnie wspaniałego. Na koniec wybrzmiało genialne L’amour Fou Marcina Wasilewskiego z albumu Arctic Riff, czyli kompozycja z tych, które pozostawiają publiczność ożywioną, zachwyconą i pragnącą jeszcze więcej. Wspaniały drive! Zresztą znakomite ułożenie kolejności utworów to kolejny z atutów tego wydarzenia – pełna gama kompozycji, różnorodność, zmiany dynamiki i ciągłe utrzymywanie uwagi słuchacza, aż do ostatniego dźwięku.

Jako saksofonistka i miłośniczka jazzu nie kryję fascynacji twórczością Lovano. Zachwyca mnie nie tylko jego bogata dyskografia i rola w jazzowej edukacji, ale przede wszystkim charakterystyczny styl gry. Łączy bogatą jazzową tradycję z awangardową, często atonalną, jazzową współczesnością. Zachwyca brzmieniem, zaskakuje oryginalnością pomysłów, rytmiką, jest niesamowicie sprawny technicznie, a każdą frazę gra z intencją, różnicując przy tym tempo, dynamikę i swobodnie żonglując barwami. A Marcin Wasilewski Trio? Nie bez przyczyny nazywa się ich jednym organizmem. To fantastyczni muzycy, doskonale zgrani, każdy wnoszący swoją część do bogatej palety zespołowych barw.

Pozostało tylko wypatrywać kolejnych jazzowych doświadczeń, o których z chęcią opowiem w nadchodzącym radiowym sezonie w audycji Jazzgot. Już teraz serdecznie zapraszam na powakacyjny odcinek poświęcony twórczości Joe Lovano – tam też zdradzę o czym rozmawiałam z jednym z moich największych jazzowych mistrzów. Tymczasem miejcie uszy otwarte i niech jazz będzie z Wami!

Weronika Kuś
Jazzgot

Organizatorem wydarzenia była firma Svitlo Concert

Zdjęcie w tle: Jacek Raciborski


Kontynuuj czytanie

Aktualnie gramy

Tytuł

Artysta

Audycja on-air

Przerwa na Fifkę

09:00 10:00

Background