Debiut Ultrasonic
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 26 marca 2022
Niewielki zespół z niedużego miasta, ale z niemałymi sukcesami. Mowa o oświęcimskim duecie Ultrasonic, który osobiście znam już całkiem długo, a o którym jakiś czas temu zaczęło robić się coraz głośniej na polskiej scenie muzycznej. I choć zazwyczaj piszę o płytach oscylujących raczej wokół rocka, muzyki alternatywnej i brzmień trochę folkowych, dzisiaj przedstawiam nowość spod szyldu „muzyka elektroniczna”.
Ultrasonic działa od 2018 roku. Tworzą go muzycy Kamila Sibik i Janusz Majcherek, którzy nie tylko są wykształceni muzycznie, ale także sami kształcą – uczą gry na różnych instrumentach, głównie w oświęcimskim Młodzieżowym Domu Kultury. Jednak nie są znani wyłącznie tam. O zespole i jego debiutanckiej płycie Ultrasonic pisano na wszelakich portalach muzycznych (chociażby na eskarock.pl), a niektóre utwory z płyty figurowały także w listach przebojów.
Album jest utrzymany w tonach darkwave i synthwave, które można określić jako muzykę elektroniczną z pewnymi domieszkami alternatywy. Płyta zawiera dziesięć utworów, które razem tworzą dość interesującą historię. Ultrasonic w wywiadach oraz innych wypowiedziach podkreślają, że piosenki te są pewnego rodzaju zapisem ich historii oraz osobistych przeżyć – wszystkie numery o czymś opowiadają. Można odnieść wrażenie, że mają one charakter dość nostalgiczny, melancholijny, momentami nawet mroczny. Sama oprawa graficzna albumu, utrzymana w odcieniach czerni i bieli, podbija ten właśnie nastrój. Co ciekawe, duet przyznaje, że na klimat płyty wpłynęła sytuacja pandemiczna – natomiast, jak można się przekonać, nie jest to motyw przewodni płyty.
Jeśli chodzi o warstwę muzyczną, to Ultrasonic zdaje się celować w prostotę – pozornie. Mam na myśli numery zbudowane na prostej zasadzie (bez bardziej skomplikowanych form), gdzie największym atutem staje się swoiste żonglowanie elektronicznymi brzmieniami. Duet w ciekawy sposób przywołuje klimaty muzyczne z nieco starszych lat, ale dodaje od siebie własne koncepcje. Jest to więc prostota w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu, bo zrobiona z dużym smakiem. Na płycie znajdziemy numery, które postawić można w różnych punktach spektrum dynamiki – są te z mocniejszymi, niemal topornymi rytmami i silnymi wokalami, a także te bardziej wyważone, jednak nie nudne. Nie mogę zapomnieć o nietypowych efektach (szczególnie tych nałożonych na wokal, jak w przypadku piosenki Prison), chwytliwych melodiach i motywach oraz o dużej przestrzeni, która dominuje w większości numerów na krążku.
Mówiąc zaś o tekstach – każdy utwór traktuje o czymś innym, jednak cechą, która łączy wszystkie teksty Ultrasonic jest dosyć duża refleksyjność. Sądzę, że mogę zaryzykować stwierdzeniem, iż w pewnym sensie zespół opowiada o rzeczach, z którymi w większości możemy się wszyscy identyfikować. Nie chcę uogólniać, więc przywołam kilka krótkich przykładów. I tak w piosence Azyl słuchamy o wartościach, które chcemy zachować w obawie przed ich stratą. Kara opowiada o bezsilności i o tym, że istnieją rzeczy poza naszą kontrolą. Wspomniany przeze mnie wcześniej numer Prison to piosenka o zamykaniu się w sobie, samotności i bólu; Awekening za to jest czymś w rodzaju myśli, która pojawia się w naszej głowie, gdy rozpoczynamy jakąś nową drogę, nowy etap. Na płycie znajdują się także dwa utwory instrumentalne.
Polecam Ultrasonic miłośnikom elektronicznych brzmień, ale też zachęcam, by i osoby z nieco innych muzycznych obszarów (jak ja) poszukały na płycie jakiegoś swojego ulubieńca. Na podsumowanie, jako małą zajawkę, podrzucam Karę. Mam nadzieję, że zostaniecie z Ultrasonic na dłużej.
https://www.youtube.com/watch?v=bpmiyaohdiY
Zdjęcia pochodzą ze strony na Facebooku zespołu.
Weronika Boińska