Gdzie dwóch się bije, tam wrażenia w kinie
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 12 kwietnia 2024
Nadszedł czas na kolejne starcie dwóch najsłynniejszych gigantów w popkulturze. Godzilla
i Kong: Nowe Imperium to już piąty film z wypełnionej potworami sagi MonsterVerse, który jest jednocześnie sequelem produkcji Godzilla vs. Kong. Reżyser Adam Wingard po raz drugi krzyżuje ścieżki tytułowych tytanów, by dostarczyć nam jeszcze więcej akcji osadzonej w świecie sci-fi. Film miał polską premierę 28 marca, zaś aktualna ocena 6,10/10 na Filmwebie na dzień dzisiejszy plasuje go na 27. miejscu wśród najlepszych filmów 2024 roku. Czy jednak Nowe imperium wnosi do losów Godzilli i Konga coś nowego?
Wracamy do tego, z czym zostawiła nas poprzednia część – nadal eksplorujemy niezbadane zakątki Ziemi, odkrywamy tajemnice kryjące się za mitami oraz walczymy z kolosalnymi zagrożeniami czyhającym na życie gigantów i ludzi. Mamy więc nie tylko wątki znane z poprzedniej części, ale również nie odstępują od nas sekrety samej Wyspy Czaszki. W skrócie: kto widział poprzednie części (albo
3 jakiekolwiek filmy akcji), może z łatwością domyśleć się fabuły już na starcie. Tym razem jednak oprócz samego pojedynku gigantów reżyser dotyka głębszych tematów – rodziny, akceptacji, wspólnoty czy poszukiwania własnego miejsca. Odnoszą się one w znacznej większości do King Konga, który jest centralną postacią tego filmu – niestety gadziego „króla potworów” tym filmie jest niewiele. A szkoda, bo zwłaszcza po Oscarze dla Godzilla Minus One, ten jaszczurzy potwór umocnił się jako porządna marka. W tym przypadku więc zagłębiamy się w emocje Konga oraz jego rolę w ratowaniu świata – wykorzystane zostają motywy rodem z Króla Lwa, dzięki którym lepiej poznajemy naszego małpiego giganta.
Jako, że mamy do czynienia z kontynuacją, powraca również obsada aktorska z Godzilla vs. Kong. Największym plusem postaci ludzkich w tym filmie jest to, że nie mają one większego znaczenia: odzywają się tylko po to, by wyjaśnić zawiłości fabuły bądź rzucić żartem. Nie rozpraszają, nie denerwują, nie grają na czas – aktorzy mają wprowadzić nas w klimat i poprowadzić po nieznanych terenach, co im się udaje. Warto tutaj docenić kreacje Rebecci Hall, Briana Tyree Henry’ego,
a w szczególności Dana Stevensa, który bawi się rolą i sprawdza się jako comic relief. Na pochwałę zasługuje także 11-letnia Kaylee Hottle, która powraca jako Jia, bohaterka połączona z Kongiem wyjątkową i silną więzią.
Wróćmy jednak do prawdziwych gwiazd tej produkcji. Godzilla i Kong prezentują się przez większość czasu bardzo dobrze. Pierwsze monstrum wygląda należycie „gadzio”, a jego atomowy oddech robi wrażenie. Z kolei ogromny goryl pozostaje bardzo ekspresyjny – nawet w scenach bez udziału ludzi przekazuje widzowi wszystko, co ten musi wiedzieć. W tym przypadku CGI nie razi w oczy, czego nie można powiedzieć o reszcie stworzeń. Powrót jednej z już znanych postaci wyszedł co prawda interesująco, jednakże reszta potworów wypada dość nijako – zwłaszcza główny antagonista tej części. Niemniej przyznaję – sceny walki między bohaterami, a zwłaszcza finałowa bitwa, to prawdziwa jazda bez trzymanki.
Wymienione postacie żyją w uniwersum, które z każdą chwilą staje się coraz bardziej dziwaczne
i niedorzeczne – możemy pożegnać się ze względnie realistycznym światem z początku serii o Godzilli. Latające auta czy auto-kamuflaż sprawiają, że jesteśmy w stanie przyzwyczaić się do mocarnych tytanów, którzy zamiast przerażać zapewniają komizm sytuacyjny. Jednocześnie jednak takie środowisko daje montażystom pole do popisu, co widzimy zwłaszcza przy odkrywaniu niezbadanych terenów – zmiany perspektywy, efekty 3D, różnice w skali wielkości potrafią w niektórych momentach przyprawić o zawrót głowy. Całość dopełnia ścieżka dźwiękowa autorstwa Toma Holkenborga (pseud. Junkie XL), który skomponował również muzykę do poprzedniej części – możemy wychwycić więc powrót do motywów z Godzilla vs. Kong, które bardzo płynnie łączą się z mitycznymi brzmieniami
i mocniejszymi akcentami.
Widowiskowy, lekki, zwariowany – w tych trzech słowach można podsumować ten film. Nie znajdziemy w Nowym Imperium niczego odkrywczego ani przełomowego w historii dwóch potworów – generyczna fabuła i oklepani bohaterowie są wręcz typowi dla akcyjnego średniaka. Jednak trzeba przyznać twórcom, że struktura opowieści sumiennie trzyma się zasad i wątków znanych fanom MonsterVerse,
a epicki i satysfakcjonujący finał oglądany na wielkim ekranie rekompensuje trochę wcześniejsze zastoje w akcji. Moim zdaniem samo zakończenie filmu jest zdecydowanie zbyt pochopne – tak, jakby scena urwała się w połowie bez żadnego wyjaśnienia dla widzów. Mimo to, jeśli szukamy nieangażującej rozrywki z humorem, to ta produkcja jest w stanie zapewnić nam chwile dobrej zabawy w gronie przyjaciół. Co więcej, patrząc na ogrom nowych, nieodkrytych terenów i wątków, możemy liczyć na więcej sequeli z Godzillą i Kongiem w przyszłości.
Aleksandra Kubas