Definicja idealna filmu apokaliptycznego -„28 lat później”

Autor: dnia: 10 lipca, 2025

„28 lat później” to nie tylko kontynuacja kultowej serii, ale zupełnie nowe otwarcie, które idealnie definiuje pojęcie filmu apokaliptycznego. To bez wątpienia najlepszy film o końcu świata, jaki widziałem – emocjonalny, brutalny, a jednocześnie głęboko ludzki.

Po dwóch dekadach od wydarzeń z „28 tygodni później” świat zdaje się być pogrzebany pod gruzami cywilizacji. Ludzkość zdziesiątkowana przez tzw. „rage virus”  zniknęła z powierzchni ziemi, a przetrwanie stało się surowym i bezlitosnym rytuałem.

W tym właśnie świecie Danny Boyle – wracający po latach za kamerę – snuje nową opowieść: dojrzalszą, a jednocześnie wierną korzeniom gatunku. Główna bohaterka, Isla (w tej roli znakomita Jodie Comer), żyje na odizolowanej wyspie. Gdy poważnie choruje, jej syn- Spike wyrusza na stały ląd w poszukiwaniu pomocy. Odkrywa tam rzeczywistość jeszcze bardziej brutalną niż ta, którą zapamiętała z opowieści starszych. Ląd nie tylko jest pełen zainfekowanych, ale także ludzi, którzy ewoluowali w coś równie groźnego. Paradoksalnie, to nie zombie stanowią największe zagrożenie, ale ci, którzy przeżyli.

„28 tygodni później” – świat pogrzebany pod gruzami cywilizacji

Narracja filmu opiera się na dwóch filarach: przetrwaniu i tożsamości. Przetrwanie to walka z zewnętrznym światem pełnym przemocy, pustki i dehumanizacji. Ale tożsamość to coś głębszego: pytanie o to, kim jesteśmy po tylu latach izolacji, utraty i strachu. Boyle nie daje prostych odpowiedzi, ale rzuca widzowi emocjonalny granat prosto w serce. Ujęcia są niepokojąco piękne. Długie obrazy opustoszałych miast, spalonego krajobrazu i deszczowych pustkowi przypominają o estetyce pierwszej części. Z tą różnicą, że teraz świat jest jeszcze bardziej martwy. Boyle bawi się obrazami, aby oddać subiektywność i panikę postaci. Wrażenie autentyczności jest potężne. Film miejscami przypomina dokument, miejscami sen. A czasem – koszmar, z którego nie ma ucieczki.

 

Doskonałe kreacje aktorskie i przejmująca muzyka dopełniająca obrazu 

Aktorstwo to kolejny ogromny atut. Comer jest zjawiskowa – emocjonalna, surowa, pozbawiona maniery. Jej postać nie jest superbohaterką, ale zwykłą dziewczyną w ekstremalnej sytuacji. Aaron Taylor-Johnson i Ralph Fiennesn dopełniają obsady – szczególnie ten drugi w roli doktora Kelsona, postaci moralnie niejednoznacznej, balansującej na granicy szaleństwa i geniuszu. Ich sceny mają w sobie ogromne napięcie. Nie można też nie wspomnieć o muzyce. Ścieżka dźwiękowa jest subtelna, ale potrafi uderzyć emocjonalnie. Ambientowa muzyka miesza się z pulsującym niepokojem. W niektórych scenach, bez słów – muzyka dosłownie prowadzi narrację, przejmując rolę dialogu.

To nie jest zwykły film apokaliptyczny…

Największą siłą filmu jest jednak jego emocjonalna głębia. „28 lat później” to nie tylko film o wirusie i zombie. To obraz samotności, straty, pamięci i nadziei. W świecie, który dawno się rozpadł, bohaterowie wciąż próbują odnaleźć coś ludzkiego, takiego jak dotyk, spojrzenie czy wspomnienie. I to właśnie sprawia, że ten film nie tylko przeraża, ale głęboko porusza.

Na szczególną uwagę zasługuje końcówka. Finałowa scena pozostaje w głowie na długo. Jest w niej wszystko: rozpacz, piękno, gniew, nadzieja. „28 lat później” to film, który nie tylko odświeża gatunek, ale go przeobraża. To opowieść o końcu świata, który dzieje się nie tylko na zewnątrz, ale i w nas samych. Gdyby tylko jeden film apokaliptyczny miał przetrwać – to właśnie ten.

– Zosia Borkowska

Otagowane jako

Aktualnie gramy

Tytuł

Artysta

Audycja on-air

Last Stint 1

12:00 13:00

Background